Po zakończeniu mikrobiologicznego i diagnostycznego szaleństwa nastał upragniony IV rok. Rok gdzie już większość zajęć stanowiły przedmioty kliniczne na oddziale. Główną część teorii mieliśmy już za sobą. Czułem że już jest coraz bliżej końca niż początku.
IV rok według mnie był najlepszym rokiem na całych studiach. Idealny czas na rozwijanie swoich pasji i zainteresowań, prowadzenia życia towarzyskiego, wyjazdów na sympozja i konferencje czy też zakochania się.
Na IV roku w listopadzie mieliśmy półmetek. Impreza zrobiona w stylu studniówki, czyli dziewczyny w sukienkach, a panowie w garniturach. Elegancka sala, ładnie przystrojone stoły, piękna zastawa, orkiestra i my studenci IV roku (z osobami towarzyszącymi). Studia medyczne są uważane za elitarne przez niektórych. Niestety zachowanie niektórych kolegów na pewno by ich z tej elity skreśliło. Nie ma co ukrywać, ale czy ktoś mądry czy nie to jak ma wyjść z niego chamstwo to wyjdzie prędzej czy później. Obsługa sali skomentowała zachowanie niektórych osób: gorzej niż maturzyści. I mieli rację. Ja też sobie popiłem na tej imprezie. Razem z koleżanką kupiliśmy sobie 0,7l na całą noc. Wystarczyło nam żeby się dobrze bawić, być w świetnym humorze, wypić toast ze znajomymi, nie mieć problemów żołądkowych i nie przynieść sobie wstydu.
Zajęcia na uczelni były od poniedziałku do czwartku, zwykle najpóźniej do 11.30. Raz w tygodniu farmakologia była po południu, ale czasu wolnego nie brakowało. Jak dla mnie IV rok to były totalne wakacje - tym bardziej, że na III roku był dla mnie istny zapierdziel, więc należał mi się odpoczynek. Nauki trochę było, ale na pewno nikt się specjalnie nie przemęczał - przynajmniej nie ja :P W każdej sesji był tylko jeden egzamin.
Jako, że już umiałem zbadać pacjenta to zacząłem bardziej się udzielać w kołach naukowych. W drugim semestrze (a i w wakacje też mnie nie brakowało) to na naczyniówce siedziałem non stop, w międzyczasie bywając na zajęciach. Na IV roku miałem już wiele okazji zobaczyć, czy wręcz "dotknąć" prawdziwej medycyny. I za każdym razem coraz bardziej się upewniałem, że to jest to co chcę robić w życiu.
Wiele uczelni ma zajęcia kliniczne zblokowane. Ja miałem standardowy plan: poniedziałek interna, wtorek chirurgia itd... Oczywiście każdy system prowadzenia zajęć ma swoje wady i zalety, ale jakby nie patrzeć to w czwartek o 10.30 zaczynałem weekend.