Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

poniedziałek, 30 lipca 2012

Ostatnie pakowanie

Pakowanie w drogę powrotną jest z reguły łatwiejsze. Przynajmniej nie trzeba wybierać tego co należy zabrać ze sobą. A niektórych rzeczy ubywa, bo wiadomo przecież że tubka pasty do zębów wieczna nie jest. No ale zrobiłem też małe zakupy, które jednak ważą (dziwnie musiałem wyglądać na dziale warzywnym ważąc butelkę oliwy z oliwek) i gdzieś należy je zmieścić, co może być kapeczkę problematyczne :P

Ostatnie spojrzenie na Watykan, ostatnie rzut okiem na Koloseum, ostatnie dwa zdjęcia pod Fontanną di Trevi i na szczęście ostatnia przejażdżka rzymskim metrem wypchanym po brzegi azjatyckimi turystami:]
Btw. Dziś w metrze był saksofonista, a córeczka wykonywała układ choreograficzny.
Przyszedł już czas opuścić Wieczne Miasto - tym bardziej że buty, które zwykłem eksploatować w czasie zwiedzania dziś się już prawie rozleciały.

Przyznam, że Rzym ładnym miastem jest i zrobił na mnie wrażenie. Niesamowite jest przechadzać się uliczkami i co chwilę natykać się na jakąś starożytną świątynię czy pomnik z jakimś Rzymianinem, który jest na wyciągnięcie ręki i każdy może sobie dotknąć. I w porównaniu do Perugii jest mniej górzysty.

Pewnie kiedyś jeszcze tutaj wrócę, wszak zostało jeszcze do odkrycia wiele starożytnych ruin przede mną.

niedziela, 29 lipca 2012

Polski obiadek

Siedząc już 3 tygodnie na obczyźnie, objadając się pizzą i makaronami, zachciało nam się z koleżanką polskiego obiadu, najlepiej takiego złożonego z dwóch dań, a co! Taki chwilowy patriotyzm nam się udzielił xD Na tę okazję wybraliśmy się wczoraj do hipermarketu po zasadnicze sprawunki. Kupiliśmy kilogram kartofli i buraczki tarte firmy "Rolnik" (nie wiem czemu myślałem, że są marki "Pudliszki"). Mieliśmy do wyboru jeszcze gołąbki ze słoika - zastanawiam się czy Włosi cokolwiek kupują z naszych produktów kiedy etykiety są tylko po polsku i oni nie wiedzą co tam w środku mogą znaleźć. Do tego powinien oczywiście być kotlet schabowy, ale my zdecydowaliśmy się na pierś z kurczaka, bo akurat mieliśmy jej nadmiar w domu.

Przygotowanie tradycyjnego polskiego posiłku, mając nawet główne produkty nie jest wcale takie proste. Obieranie ziemniaków tępym nożem nie należy do przyjemności - niestety nie mieliśmy na stanie obieraczki, za to otwieraczy do butelek aż nadto. Później się okazało, że nie mamy tłuczka do mięsa. Wałek do ciasta nie spełnił się w tej roli - dziwne, bo wiele razy kobiety wykorzystują go, aby tłuc nim swoich mężczyzn po głowach wracających nad ranem po całonocnej libacji przy pokerku u kolegi.

sobota, 28 lipca 2012

Piątek w stylu retro

Wybraliśmy się wczoraj na imprezę. Wielkie to wydarzenie było, bo planowane już od środy. Zapisaliśmy się na listę gości, więc mogliśmy rozpocząć przygotowania na wielki wieczór. Z tej okazji po raz pierwszy tutaj przywdziałem długie spodnie w beżowym kolorze.

Po wstępnym biforze na mieszkaniu, pięknie wystrojeni, udaliśmy się w miejsce spotkania pod Koloseum. Tam czekało na nas jeszcze trzech Polaków, Chorwatka i Szwajcarka. Jak przystało na nas to musieliśmy się spóźnić jakąś godzinę. Oficjalna wersja była taka, że autobus nie przyjechał, a później metro nam uciekło. Nieoficjalnie wiadomo, że jak się we Włoszech umawia na 22.30 to jest to taka godzina orientacyjna - my akurat wtedy wyszliśmy z domu.

Dotarliśmy pod klub. W sumie klub to zbyt dużo powiedziane. Impreza pod gwiazdami była. Udaliśmy się pod bramkę dla VIPów, bo przecież na liście gości jesteśmy, to ominiemy tą kolejkę co jest przy wejściu. Oczywiście szybko sprowadzono nas na ziemię i nie wiedzieć czemu my też mieliśmy się w tej kolejce ustawić. Jak się okazało hasło dnia Roma piu nie było hasłem dla VIPów, ale tylko po to żeby w ogóle wejść na imprezę. Ale później i tak siedzieliśmy w loży VIPowskiej.

piątek, 27 lipca 2012

Rzymskie metro

Pierwszy raz metrem miałem okazję przejechać się w Warszawie. Bardzo mi się spodobał ten środek komunikacji i ilekroć byłem w tym mieście to zawsze tak podróżowałem, aby przejechać się metrem.

W Rzymie też jest metro. Jednorazowa przejażdżka kosztuje 1,50 euro. Są do wyboru dwie linie: pomarańczowa linia A i niebieska linia B. Przecinają się dworcem głównym Termini. Trzecia linia jest w budowie. W samym Rzymie jest więcej linii metra niż u nas w całej Polsce:P Biorąc pod uwagę panujący w wiecznym mieście chaos drogowy i wieczne korki, to metro wydaje się być najlepszym sposobem, aby przemieszczać się z jednej strony miasta na drugą.

W związku z tym, że podróż metrem mi się podoba, ucieszyłem się kiedy koleżanka mi powiedziała, że będziemy nim zawsze do centrum jeździć. Bardzo szybko mi ta radość przeszła. Tutejsze metro jest delikatnie mówiąc brzydkie (kiedyś już wspominałem i użyłem bardziej dobitnego słowa). Stacje metra są małe, ciasne, nie ma miejsc siedzących i ogólnie za czysto to nie jest. Linia A to jeszcze ma jakieś nowsze wagoniki, ale linia B woła o pomstę do nieba  - wagoniki są stare, pobazgrane w każdym miejscu i ogólnie wywołują odruch wymiotny.

czwartek, 26 lipca 2012

Canale Grande

Wizyta w mieście kanałów zaliczona. Wczoraj dojechałem do Rzymu - dla odmiany tym razem z półgodzinnym opóźnieniem i to pociągiem bezpośrednim.

Wenecja jest naprawdę piękna. Pogoda dopisała, bo słońce zbyt mocno nie grzało, pierwsza część dnia była pochmurna, więc jak przyszedł czas na odpoczynek to słońce dopiero wychodziło. A później do wieczora już spokojnie można było spacerować. No i oczywiście warto zobaczyć Wenecję nocą, kiedy budynki są podświetlone. Dwa dni to trochę mało na jej zwiedzenie, dlatego zostało tam kilka miejsc (m.in. pałac Dożów i okoliczne wysepki), które planuję odwiedzić w bliżej i dalej nieokreślonej przyszłości. Ale po Canale Grande się przepłynąłem, zdjęć pamiątkowych napstrykałem co nie miara. Walorów zapachowych na szczęście nie uświadczyłem.

niedziela, 22 lipca 2012

Miasto Gondoli

Po ostatnim weekendzie w Perugii (wczoraj jeszcze burza z gradobiciem nas zaskoczyła), który wcale nie był taki intensywny jak planowaliśmy (Perugia nie jest dobrym miejscem na imprezy w lipcu, bo większość knajp jest zamykana już o 2 mimo ze klientów nie brakuje) dotarłem do Wenecji. 5 godzin pociągiem z dwiema przesiadkami (w Polsce taka odległość byłaby pokonana w czasie dwa razy dłuższym) wcale nie było takie straszne - wagoniki były klimatyzowane a siedzenia wygodne... gdyby u nas było takie interegio... i o dziwo jak na Italię żadnych opóźnień.

piątek, 20 lipca 2012

Via della Cupa

Żyję, jakby kto się martwił o mnie czy aby samolot z mojej 'egzotycznej wyspy' doleciał na kontynent:P

Od wtorku urzęduję na jeszcze starszych śmieciach, czyli w Perugii. To tutaj stawiałem swoje pierwsze włoskie kroki. To tutaj miałem swoje pierwsze mieszkanie na Via della Cupa (nieoficjalnie istnieje jeszcze Via della Dupa - taka długa ulica z dużą ilością schodów na których można sobie wyrobić mięśnie pośladkowe:P). To tutaj zaczął się mój Erasmus.

Perugia jest w samym sercu przepięknej Umbrii. Dookoła piękne góry  z mnóstwem miejsc do robienia zdjęć z ładnymi widoczkami. Samo miasto tez jest urokliwe, a przynajmniej centrum, bo dalej się nie miałem okazji zapuścić. Pełne zakamarków i malutkich ciasnych uliczek tętniących życiem w dzień i w nocy. Pełne wzniesień, pagórków i schodów, wiec jak ktoś ma problemy z chodzeniem pod górkę to powinien sobie jednak odpuścić dłuższą wizytę w tym miejscu:P

Oczywiście pierwszym najważniejszym punktem wycieczki był bieg po schodach z walizka, na szczęście w dół a nie pod górę:P

poniedziałek, 16 lipca 2012

Pakowanie vol. 3

Jutro kolejna podróż przede mną. Wyruszam na jeszcze starsze śmieci :P

Poprzednim razem jak się pakowałem to myślałem, że mam z 15 kg. Okazało się, że ledwo 11 przekroczyłem. W stronę powrotną wszystko wydawałoby się łatwiejsze, bo przecież pastę do zębów zużyłem i krem do opalania to bagażu przecież ubyło, ale jednak jest odwrotnie. Zakupy małe zrobiłem i przybyło mi ponad 1 kg. Nie martwię się zbytnio, że ktoś mi go zważy (ale jak zważy to będzie jednak problem), ale tym, że w mojej walizce fizycznie nie ma już miejsca:P

sobota, 14 lipca 2012

Sjesta

Włoska sjesta to jest to co mi się bardzo podoba.

Początkowo trudno było mi się przyzwyczaić, że koło 13-14 dosłownie wszystko jest zamykane i otwierane dopiero w okolicach godziny 17. W takie upalne dni sjesta jest najlepszym sposobem na przetrwanie, kiedy słońce najbardziej praży. Nawet na plaży nie da się za bardzo wytrzymać, bo jest za gorąco. Można sobie wtedy spokojnie zjeść obiad, a później zafundować krótką drzemkę. Gorzej tylko jak coś do obiadu zabraknie, bo nie ma wówczas możliwości wyskoczenia do sklepu po drugiej stronie ulicy :P

czwartek, 12 lipca 2012

Stare śmieci

Od wczoraj urządzam sobie wędrówkę po 'egzotycznej wyspie". Niewiele się tutaj zmieniło przez ten rok. Miejsc dla turystów nie przybyło, komunikacja jak była niepunktualna tak jest nadal, kierowcy autobusów nadal uprzejmi jak kiedyś, przez każdą ulice można przejść bez problemu nawet na czerwonym świetle, ludzie  w sklepach wyluzowani i nigdzie się nie spieszą, w ZARZE nadal obniżki 50%, plaża w tym samym miejscu, a Siodło Diabelskie nadal starszy.

Niesamowite jest przechadzać się po miejscach, z którymi związane jest tyle pozytywnych wspomnień. Cudownie jest ponownie zobaczyć z Bastionu przepiękny widok na miasto i na morze, pić Mirto, jeść przepyszne lody na Piazza Yenne.

środa, 11 lipca 2012

Egzotyczna wyspa

O 9.30 postawiłem ponownie swoją stopę na mojej 'egzotycznej wyspie'. W czasie lotu miałem zapewnione atrakcje, bo samolot wpadł w niemałe turbulencje. Dodatkowo koło mnie siedziało małe dziecko, więc można sobie wyobrazić jaką minę miałem.

Po przylocie, ledwo wysiadłem z samolotu wypowiedziałem magiczne słowa: Ku*** to jest jakieś nieporozumienie. A nieporozumienie dlatego, że deszcz zaczął padać. Myślałem, że na mojej 'egzotycznej wyspie' deszcze padają tylko w zimie, sporadycznie wiosną. Rok temu o tej porze świeciło tylko słońce. Na szczęście stan taki trwał tylko kilka minut i koło 10.00 termometr już pokazywał 36 stopni. 

A od jutra zaczynam pracować nad moją opalenizną :))

wtorek, 10 lipca 2012

Pakowanie vol. 2

Kolejne pakowanie. Tym razem powinien się zmieścić w 10 kg. Dobrze wiem, że jest to niewykonalne.

Rzym zasadniczo zwiedzony, a przynajmniej te główne turystyczne punkty odwiedzone. Turystów bardzo dużo co utrudnia przemieszczanie się po uliczkach. Temperatura też swoje robi i po kilku godzinach padam z sił. Szkoda, że nie mam czasu na większe zwiedzanie, bo warto zobaczyć miejsca mniej popularne wśród przyjezdnych, a w których można poczuć ducha starożytnych czasów.

Jutro ląduję na mojej 'egzotycznej wyspie'. Czas odwiedzić stare włoskie śmieci. Później powrót do Perugii, więc zobaczę moje jeszcze starsze śmieci. A na deser zostawiam sobie wizytę w Wenecji :))

Z racji ograniczonego dostępu do internetu raczej nie ma się czego spodziewać w ciągu najbliższych kilkunastu dni.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Watykan & Koloseum vol. 2

Jak wczoraj wspomniałem dzisiaj poszedłem zwiedzać najmniejsze państwo świata czyli Watykan. Już o 9.30 stanąłem w kolejce do Bazyliki św. Piotra. Dwa lata temu miałem już okazję odwiedzić to miejsce, dlatego dzisiaj odpuściłem sobie Muzea Watykańskie. Za to wdrapałem się po 320 schodach na kopułę Bazyliki. Mogłem sobie podziwiać panoramę zarówno Watykanu jak i Rzymu. Później jeszcze szybkie zwiedzanie wnętrza świątyni i dałem sobie spokój z Watykanem. Za dużo turystów i strasznie ciężko się było przeciskać. Pieta od dwóch lat nie uległa zmianie, więc uważałem że nie muszę jej pstrykać fotek. Nową częścią w Bazylice jest za to kaplica błogosławionego Jana Pawła II - właściwie tylko z tego powodu udałem się tam jeszcze raz.

Skoro Koloseum już nocą widziałem to trzeba by zobaczyć i w dzień. Dlatego wsiadłem w metro, później w kolejne (przyznam, że metro w tym mieście jest obskurwiałe, warszawskie o wiele lepsze jest) i po 15 min znajdowałem się ponownie pod zrujnowanym stadionem.

Moc atrakcji

Jak widać doleciałem, więc w gazetach o mnie nie będzie... przynajmniej na razie :P

Po nudnej i samotnej podróży do Poznania, w czasie której obejrzałem film i zagrałem milion razy w sapera dotarłem do stolicy Wielkopolski. Odprawa przebiegała bez problemów i po drugiej stronie bramki spotkałem się z koleżankami z Erasmusa. Od razu zaczęliśmy świętować wakacje wznosząc toast bursztynowym napojem.

Do Rzymu dolecieliśmy przed czasem. Tuż po 20 postawiłem nogę na włoskiej części Europy. Koleżanka u której się tutaj zatrzymałem, obiecała mi moc atrakcji. Jak do tej pory wywiązuje się ze swojej obietnicy. Ledwo pojawiłem się na przylotach a już zafundowała mi pierwszą rozrywkę. Chciałem poinformować ją, że już doleciałem i zmierzam do jej rzymskiej meliny, ale jej telefon nie odpowiadał. Godzinę próbowałem się z nią skontaktować. Aż ostatecznie dorwałem płatny internet w cenie 1 euro za 4 minuty i nabazgrałem jej wiadomość na facebook'u. Okazało się, że koleżanka była poza domem i jej się telefon wyłączył i nie pamiętała PINu do swojego włoskiego numeru.

sobota, 7 lipca 2012

Wrocław - Poznań - Rzym

Walizki domknięte, polskie smakołyki spakowane, karta pokładowa wydrukowana, aparat fotograficzny gotowy, więc pora ruszać w świat.

12.26                                       15.38
Wrocław Główny        -        Poznań Główny

18.15                                      20.25
Poznań Ławica            -        Rzym Ciampino


Jak dolecę to coś napiszę. Jak nie dolecę to na pewno napiszą o tym w gazetach, więc tak czy owak jakieś info o mnie gdzieś będzie :P

W każdym razie jeszcze dziś planuję oglądać własnymi oczyma Koloseum i pić włoskie wino.

czwartek, 5 lipca 2012

Pakowanie

Koszulka...
Spodenki...
Buty...
Pasta do zębów...
Olejek do opalania...
Ręcznik...
Przewodnik...
... co jeszcze ??

Wielkie pakowanie rozpoczęte. Walizki gotowe, aby się zapełnić.

Jak zawsze mam wielki dylemat co zabrać. Jak jechałem na rok to było oczywiste, że należy zabrać wszystko [czyt. jak najwięcej]. A teraz trzeba wybierać. Trudno się na coś zdecydować, bo skąd mam wiedzieć, że akurat ta rzecz mi tam przypadkiem nie będzie potrzebna. To nic, że tutaj jej nie używam (ba! nawet niekoniecznie pamiętam o jej istnieniu), ale tam na pewno będzie mi niezbędna, wszak w wielkim świecie będę. Jakby się uprzeć  to dwie pary spodni i trzy bluzki by mi starczyły, tylko, że ja się tam nie wybieram na wielkie pranie :P

Do wylotu 54 godziny...

poniedziałek, 2 lipca 2012

"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet"

Od kilkunastu dni zaczytywałem się w kryminalnej powieści Stieg'a Larssona pt. "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" czyli pierwszego tomu trylogii Millenium.


Tuż przed jej zakupem przeczytałem ocenę tej powieści na blogu u Faceta po godzinach, która jeszcze bardziej skłoniła mnie do jej nabycia, choć i tak była na szczycie mojej listy książkowej.

niedziela, 1 lipca 2012

Ciechan miodowy

Moje szczęście wyjechało na weekendową imprezę. Ja bym najchętniej nie wypuszczał telefonu z ręki i dzwonił lub pisał, bo z tęsknoty usycham. Walka ze sobą, żeby dać trochę odetchną od siebie łatwa nie jest, ale jakoś się trzymam. Dlatego też należy się czymś zająć i postanowiłem tradycyjnie spędzić sobotę poza domem.

Wieczorek zaczął się od spotkania w mieszkaniu koleżanki od nauki ortopedii. Wspólnie pożegnaliśmy jej współlokatorkę, która się wyprowadza z Wrocławia, ponieważ osiągnęła swój główny cel życiowy, czyli została bezrobotnym magistrem. Siedząc sobie na tarasie, popijając zimne piwko w promieniach zachodzącego słońca dywagowaliśmy na temat przyszłości. Nie doszliśmy do żadnych konstruktywnych wniosków i postanowiliśmy cieszyć się chwilą.

Jasnym zmierzchem udaliśmy w centrum, bo się okazało że jesteśmy umówieni ze znajomi co się aktualnie stażują, więc zrobiła się z nasz grupka sześcioosobowa. O dziwo nikt się nie spóźnił. Oczywiście przez tą kretyńską strefę kibica od razu zrezygnowaliśmy, aby  udać się do jakiegoś lokalu w rynku. Mi to wielkiej różnicy nie robi gdzie będę siedział ze znajomymi, ale ja nóg na loterii nie wygrałem i teraz żeby z jednego pubu przejść do innego to trzeba pół rynku obiec.