Na życzenie Spencer'a wrzucam kilka dialogów, których byłem świadkiem lub uczestnikiem.
Niektóre imiona zostały zmienione.
I. To że mam niewyparzony język można było już zauważyć w szkole podstawowej.
Czas i miejsce akcji: czwarta klasa SP - lekcja matematyki.
Koleżanka mnie wkurzyła i postanowiłem ją skutecznie uciszyć (siedziałem w pierwszej ławce przed biurkiem nauczycielki):
Rafał: Olka!! Zamknij ryja!!
Pani od matematyki: Rafał dostajesz uwagę!! Masz sobie sam napisać w zeszycie do matematyki i na jutro masz mieć podpis mamy.
R: To co mam sobie napisać??
P: Zwracam się do koleżanki tymi słowami: Zamknij ryja
Wrociłem do domu. Zastanawiałem się jak Mama zareaguje. Na drugi dzień pani od matematyki z satysfakcją, że pewnie oberwało mi się, pyta mnie co się działo w domu.
P: I jak? Mamusia podpisała??
R: Tak
P: I co powiedziała??
R: Pogratulowała mi.
P: O_o A wiesz, że ja powinna teraz Twoja mamę wezwać do pani dyrektor??
R: Może Pani wzywać. Mama nie pracuje to ma dużo wolnego czasu i może przyjść.
Mina pani od matematyki bezcenna. Mama rzeczywiście mi pogratulowała uwagi. Stwierdziła, że już najwyższa pora była, bo ja za grzecznym dzieckiem byłem.
***
II. Zajęcia laboratoryjne z Podstaw chemii na I roku na UWr. Naszą prowadzącą była młoda doktorantka. Typowa wredna suka co się wyżywa na studentach (takie sprawiła wrażenie za pierwszym razem, ale z każdymi kolejnymi zajęciami było coraz lepiej i chciałem mieć z nią nawet zajęcia w kolejnym semestrze). Sytuacja przeze mnie opisana miała miejsce na trzecich zajęciach.
Michał: Proszę pani! Tu nam coś nie działa.
Asystentka: Panie Michale, to jest uczelnia wyższa. Tutaj należy się zwracać po tytułach. Ja jestem magistrem i należy do mnie mówić: pani magister. Mi to specjalnie nie ujmuje, ale jak trafi pan na wrażliwego docenta i powie do niego per pan to może być niemiło, dlatego niech pan się uczy od pierwszego roku. A więc tutaj źle pan podłączył aparaturę.
Po chwili.
Rafał: Pani Małgosiu! Może pani sprawdzić czy dobrze mam zmontowaną maszynę do destylacji?
Asystentka: Tak panie Rafale. Może pan zaczynać doświadczenie.
Nie ma to jak być, nie chwaląc się, pupilkiem pani magister xD Jak przychodziliśmy na zajęcia i ja byłem nieprzygotowany, to znaczyło że pozostałych osób nie ma nawet co pytać o znajomość materiału. Dodam, że mieliśmy zastępstwo raz z jej mężem (koleżanki podejrzewały, że to jej brat bo mają podobne oczy) i też mnie polubił xD
***
III. Nadal UWr. Tym razem akcja z asystentem od matematyki doktorem S. Chcieliśmy przed świętami odwołać ćwiczenia. Poszliśmy do jego gabinetu. Jego nie było, zastaliśmy innego asystenta co dzielił z drem S gabinet.
Odwoływać zajęcia poszedłem ja z Kasią. Ja dlatego, że wygadany jestem, a Kasia dla ozdoby xD
Pytamy o naszego doktora, on mówi, że go jeszcze nie ma. Ale może do niego zadzwonić na komórkę. Nim się obejrzeliśmy a ten już numer wybierał. Mówimy że nie, a on już rozmawia z naszym doktorem.
Asystent: Słuchaj, bo tu są studenci, coś chcieli przełożyć. Ja Ci dam studentkę to sobie pogadajcie.
Miły pan podstawił nam telefon. Kasia mnie popycha żebym porozmawiał.
Rafał: Studentkę. Nie studenta. Ty mów!
Kasia: Dzień dobry panie doktorze. Bo my chcielibyśmy ćwiczenia dziś odwołać. Bo wykładu nie ma, i musimy czekać 2 godziny.
...
Kasia: Ahaaaa...
...
Kasia: Dobrze...
...
Kasia: To ja zawiadomię resztę grupy.
W czasie tej rozmowy, gdzie dr S zdecydowanie więcej mówił, a twarz Kasi przybierała kolor śnieżnobiały (pewnie pod kolor śniegu za oknem).
Wyszliśmy na zewnątrz. Tam czekało na nas jeszcze kilka osób. Kasia przekazała informację, że możemy iść do domu, ale mamy się nie dziwić jak po nowym roku na dzień dobry będzie koło i dzisiejszy materiał też obowiązuje (a nasza grupa była mało zdolna z tej matmy). Zajęcia się odbyły. Kasia zajęła miejsce w ostatnim rzędzie z nadzieją, że dr S jej nie skojarzy.
Po świętach oczywiście nikt nie był nauczony na kolokwium. Czekamy na dr S przed salą.
Idzie.
Na schodach podbiega do niego Kalisiak:
Kalisiak: Dzień dobry panie doktorze. Wszystkiego dobrego w nowym roku. Żeby pan miał jak najzdolniejszych studentów.
Ania: Mamy nadzieję, że święta spędził pan w rodzinnej atmosferze.
dr S: Dobrze, idźcie do domu. Kolokwium będzie za tydzień.
***
IV. Praktyki pielęgniarskie po pierwszym roku. Wchodzę do sali chorych gdzie było 5 pacjentek.
Przyszedłem zmierzyć ciśnienia. Mierzę pierwszej pacjentce.
Pacjentka: No i jakie mam??
Rafał: Dobre. 120/80.
P: Czyli ja zdrowa jestem.
R: Nie ma ludzi zdrowych. Są tylko niezdiagnozowani
P: Hahaha. A tego nie znałam. Na szczęście ja tylko na proste żylaki tu jestem, więc się nie martwię.
R: Jasne, że nie ma się czego bać. W najgorszym wypadku pani po prostu umrze.
Oczywiście na taki tekst nie zawsze można sobie pozwolić. Akurat ta pacjentka była bardzo miła i sympatyczna, miała dystans do siebie, sama niejednokrotnie żartowała ze wszystkiego i wiedziałem, że można sobie pozwolić na taką uszczypliwość.
***
V. Kolejne praktyki, tym razem po III roku. Przez ich rozpoczęciem kazano mi odbyć szkolenie BHP. Poszedłem skoro świt, aby mnie wyedukowano. W pokoiku wielkości 3 na 4 zostałem posadzony przed biurkiem pani, która rzekomo była specjalistą od BHP itp.
Nagle spod biurka wyjęła gaśnicę i postawiła mi ją przed przymrużonymi oczami. Zaczęła mi opowiadać jak ona działa, jak należy się nią posługiwać. Ja wykazywałem totalny brak zainteresowania.
Po chwili zadaje mi pytanie:
Pani od BHP: A czym pan ugasi pożar jak się panu zapali pacjent?
Rafał: Yyyyyy... no skoro już od 10 min mówi pani mi o tej gaśnicy to może gaśnicą??
Pani od BHP: Pacjenta gasimy kocem gaśniczym. W tym nowoczesnym szpitalu nie ma ani jednego koca gaśniczego, dlatego lepiej niech się pan postara, żeby żaden z pańskich pacjentów ani pan nie zapłonął.
***
VI. Sala operacyjna. Ja stoję na drugiej asyście. Rezydent szyje. Operator się przygląda.
Rezydent: Dobrze mi idzie doktorze??
Operator: Świetnie... jak kurwie w deszcz.
***
VII. Mieszkanie w Perugii. Ja i mój współlokator byliśmy jeszcze totalnie zieloni jeśli chodzi o gotowanie. Umówiliśmy się, że Paula będzie gotować dla naszej trójki, bo taniej i szybciej to wyjdzie. My w zamian zmywaliśmy.
Współlokator: Rafał, jesteś głodny??
Rafał: No zjadłbym coś, bo dziś po zajęciach nie byłem na stołówce.
W: Paula coś widać nie kwapi się do garów.
R: Paula!!! Co z obiadem??
P: Chłopaki, nie mamy za wiele, bo oczywiście nikt zakupów nie zrobił.
R: Przecież Ci mówiliśmy, że możesz je zrobić. Myślisz, że po co my Ciebie tu trzymamy:P
P: Mogę zrobić sałatkę, bo z tego co mamy to nic innego nie wyjdzie sensownego.
R: Może być. Aby coś zjeść, bo do kolacji jeszcze daleko.
P: Ale wiecie, tej sałatki nie będzie tak dużo na naszą trójkę.
W: Hmm... Paula, bardzo jesteś głodna?? Bo my z Rafałem spokojnie na pół się możemy podzielić.
Więcej nie pamiętam, ale jak przypomnę sobie to napiszę :))
Apdejt 16:30:
Przypomniało mi się jeszcze coś.
VIII. Sala operacyjna. Pacjent usypiany do zabiegu zwraca się do anestezjologa:
Pacjent: Tylko żebym miał kolorowe sny.
Anestezjolog: Zobaczymy co da się zrobić.
Po zabiegu pacjent się wybudza.
A: Już po operacji. Proszę coś powiedzieć. Jak się pan czuje??
P: Do dupy macie te usypiacze.
A: Dlaczego?
P: Nic mi się nie śniło.