Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

wtorek, 28 lutego 2012

Petocje

Czy ktoś wie co to są 'petocje'?? Zapewne większość wpisuje teraz to słowo w wyszukiwarkę i sprawdza. Ja też bym nie widział od razu co to jest, chociaż miałem pewne przypuszczenia czym 'petocje' mogą być. Jak się później okazało moje myślenie szło w dobrym kierunku.

Jak wspominałem w poprzednim semestrze, asystencji od medycyny sądowej są specyficznymi i bardzo sympatycznymi ludźmi. Nadal podtrzymuję to stwierdzenie. Zajęcia są konkretne, mijają w miłej i przyjemnej atmosferze, a omawiany materiał jest podparty przykładami z życia - wiadomo sądówka to trzeba tutaj się opierać na faktach, a nie fantazjach.

Dzisiaj mieliśmy zajęcia z jednym z najfajniejszych asystentów z jakim miałem okazję mieć zajęcia. Seminarium rozpoczęliśmy od spraw organizacyjnych, czyli: Jak zdać egzamin z medycyny sądowej.
Asystent: Ile chcecie się uczyć medycyny sądowej do egzaminu??
Ktoś z sali: Tydzień.
Asystent: Jak ktoś chce się tydzień czasu uczyć to można mu tylko współczuć. Oznacza to że jest leniwy, nie potrafi się skoncentrować, ma problemy z zapamiętywaniem, nie jest zorganizowany i traci czas i przez sześć lat studiów nie nauczył się nawet szybko uczyć. Oczywiście można też na taką osobę patrzeć jak na pasjonata, że woli marnować czas... znaczy poświęcać czas na poszerzanie wiedzy specjalistycznej. Trzy dni wystarczą.

Pan doktor przedstawił kilka książek, z których można się przygotować do egzaminu. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że praca medyka sądowego zapewnia długowieczność. I tak oto zostały przedstawione kolejne pozycje, z których to można czerpać wiedzę:
- pierwsza: na 3 dni nauki, autor lat ma 92
- druga: na 2 dni nauki, autor lat ma 90
- trzecia: na jeden dzień nauki, autor lat ma 98 - tu był komentarz że właściwie wystarczy przeczytać dopiski na marginesach i wystarczy.
Wiele z tych podręczników jest w dużej mierze nieaktualne, ponieważ prawo zdążyło się zmienić kilkakrotnie, natomiast nie wszyscy profesorowie przeszli już do kolejnej epoki. Niektórzy z nich, mimo że już nie mają szansy żyć w XXI wieku to nadal wydają książki, i są rzekomo autorami bzdurnych podpisów pod obrazkami.

Miejscowy Zakład Medycyny Sądowej również wydał swój podręcznik. Swój podręcznik to nieco nadużycie, bo ograniczył się do przetłumaczenia podręcznika z kraju zza Oceanu. Doktor nie polecał jej do nauki, gdyż jest zbyt szczegółowa i możemy mieć trudności z wyciągnięciem najistotniejszych rzeczy z dziedziny sądówki. Ale polecał ją za to do poduszki. Zapytaliśmy się czy są ciekawe zwroty akcji. Odpowiedział, że tak. I tutaj dochodzimy do tytułowego tytułu czyli petocji.
Jeden z jego kolegów przetłumaczył angielską wersję słowa wybroczyna jako petocja. I walczył z wszystkimi dookoła próbując udowodnić swoją rację. Całą reszta twierdziła, że wybroczyna to wybroczyna i nie ma po co się tak rozdrabniać.

Tak mnie to zaintrygowało, że po powrocie do domu sprawdziłem w medycznym słowniku angielsko- polskim jak powinno być. I znalazłem, że 'petocja' to po angielsku znaczy 'petechia' (i takie było moje pierwsze skojarzenie z tym słowem), natomiast w odwrotnym tłumaczeniu 'petechia' jest 'wybroczyną' lub tą nieszczęsną 'petocją', a jednym z tłumaczeń 'wybroczyna' jest 'petechia'

Swoją drogą jakoś nie kojarzę tego określenia z nomenklatury dermatologicznej, ale pewnie przemawia przeze mnie brak doświadczenia xD

Każdą z książek mieliśmy okazję dotknąć. 
Po co?
Po to, żeby na egzaminie można było z czystym sumieniem powiedzieć, że miało się wszystkie książki z medycyny sądowej w rękach :]

poniedziałek, 27 lutego 2012

3 w 1

Nie nie nie!! Nie będzie to reklama szamponu czy innego środka higieny osobistej :P

Mam teraz tydzień wolny od zajęć. O tak w ramach dobroduszności uczelnia zafundowała mi, abym sił nazbierał na ostatnie tygodnie nauki, a właściwie na ostatnie tygodnie chodzenia na zajęcia, bo o nauce raczej mowy nie będzie jeszcze przez miesiąc.  Ponieważ ja i tak miałem trochę ferii, relaksu odrobinę zasmakowałem, to uknułem misterny plan, aby odrobić teraz jakiś blok zajęć, który mam w późniejszym terminie.

Po kilku analizach planu zajęć i porównywania go między grupami doszedłem do wniosku, że mam szanse w tym tygodniu zrobić zajęcia z trzech innych tygodni. Ot takie 3 w 1. Tak więc zamysł jest następujący: rano biegam na medycynę sądową, a południami odrabiam zajęcia z medycyny rodzinnej w przychodni.

Ale żeby za dobrze mi nie było, to okazało się dzisiaj, ku mojemu zdziwieniu i zaskoczeniu, że blok z laryngologii jest zakończony... ale nie jest zaliczony. Mamy jeszcze się indywidualnie umówić z panią doktor na odpytywanie. Oczywiście dowiedzieliśmy się o tym zupełnie niechcący przez przypadek.

A w ramach edukacji humanistycznej mam obowiązek odbyć wykłady z "Etyki lekarskiej" w ilości 15 spotkań. Jakby nie można było wcisnąć tego w fakultety i zrobić zajęciami dla osób zainteresowanych [czyt. dla tych, którym się nie udało zapisać na ciekawsiejsze zajęcia]. Gdyby to było ze 3 czy 5 wykładów, czy nawet 10, ale nie!! To będzie się ciągło aż do czerwca. I jeszcze pora tych wykładów jest nieco z dupy, bo wtorek godz 15:30. O tej porze to ja zwykłem mieć poobiednią sjestę :]
Ciekawe czym mnie jeszcze ta uczelnia zaskoczy.

Na pocieszenie kupiłem sobie dużą paczkę paprykowych chipsów xD

piątek, 24 lutego 2012

"Gdzie jest pokój 1.69?"

Gdzie jest pokój 1.69?
Jak dojść na TK?
Gdzie są schody?
Którędy mam iść, bo ja mam rozrusznik serca?
... i tak dalej ...

Takie pytania wiecznie zadają pacjenci błądzący po szpitalu. Nie było by nic w tym dziwnego, gdyby zadawali je odpowiedniej osobie, a mianowicie pani, która urzęduje pod dużym napisem: Informacja. Pani jest miła, zorientowana w czasie, miejscu i sytuacji i zwykle wie gdzie kogoś pokierować.

Otóż nasz uroczy szpital składa się z kompleksu kilku budynków. W każdym z nich jest jakaś dziwna numeracja gabinetów nie mająca żadnego logicznego uzasadnienia. Co więcej nawet piętra są inaczej ponumerowane, bo to że w budynku B jesteśmy na pierwszym piętrze, wcale nie znaczy że równolegle w budynku K też jest pierwsze piętro, bo tam jest akurat parter. 

Nie wiem dlaczego ludzie mają problem z czytaniem i zamiast się rozejrzeć dookoła, to łapią pierwszą lepsza osobę w białym fartuchu i żądają odpowiedzi na swoje pytania. Zaiste że to zawsze czepią się jakiegoś studenta. I jeszcze potrafią się oburzyć na kogoś, że ktoś nie wie gdzie jest pokój 1.69, ale w zamian wskaże gdzie jest informacja.  

Ale kiedy studenci przychodzą do pacjenta w ramach ćwiczeń żeby porozmawiać lub zbadać to już wielkie oburzenie. Jak tam można traktować ludzi jak materiał doświadczalny!! Wtedy to się studentów nie widzi... ale leczyć i być zdrowym to by się chciało, prawda??

I tym miłym akcentem skończyłem blok otolaryngologiczny. Nawet nauczyłem się na zaliczenie - przeczytałem to co asystentka kazała przeczytać, zasypiając ze dwa razy w międzyczasie. Zaliczenia i tak nie było. Dostaliśmy pamiątkowy wpis do indeksu umiejętności praktycznych. Jak się okazało zaliczyłem asystowanie przy konikotomii oraz tamponowałem krwawienie z nosa od tyłu. Zabawna jest instrukcja do tego indeksu, która rzecze iż "specjalista bierze moralną odpowiedzialność za poświadczenie nabycia określonych umiejętności przez studenta". Pani doktor na pewno weźmie odpowiedzialność za to co nam tam podbiła, mając na uwadze, że niektóre rzeczy widziała zaledwie parę razy w ciągu całej pracy zawodowej.
Ale wpis jest, pieczęć przybita, więc założenia teoretyczne zostały spełnione :]

środa, 22 lutego 2012

Dyżur z gwiazdką

Jak wczoraj wspomniałem, mało mi było wrażeń, to poszedłem na dyżur do zaprzyjaźnionego szpitala.

Szpital ów tak chce już się ze mną przyjaźnić, że dostałem nawet pomieszczenie służbowe, co by nie zagracać dyżurki lekarskiej swoimi zabawkami. Niestety mój pokoik znajdował się w kompletnie drugim końcu szpitala, i na wyposażeniu nie było komputera, za to miałem dużo mebli na stanie. Jedyny plus był taki, że miałem blisko do bufetu. Jednak ani z bufetu, ani z mojej dyżurki nie miałem potrzeby korzystać, bo i tak urzędowałem w dyżurce na oddziale.

Kiedy student dobrowolnie, bez przymusu przychodzi na dyżur to zwykle nic się nie dzieje, a nawet jak się dzieje to mało konkretnie; i odwrotnie - jak mam zamiar się polenić w czasie dyżuru to zawsze będzie jakieś ciekawe zajęcie lub widowiskowa operacja. Chcąc oszukać życie postanowiłem na dyżurze pouczyć się języków obcych, czyli musiałbym mieć względny spokój. Mój chytry plan się powiódł - czasami coś mi się w życiu udaje. Nie nauczyłem się ani jednego słówka. Za to narobiłem się jak mało kiedy xD

Ku mojemu zadowoleniu, od samego początku dyżur był stricte ostry. Już wczesnym popołudniem została przyjęta pierwsza pacjenta. Jeszcze nie zdążyła po wstępnych badaniach diagnostycznych zostać przyjęta na oddział, a już mieliśmy kolejną kandydatkę do zabiegu. W trochę gorszym stanie, bo dochodziły zaburzenia neurologiczne, a neurolodzy nie byli chętni aby przyjąć u siebie.

Jeszcze dobrze pierwszej pacjentki nie zaopatrzyliśmy, a w kolejce pojawił się dla odmiany teraz pan, który nie był chętny na proponowane leczenie. Nie był chętny od lat, bo styl życia jaki prowadził był adekwatny do zaawansowanej miażdżycy. Widok jego nóg mógłby być skuteczną reklamą terapii antynikotynowej. Za to ja mogłem po zabiegu pacjenta zacerować.

W wolniejszych chwilach, czyli takich kiedy np. pisałem konsultację (na komputerze!) mogłem też popatrzeć na pracę SORu. Internista chciał mnie nawet do swoich pacjentów posłać, bo uważał, że na VI roku to już prawie lekarz ze mnie... no właśnie prawie :P

Nowością, jak się okazało, jest odsyłanie pacjenta do innego szpitala argumentując takie działanie: niespełnianiem wymogów Ustawy Ministerstwa Zdrowia z dnia takiego a takiego.  Krótko mówiąc: pacjent z urazem wielonarządowym, był za mało urazowy, aby przyjęło go specjalistyczne centrum urazowe. No przecież wysoce wyszkolony personel nie będzie się trudził klasycznym pacjentem z wypadku. Wg opinii jednego z lekarzy, który tamtejszego szpitala nie lubi, to dzięki temu że pacjent przyjechał do nas to ma szanse na przeżycie.

Na deser dostaliśmy jeszcze jedną panią do zabiegu (bo to przecież chirurgia, a wiadomo że na chirurgii się nie leczy, tylko operuje). Dobrze, że SOR znajduje się dokładnie piętro pod naszym oddziałem, więc nie trzeba było robić kilometrów, aby przyjść konsultować pacjentów, bo było także kilku co trafili nie do tego specjalisty co potrzeba.

Po tak soczystym dyżurze, bo zabiegów było wyjątkowo dużo i przy większości asystowałem, zostałem oficjalnie wpisany do książki z raportami. A przy moim nazwisku miała pojawić się gwiazdka oznaczająca owocną współpracę. Jeszcze nie wiem co w tym konkursie jest nagrodą za największa ilość gwiazdek :P

La versione italiana

wtorek, 21 lutego 2012

Konsultacja

Dzisiejszy dzień dostarczył mi wiele wrażeń, a to jeszcze nie koniec, bo przede mną dyżur w zaprzyjaźnionym szpitalu.

Na dzień dobry poszliśmy na chirurgię skonsultować pacjenta. Dzień wcześniej był sobie u niego neurolog... też owego pacjenta skonsultować, bo w dużym szpitalu jesteśmy i tak dla hecy można się nawzajem konsultować. Neurolog (rzekomo na wysokim stanowisku) miał wenę twórczą i aż na całą stronę A4 pacjenta skonsultował. Zebrało się nasze laryngologiczne konsylium i analizujemy co tam wczoraj mu wyszło w badaniu. 

Tekst merytorycznie nie był trudny do zrozumienia, natomiast graficznie były różne pomysły na jego interpretację np.: tu jest napisana krtań... tylko dlaczego przez 'e' lub głowa przez 'p'??

Jak już doszliśmy do konsensusu co ów specjalista na wysokim stanowisku napisał, to przystąpiliśmy do działania. Mieliśmy pacjentowi wymienić rurkę tracheostomiczną. Niby prosta czynność, ale jak się coś wymienia to zwykle chodzi o to, że stare się wyrzuca a nowe zakłada... logiczne nie? I tu pojawił się mały, ale jakże istotny kłopot, a mianowicie: gdzie jest nowa rurka?? My jej nie mieliśmy, chirurdzy też nie, i nie było nawet pomysłu od kogo by ją pożyczyć. Zaordynowaliśmy zamówienie na nową. Pewnie przyjdzie wtedy, kiedy pacjentowi już nie będzie potrzebna.

Problemem szpitala uniwersyteckiego jest to, że im jest on większy tym mniej narzędzi do pracy można znaleźć. W tym szpitalu to najwięcej jest lekarzy, pacjentów i okresowo studentów, którzy nie zawsze są mile widziani.

Wróciliśmy na nasz oddział i postanowiliśmy sobie pomówić o laryngologii dziecięcej, jako że większość mojej grupy ma jeszcze przed sobą egzamin z dzieciologii. Zrobiliśmy przegląd przez najczęstsze choroby u bejbiczków. Porównaliśmy jak wygląda w praktyce to co można u maluszków zobaczyć, a jak ma się to do suchej wiedzy, którą zmuszeni jesteśmy nabywać. Ciekawy był przypadek pacjenta co polipy z nosa usuwał sobie za pomocą szprychy od roweru.

Po krótkiej kawowej przerwie zaczęliśmy sobie oglądać zdjęcia pacjentów. A że za spokojnie było jak na wtorkowe przedpołudnie, to jeden z pacjentów (przez nas nazwany człowiekiem z liściem na głowie) po laryngektomii postanowił się skrwawić... i to tak konkretnie, że w trybie pilnym wylądował na stole. Kiedy przystąpiliśmy do działania to chory zmienił zdanie i przestał krew sobie samoistnie upuszczać. I w ten sposób odbyliśmy od razu ćwiczenie z "ostrej" otolaryngologii.

niedziela, 19 lutego 2012

Ostatki

Po samotnie spędzonym piątku, w sobotę należy udać poza miejsce zamieszkania celem oddania się hulankom i swawolom xD

Spotkaliśmy się w studenckim gronie pod kamieniczkami Jasiem i Małgosią.  Dziwnie jakoś to miejsce wybrane zostało na punkt zbiórki. Standardowo jest pręgierz, chociaż ja zawsze chcę pod fontanną, gdyż tam się kręci mniej ludzi. Oczywiście punktualność płci pięknej pozostawiała trochę do życzenia.

Najpierw poszliśmy do Altany. Jedni pili grzańca inni browarka. Podyskutowalim na tematy błahe i niebłahe i udalim się w stronę jakiś miejsc bardziej rozrywkowych, co by ostatkowej zabawy zasmakować.

Wróciliśmy na rynek i dzięki temu, że mieliśmy bileciki na darmowego drinka poszliśmy do jednego z klubów, gdzie dziewczyny zwykły bywać w białych kozaczkach, różowych bluzeczkach i krótkich spódniczkach aby wszystkim dookoła pokazać niedoskonałości swej urody. A jeśli jest jeszcze tlenioną blondynką po dużej dawce solarium to świetnie się wpasuje w tłum i ma duże szanse na znalezienie łysego, pustego adoratora, który nie ma krzty taktu i wyczucia.

Z ciekawych osobistości na imprezie to był jeden z asystentów z moją znajomą (i jego zresztą też), z którym miałem zajęcia dwa lata temu.

Mimo, że były to ostatki i byliśmy do ostatniego kawałka to nie doprowadziliśmy się do ostateczności, nie tańczyliśmy ani na barze ani na żadnym stole xD

piątek, 17 lutego 2012

Piątek - weekendu początek

Po pierwszym tygodniu zajęć jestem padnięty. Poranne wstawanie może naprawdę zmęczyć. Pogoda także nie rozpieszcza. Dlaczego śnieg i mróz nie mógł być jednocześnie, wtedy gdy mogłem nie wystawiać nosa za drzwi. Dobrze, że na uczelnie podrzucał mnie kolega.

Zajęcia z otolaryngologii jeszcze mnie nie znudziły. Znowu dostaliśmy zadanko domowe. Przez ostatnie dwa dni nadal ćwiczyliśmy badanie laryngologiczne. Dzisiaj poszliśmy na zabieg zakładania drenu do ucha środkowego i wycięcie trzeciego migdałka. Mimo mojego zacięcia chirurgicznego drastyczność tej operacji nieco mnie zdegustowała.

Nasza pani doktor trochę się dziś zdenerwowała na nas, bo się spóźniliśmy. Mieliśmy być na 8:45 a byliśmy o 9:05. Zanim naszą asystentkę odnaleźliśmy to była już 9:20. Może wszystko wyglądałby inaczej gdyby dwóch naszych kolegów zaczekało na nas, a przynajmniej dało znać, że idą już na oddział, bo akurat ja z drugim kolegą czekaliśmy w szatni myśląc, że nikogo nie ma.
Tłumaczyłem, że i tak jesteśmy przed czasem bo przyjechaliśmy na 8:30. Gdybym miał być na 8:45 to dojechałbym dopiero przed 10 :P

Zapytałem się czy będziemy uczyć się na zwłokach wykonywać konikotomię. Pewnie, że będziemy, o ile załatwimy zwłoki :]

Dodatkowo jakieś osłabienie mnie dopadło, dlatego dzisiaj spędzam wieczór w domowym zaciszu. Przynajmniej obejrzę serial instruktażowy na dwójce xD

środa, 15 lutego 2012

Uszko, nosek, gardełko & italiano

Obecny i przyszły tydzień są opatrzone hasłem: otolaryngologia, czyli dziedziną medycyny zajmującą się zaglądaniem w różne otwory ciała zlokalizowane w obrębie głowy pacjenta.

Ta część medycyny nigdy mnie zbytnio nie interesowała. Nie kręci mnie zaglądanie komuś w jakąś jamę, w której jest ciemno jak w... no wiecie sami zresztą gdzie :P Ale jak dotąd blok mi się podoba. Przez 3 dni zobaczyłem więcej niż na niektórych klinikach przez 3 miesiące.

Mamy bardzo fajną asystentkę, która mówi krótko, zwięźle i na temat. Co prawda pierwszego dnia  nie zrobiła na nas zbyt pozytywnego wrażenia, bo zadała nam zadanie domowe (!!), ale  takie małe referaciki to można przygotowywać.

Dzisiaj badaliśmy na sobie jamę nosową. Każdy mógł każdemu zajrzeć w obie dziurki. Później pani doktor dla odmiany i mojej prośby zajrzała w moje gardełko. W ramach nagrody zaproponowała mi badanie endoskopowe. Uznałem, że nie jestem godzien, aby taki zaszczyt mnie mógł spotkać.

Później krótka prezentacja na temat chorób ślinianek. Bardzo fajnie przedstawiła temat. Bez zbędnych szczegółów. Kilka najważniejszych rzeczy jakie powinniśmy zapamiętać. Była też prawda życiowa: Choroby częste występują często, a choroby rzadkie występują rzadko... albo wcale.

W związku z zajebistą zimową pogodą możliwości punktualnego przyjazdu na zajęcia są ograniczone... tak jak widoczność na drogach:P Umówiliśmy się, że edukację laryngologiczną zaczynamy o 8:30. Dziś byliśmy przed 9.
Asystentka: O moja spóźniona grupa już jest.
Rafał: Ale pani doktor, widzi pani jakie są warunki na drogach. To nie tak łatwo dotrzeć na czas.
A: Wyobraź sobie, że mi się jakoś udało dojechać do pracy na 8.
R: No właśnie, pani się udało dojechać. A my się musieliśmy dotoczyć.
A: To tylko trzech was dzisiaj jest?? Reszty nie będzie??
R: Dwóch jeszcze dociera. Zadzwonię do nich.
A: I co, myślisz że wtedy szybciej przyjadą??
Jutro mamy być oficjalnie przed 9.

I tak jesteśmy w bardzo dobrej sytuacji. Niektórzy asystenci wyznają zasadę: Ile się spóźniacie o tyle dłużej są zajęcia. U nas jest nieco odwrotnie: Ile się spóźniacie, to o tyle krócej są zajęcia. Czyli jak my idziemy już do domu, to niektóre grupy idą dopiero na przerwę xD
***

Nowy semestr rozpoczęty, więc rozpocząłem nową działalność blogową. Pomysł pisania w językach obcych został zainicjowany. Postanowiłem prowadzić równolegle drugiego bloga po włosku. Nie wiem jak często będę pisać w języku makaroniarzy. Zapewne będą to posty przetłumaczone z mowy ojczystej i pewnie też nieco bardziej okrojone. Do każdej przetłumaczonej notki będę zostawiał tutaj link - może ktoś się zainteresuje i być może zachęci do nauki włoskiego.

Oczywiście blog w mowie narodowej będzie dla mnie priorytetem :))

Osoby mające pojęcie o języku i widzące moje błędy językowe i gramatyczne, których nie będę Wam szczędzić, są proszone o pozostawianie komentarzy celem mojego doskonalenia lingwistycznego:))

La versione italiana

poniedziałek, 13 lutego 2012

Trzy zakonnice

Z okazji rozpoczęcia nowego semestru miało być dzisiaj medycznie... ale jednak nie będzie :P

Spotkałem dzisiaj trzy zakonnice. Najpierw jedną w szpitalu, a później dwie w centrum handlowym. Te dwie akurat jadły frytki w KFC. Zastanawiam się czy to może być jakiś znak... Jeśli ktoś wie co to może znaczyć to niech mi powie, abym nie żył w niewiedzy. Kiedyś często widywałem kobiety w ciąży, ale nic mi z tego powodu się nie stało... w ciążę nie zaszedłem, to powątpiewam, aby mi się w tym przypadku odmieniło bym habit przyodział.

Pozdrawiam wszystkich tych, którzy trwają nadal w błogiej rozkoszy zimowej przerwy wakacyjnej. Nie przejmujcie się tym, że inni chodzą na zajęcia/do pracy, a Wy możecie oddawać się błogiemu lenistwu, spać do południa, biegać, skakać i tańczyć na disco polo. Naprawdę lubię cieszyć się cudzym szczęściem, zwłaszcza wtedy kiedy muszę klepać swoją niedolę :P :P :P

I wcale, ale to wcale, nie przeszkadza mi to, że śnieg sobie tak dzisiaj zaczął padać i nadal jest kurewsko, zimno.

niedziela, 12 lutego 2012

Postferyjne

Poleniłem się, poobijam przez te kilka dni, nie wyspałem i czuję się jeszcze bardziej zmęczony niż byłem co oznacza, że już jestem po feriach. Perspektywa najbliższych dwóch tygodniu zajęć na 8 rano nie działa na mnie zbyt motywująco.

Ostatni raz w życiu wybieram się na imprezę, kiedy tak pizga na dworze. Im bliżej wyjścia z domu było, tym bardziej nie chciało mi się ruszyć tyłka. Ale skoro się umówiłem na imprezę poferyjną to należało się stawić. Mimo nie sprzyjających warunków pogodowych to zakończenie przerwy w nauce uważam za udane - niestety (a może i stety) nie wszyscy mogą tak uważać.

Najpierw szybki biforem na mieszkanku, a później wycieczka w miasto.
Klub wybraliśmy pierwszy z brzegu jaki był. Zimno było w cholerę to nie wybrzydzaliśmy. Wszystko było fajnie, poza jedną istotną rzeczą - moja tolerancja została wystawiona na ciężką próbę. Dobre 20 minut stałem przy barze, czekając jak dziwka na okazję, aż ktoś mnie raczy obsłużyć. Z tego też powodu postanowiliśmy zmienić lokal na inny. Poza tym trafiliśmy na zbyt duża liczbę znajomych.

Niewiele się zastanawiając poszliśmy do kolejnej knajpy, coby sobie namiastkę clubbingu urządzić. Wystarczyło kilka metrów przespacerować się po rynku, abym ponownie zamarzał (ale również otrzeźwiał). Kolejny lokal niewiele się różnił od poprzedniego. Muzyka mniej więcej taka sama, ale nie słyszałem Ruhanny. Za to Brytna Sprytna miała swoje krymynalne pięć minut. Wczoraj także jeszcze nie miałem debiutu tanecznego na barze. Za to miałem spotkanie bliskiego stopnia z podłogą, bo potknąłem się o jakiś stołek. Dzięki temu moje jeansy wyglądają tak, że nie wyglądają :/

Niby nic na tej imprezie nie było nadzwyczajnego i zapewne bym o niej dziś nie wspominał, gdyby nie fakt, że zostałem rozpoznany. Otóż jeden z moich czytelników mnie rozpoznał, że ja to ja. Jednak obyło się bez rozdawania autografów na podkładkach pod piwo (bo nie miałem długopisu :P). Jeszcze trochę i przez ulicę nie będę mógł przejść spokojnie.
F*** me!! I'm famous!!

Zastanawiałem się, jak zostałem zidentyfikowany. Otóż zdradził mnie popularny portal społecznościowy, bo z owym czytelnikiem mamy jakichś wspólnych znajomych - tak się złożyło, że on też jest z medycznej. Myślałem, że bardziej ograniczyłem dostęp do moich zdjęć. Na szczęście te kompromitujące są już dawno usunięte.
To może teraz ja zacznę śledzić moich czytelników, bo zaczyna mnie ciekawić, kto ze znajomych mnie podczytuje :P

A od jutra znowu będzie bardziej monotematycznie :P

sobota, 11 lutego 2012

Pieśni patriotyczne

Bawiliśmy się już po włosku, później dla odmiany w rytmach muzyki trance, a dziś kolej na pieśni patriotyczne.

Polską muzykę rzadko słucham. Nie jestem fanem tego gatunku, ale mam kilka ulubionych kawałków:
Nie sądziłem, że się aż tyle tego nazbiera. Wiem, że mam dziwny gust :P
Można komentować :P

piątek, 10 lutego 2012

Totolotek

"Wiadomo, że nic tak nie poprawia samopoczucia jak fakt, że nasz sąsiad, nasz własny sąsiad przegrał właśnie główną nagrodę w teleturnieju" xD
Opcjonalnie: ja coś wygrałem, a sąsiad musi obejść się smakiem i widokiem:P

Totolotek jest powszechnie znaną ogólnopolską zrzutą na to, aby jeden człowiek (względnie kilku) stał się w przeciągu jednego losowania szczęśliwy za sprawą sześciu liczb (chyba kiedyś taki demotywator widziałem).

Na wczoraj zaplanowałem sobie wygrać w totolotka te 35 milionów. 
Nie udało się.  Pewnie losowanie było ustawione :P

Ciekawe jakby się moje życie zmieniło, gdyby problem finansowy w jednej chwili znikł. Ale czy satysfakcja z sukcesów byłaby tak duża gdyby wszystko było na wyciągnięcie ręki?? Czasami zdobywanie jest fajniejsze niż już posiadanie. Bo nie zawsze chodzi o to żeby złapać króliczka, ale czasami o to żeby go jednak gonić. W końcu pieniądze szczęścia nie dają... ale warto je jednak mieć. Pewne jest, że przynajmniej nie musiałbym się martwić o emeryturę czy będzie na czas :P

Zapewne każdy myślał o tym co by było gdyby trafił "szóstkę".

Tymczasem trzeba wrócić do rzeczywistości i oddać się lenistwu na ostatnie dni ferii :)

czwartek, 9 lutego 2012

Rękawiczka Kopciuszka

W poniedziałek byłem na małych zakupach w ramach restartu. Upolowałem szare spodnie - wspominałem wczoraj, pamiętacie?? Dziś z Mamą byłem na mieście to razem trochę pochodziliśmy po centrum handlowym, bo przecież nikt mi lepiej nie doradzi :)) tak w ramach kontynuacji restartu :P

Jak zacząłem przymierzać to się zatrzymać nie mogłem. Upatrzyłem sobie fajne jeansy w H&M (a wszedłem tam tylko tak rzucić okiem), ale na popatrzeniu i przymierzeniu się skończyło, bo za krótkie były... albo ja mam za długie nogi (początkowo chciałem kupić, ale Mama ostatecznie uzmysłowiła mi że jestem niewymiarowy:P). Koszula też fajna, ale w sumie nie aż taka fajna żebym musiał za nią tyle dać co było napisane na metce. Czarna bluza trochę za obcisła, a jak wziąłem o rozmiar większą to wisiała na mnie jak na kołku. A ochota na kupienie jakieś odzieży rosła w miarę przeglądania się w lustrze w kolejnych kreacjach xD Postanowiłem jeszcze pochodzić i jak nic nie kupię to wrócę i na pocieszenie coś sobie sprawię.

Od niechcenia zajrzeliśmy do House'a. Od dawna nie widziałem tam nic ciekawego dla siebie. Ale ku mojemu zaskoczeniu w oko wpadły nam szare tenisówki. Przymierzyłem. Rozmiar pasuje. Mama powiedziała, że powinienem się przespać z myślą zanim je kupię. Tak też początkowo chciałem zrobić.

Wpadliśmy do Zary, aby poprzeglądać resztki z wyprzedaży. I tutaj ponownie się zawiodłem (a przecież poniedziałkowy shopping miał miejsce właśnie tam) - rozmiarów co nie miara, ale żeby coś mi pasowało to oczywiście niet. A wśród koszul to nie było w czym wybierać, nawet w tych z nowej kolekcji.

Wróciliśmy po tenisówki - uznałem, że wystarczy mi się przejść z myślą o nich niż spać. Doszedłem do wniosku, że ani spodnie ani koszula z H&M mnie nie pocieszą, więc wolałem obdarować się trzewikami. Kiedy przymierzałem te buty to od razu wiedziałem, że świetnie pasują do spodni, które kupiłem w poniedziałek. A spodnie kupiłem dlatego, że w niedziele dostałem koszulkę do której brakowało mi właśnie spodni.
Zaskakujące, że jak kupię sobie (dostanę) jakiś fajny ciuch to zaraz muszę dokupić do niego kilka innych. Plotka niesie, że mam dobry gust, więc nie mogę się nagle ubrać tak jakbym był bezguściem :P

Na spodnie i tak będę jeszcze polować (i odkładać). Szczególnie na te niebieskie o których już kiedyś (w listopadzie) pisałem.

A wracając do domu znalazłem we własnej kurtce rękawiczkę damską... ot taki bonus xD 
Tylko gdzie znikł ten Kopciuszek o drobnych rączkach xD

środa, 8 lutego 2012

Feryjnie

Łatwo zauważyć po spadku mojej aktywności blogowej, że sesja na dobre już za mną.

I tak pisać ostatnio nie ma o czym. Tematów egzystencjalnych nie chcę poruszać, bo sam ostatnio dużo myślę. A jak dużo myślę, to do głupich wniosków dochodzę. Od sobotniego restartu nie mam ochoty na jakąkolwiek aktywność. Nawet kawy od trzech dni nie piłem. Chociaż w poniedziałek miałem jeszcze jakieś zapędy do roboty, bo nawet pojechałem do szpitala podyżurować (oczywiście jak ja jestem na oddziale to nikt się nie chce na ostro zoperować).

Był chwilowy pomysł wyjazdów w jakiś obcy kraj. Pomysł i chęci były, ale opcje nie bardzo. Bo po co miałbym lecieć do Oslo skoro tutaj jest równie zimno - fiordy wolę pooglądać latem. A ciepłe Włochy obecnie nie są ciepłe tak jakbym tego chciał. Spotkałem w poniedziałek jakichś erasmusów z Hiszpanii, którzy byli odrobinę zaskoczeni naszą pogodą.
Na konferencję do Warszawy jak widać też nie pojechałem, ale to bardziej z przyczyn technicznych niż tego że mi się nie chciało- znaczy nie chciało mi się tłuc pociągiem powrotnym w nocy z soboty na niedzielę z przesiadką w Poznaniu, bo niestety w stolicy nie mogłem zostać do poniedziałku.

Prezentację na następną środę na spotkanie koła naukowego chirurgii dziecięcej muszę zrobić, a kompletnie nie mam natchnienia. Cud, że temat udało mi się wybrać (po dwukrotnej zmianie).

Za to do mojej listy blogowej doszło kilka pozycji. A kolejne są rozpatrywane.
I spodnie nowe kupiłem - tak w ramach restartu xD

niedziela, 5 lutego 2012

Restart na krzywy ryj

Wiecie jak to jest kiedy się idzie na imprezę a tam nikt się Was nie spodziewa?? Szczególnie jeśli są to cudze urodziny?? Wczoraj właśnie byłem osobą towarzyszącą osoby towarzyszącej o której zapomniano powiadomić solenizantkę. Jakież to było zdziwienie kiedyśmy przyjszli na party xD
Tak na krzywy ryj to chyba jeszcze nigdy się nie wbiłem na imprezę :]

Na początku nieco drętwo było. Ale kiedy stężenie alkoholu osiągnęło wymagany poziom i muzyka przestała nam przeszkadzać to impreza się rozkręciła na całego. Może nie aż tak żebym na barze tańczył (obiecuję, że kiedyś to zrobię), ale i tak moim zgrabnym tyłkiem pokręciłem :P

Brałem też udział w konkursie. Wygrałem nagrodę pocieszenia czyli breloczek do kluczy xD

Polecam taki posesyjny restart :))

sobota, 4 lutego 2012

"A to feler - westchnął seler"

Graliśmy w Dixit czyli w skojarzenia. My znaczy ja, koleżanka od nauki ortopedii, jej współlokatorka, i nasi znajomi spod znaku zodiakalnej panny. Naprawdę polecam tę grę. Można się popisać swoją wyobraźnią... i pośmiać się z cudzej :P Moje skojarzenia najbardziej kojarzyła koleżanka od nauki ortopedii. Nic w tym dziwnego, bo przecież bliźniakami jesteśmy :]

W pierwszej rundzie wyszedłem na prowadzenie... znaczy solidnie zabezpieczałem tylni przód xD
W drugiej rundzie dla odmiany byłem na samym początku. I oczywiście kiedy już byłem w połowie drogi do mety to przestaliśmy grać, bo... a to głupia gra... a ja wiem o czym on myśli... a bo znam już wszystkie karty... a bo przegram... a bo nie chce mi się... a bo późno już... a bo Rafał wygra... a bo coś tam:P
No tak,  jak ja miałem przegrać to każdy chciał grać, ale jak już miałem wygrać to nikt już nie chciał :((
Umówiliśmy się, że dla mojego pocieszenia w drugiej rundzie ja zwyciężyłem... przynajmniej do połowy.

Jak już się pogodziłem ze swoją połowiczną przegraną... znaczy połowiczną wygraną, to zaczęła się wymiana plotek. Zdecydowanie jestem nie na czasie. Kiedyś to można było o mnie powiedzieć, że jestem pierwszy plotkarz. Wiele plotek znałem... niewieloma z nich się dzieliłem, ale wiedziałem dokładnie kto z kim gdzie i jak.

A jak plotka niesie to jutro jakaś impreza się szykuje... Rafał wraca do świata żywych xD

Jeśli ktoś chce poćwiczyć swoją wyobraźnię to niech sobie pokojarzy:
- "A to feler - westchnął seler"
- "Calineczka"
- czarny łabędź
- "Czterej pancerni"
- Bogusław Linda i skrzypce - tylko ja to zgadłem xD
- cenzura - tutaj wymiotłem, wszystkich zmyliłem :P
- zamek z piasku
- prestiż
- znak zodiaku
To uruchamiamy fantazję xD

Pojawił się pomysł na kolejną zabawę w zimowe wieczory: jedna osoba słucha jakieś piosenki ze słuchawek, pokazuje słowa, a pozostali mają zgadnąć - takie muzyczne kalambury. W krajach zachodnich już jest takie show w tv.  Polsce jeszcze musimy na takie atrakcje poczekać, ale założę się że jak do nas to trafi, to będzie cieszyć się dużą popularnością.

czwartek, 2 lutego 2012

Czas na zmiany

Sesja skończona, więc czas zająć się innymi aspektami życia poza studiowaniem. Z łatwością można zauważyć, że ostatnio stałem się monotematyczny. Niestety te studia mają to do siebie, że wszędzie zaczynam widzieć coś co związane jest z moim przyszłym zawodem. Dlatego najwyższa pora na odskocznię.

Jak wspominałem zamierzam zrobić małą rewolucję na blogu. Tak więc zaczynamy!!

Już na pierwszy rzut oka widać, że został zmieniony szablon. Nie wiedziałem, że mam tyle możliwości do wyboru. Mógłbym się tymi narzędziami bawić godzinami, a im dłużej bym się bawił to tym bardziej trudniej byłoby się na coś zdecydować. Kiedy zakładałem bloga to wybrałem "pierwszy lepszy". Specjalnie nie przebierałem - aby tekst był dobrze widoczny i nie sprawiał kłopotów przy czytaniu, tło też nie powinno być jakoś specjalnie ciężkie. Wybór był chyba w miarę dobry, bo nikt się nie skarżył.

W tle mamy teraz palmy (których i tak za dobrze nie widać), co by mi przypominały moją "egzotyczną wyspę". Główna część okna została nieco rozciągnięta, a czcionka kapeczkę zmniejszona. Teraz przewijanie powinno być mniej uciążliwe. Pasek boczny rozdzieliłem na dwie strony, choć przyznam, że nie wiem czy ten podział wyjdzie na dobre.

Pomysł pisania w obcych językach prawdopodobnie wejdzie w życie. Muszę tylko wymyślić jakiś ciekawy temat na pierwszy międzynarodowy wpis :)

Czekam na komentarze (te pozytywne i te negatywne) co do nowej szaty graficznej - nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej :))

środa, 1 lutego 2012

2:0

O 12.35 mroźnego czasu miejscowego rozpocząłem ferie!!

Z egzaminu otrzymałem wymagane minimum:
Pan profesor dał trzy xD

Część pytań której się spodziewałem poszła mi bardzo dobrze - czyli te dotyczące pacjenta i jego zapalonych płuc. Gorzej było z pytaniami, których nie oczekiwałem- gastroenterologia i immunologia. Właściwie myślałem, że już mnie odeśle na inny termin, ale zlitował się nad moją niedolą i przepchnął. Kolega co ze mną zdawał też ma egzamin do przodu. Zaiste, że jego pytania bardziej mi pasowały (i odwrotnie). Obszerność tego egzaminu (materiał z 7 semestrów) powoduje, że bardzo łatwo minąć się w ulubionych tematach xD

Na koniec pan profesor wyraził nadzieję, iż nie będziemy leczyć jego wnuków. Też mam taką nadzieję, bo z dziećmi więcej nie chcę mieć do czynienia.

Przedostatnia przygoda z pediatrią zakończona. Kolejna dopiero przed LEPem.


FERIE !!!!!!!

Student ostatniego semestru wydziału lekarskiego pozdrawia :))


A teraz mogę spokojnie nadrobić blogowe zaległości w czytaniu, a kilka blogów od miesiąca czeka w kolejce celem zapoznania.
I może coś pomyślę nad zmianą szablonu.