Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Sekretarki

Rafał: Dzień dobry. Chciałem się zapisać na egzamin z pediatrii.
Sekretarka: Słuchaaam?!
R: Chciałem się zapisać na egzamin do profesora B.
S: A na kiedy?
R: Na 30 stycznia.
S: Dobrze. To będzie poniedziałek. Czyli egzamin praktyczny będzie 27 stycznia w piątek.
R: Z tym praktycznym to ja przyjdę się jeszcze dokładnie dogadać, bo w zeszłym tygodniu pani mi mówiła, że mogę zdawać praktyczny w niedzielę, bo wtedy dyżur ma pani adiunkt.
S: No to ja już tego przecież nie pamiętam!!
R: Dobrze. To ja i tak przyjdę się dokładnie dowiedzieć. Teraz mi zależy żeby się zapisać już na egzamin teoretyczny.
S: Jak się pan nazywa??
R: Rafał. A o której jest jest egzamin teoretyczny??
S: A SKĄD JA MAM TO NIBY WIEDZIEĆ?!?!?!?!!?! [w tym momencie wbiłem się w fotel na którym siedziałem, oczy zrobiłem wielkości pięciozłotówek, i buzię szeroko otworzyłem z wrażenia]. DO 30 STYCZNIA JEST JESZCZE DALEKO!!! O godzinie dowie się pan najpóźniej na praktycznym.
R: Ahaaa. To w takim razie to wszystko. Dziękuję.

Chciałem powiedzieć: Ale czemu pani tak do mnie krzyczy?? Ja głuchy nie jestem, tylko grzecznie pytam.
To logiczne, że skoro zapisuję się na egzamin to chcę wiedzieć o której godzinie mam czekać, bo nie będę kwitnąć od samego rana - jak się jest profesorem to można mieć różne fanaberie - jedni każą studentom przyjeżdżać na 7.00 rano, inni są bardziej ludzcy i egzaminują bliżej południa.

Dlaczego większość sekretarek (i często pań z dziekanatu) uważa się za nie wiadomo kogo ważnego?? Zauważyłem (i nie tylko ja), że ta pani wielokrotnie okazuje swoje rozgoryczenie na niewinnych osobach. Rozumiem, że parzenie kawy i odbieranie telefonów może nie być szczytem ambicji, ale żeby od razu wylewać swoją frustrację na wszystkich dookoła??

Ja też się dzisiaj wkurzyłem, jak musiałem wstać o 6:30, jak wyjrzałem przez okno i zobaczyłem że jeszcze wszędzie ciemność, albo jak później autobus spóźnił się jakieś 5 min.
Też mam zły humor, ale mimo niesprzyjających kolei losu staram się do pani mówić z uśmiechem na ustach, mimo iż wiem, że nie darzy pani sympatią żadnego petenta przychodzącego osobiście lub dzwoniącego, jak ja to to dziś uczynić raczyłem.

Najpierw niechcący dodzwoniłem się do gabinetu profesora. Jakoś profesor grzecznie powiedział mi, że pomyliłem numer i mam wybrać końcówkę 91 a nie 90 (na stronie kliniki jest numer do sekretariatu z końcówką 90). Bez awantur i wrzasków spokojnie mi odpowiedział.
Można?? Pewnie , że można :)

Oczywiście są też fajne sekretarki, co zawsze pomogą, ksero zrobią, kawą poczęstują, najnowszymi plotkami się podzielą xD

10 komentarzy:

  1. Niestety chyba każdy student z własnego doświadczenia wie jak przemiłe mogą być Panie w dziekanacie/sekretariacie :}
    U mnie niestety nie jest lepiej. Aż strach teraz będzie iść do dziekanatu przed sesją

    Ucz się dzisiaj, a nie obijaj się się :P

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas są bardzo fajne babki w dziekanacie :) Aż się zdziwiłam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzadko kiedy można trafić na miłą sekretarkę na uczelni lub w urzędzie.

    Zdarzało się, że telefon był odbierany słowami: "Halo!, Ale tu nie wolno dzwonić!!!", itp.

    Niestety, sekretarki mają władzę i nieraz decydują o losie studenta :)

    A pytanie o godznę było zasadne i wyszło na to, że sekretarka nie kontroluje należycie kalendarzy swoich szefów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha!

    Powiem Wam po prostu - ten typ tak ma!;)

    Noo może nie do końca jednak, co młodsi pracownicy sekretariatów, dziekanatów byli dla mnie mili i wyrozumiali - pamiętali chyba jeszcze swoje zmagania z "kolegami po fachu".

    OdpowiedzUsuń
  5. A czy one naprawdę nie są najważniejsze?
    Cały bałagan uczelniany nie kręciłbym się bez nich... hehehe
    Ostatnio tego doświadczyłem, próbując załatwić sobie odpis ze studiów... Tym razem nie wytrzymałem. Po robieniu dobrej miny do złej gry, usłyszeniu i zobaczeniu drwiącego uśmiechu i tekstu "Pan chyba żartuje? Rok 1996? Nie ma Pana w bazie danych". Uśmiech na twarzy zniknął w jednej chwili i powiedziałem : "To Pani problem nie mój...itd".
    Fakt, teraz nie studiuję a gdybym studiował nie odważyłbym się na taki tekst.
    Zachowanie profesora przekonuje mnie, że one są najważniejsze. I nic nie zrobisz :(
    Wierzyć, że kiedyś się zmienią...
    Wiesz, w takich sytuacjach myślę "O! Syndrom niedorżnięcia albo okres ma" i wtedy uśmiech na twarzy pozostaje :)
    pozdrawiam i przepraszam za słownictwo...

    OdpowiedzUsuń
  6. Lena --> U mnie w czasie sesji nie chodzi się do dziekanatu, bo nie ma po co. Ale okres wrzesień/październik bywa obwity w kolejki, ale tylko dlatego że studentów jest dużo, bo panie są w miarę ogarnięte. Czasami nawet prędkość ich pracy zaskakuje, że można coś załatwić "od ręki"

    Kasia --> Podobnie u mnie. Czasami można nawet sprawę załatwić przed lub po godzinach urzędowania. Raz mnie pani z dziekanatu zaczepiła nawet na ulicy bo mnie poznała, i powiedziała, że papierek dla mnie jest już gotowy.

    Spencer --> To właśnie był ten typ na który trafiłem - to że jest nr telefonu nie znaczy że mam go wykręcać i zawracać jej głowę. Był kiedyś dowcip o tym kto ma największą władzę na uczelni. Na samej górze była pani z dziekanatu.

    Młoda pielęgniarka --> Właśnie te młodsze panie są u mnie w dziekanacie i łatwiej idzie znaleźć wspólny język.

    Nieufny trafiony --> To właśnie one powodują cały bałagan uczelniany. Ja najczęściej w takiej sytuacji zagryzam zęby i po "fali" ataku dalej powtarzam mój problem i tak kilka razy. Aż często dają za wygraną xD
    A ta pani może i była niedorznięta (albo raczej na pewno), bo okres to miała... przynajmniej 30 lat temu :]

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no... Sekretarki rozbrajają człowieka xD

    OdpowiedzUsuń
  8. zapraszam do nas, pani sekretarka z zakładu pnmk to prawdziwa... :P
    a tak na serio, wszędzie się trafiają zołzy. Nie rozumiem za bardzo czegoś takiego, praca bardzo ciężka chyba nie jest no i w miarę "stała", szansa że zostaną eksmitowane przed emeryturą jest mała. Kokosów pewnie nie mają, ale najniższa krajowa to też nie jest.

    Raz się zdziwiłam, bo musiałam iść do sekretariatu dziekana (co nie jest tym samym, co dziekanat:P) - panie tak miłe, że zaczęłam się zastanawiać, czy dalej jestem w tym samym budynku:]

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie w szkole Pani Jasia (sekretarka) wyżywa się na pierwszorocznych, którzy jeszcze nie przywykli do zasad typu "jedna osoba załatwia sprawę, a reszta czeka na korytarzu".
    Na każdego się patrzy jakbyśmy jej ojca naleśnikiem zabili... Ale na szczęście jest też druga sekretarka-stażystka ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. U nas tez jest bardzo fajna, na jednej wizycie przeprosiła mnie trzy razy za nic. :D

    OdpowiedzUsuń