Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

wtorek, 31 stycznia 2012

Jutro zaczynam ferie

Jutro, dokładnie w samo południe czasu polskiego, będzie decydujące starcie z pediatrią. Oczywiście zwycięskie, bo inaczej być nie może. Zaraz po nim rozpoczynam ferie. Tak sobie postanowiłem, ot co!!

To, że zdam ten egzmain jest uzasadnione przez kilka niepodważalnych czynników:
a) uczyłem się dużo i długo - poważnie podszedłem do nauki, wszystko ładnie zaplanowałem i sukcesywnie realizowałem
b) zdałem praktyczny - bez rewelacji, ale były osoby co nie zdały praktycznego, a profesor na teorii dał im trzy
c) skoro egzamin mi przesunął się o dwa dni [czyt. o dwa dni mam skrócone ferie] to profesor nie powinien mnie już ich całkowicie pozbawić
d) nie mam dramatu "gdybym miał jeszcze jeden dzień", bo dostałem w gratisie dwa dni
e) ominął mnie zajebisty dyżur na chirurgii (chyba należy mi się zdany egzamin w zamian :P) 
f) "Pan da trzy" xD


Myślimy pozytywnie i wszystko się uda!!!


Trzymanie kciuków i telepatyczne przesyłanie wiedzy mile widziane :))
Od jutra także koniec stękania nad dzieciologią xD

Wdech wydech
I będzie dobrze ^_^

niedziela, 29 stycznia 2012

Praktycznie już zdałem

Egzamin praktyczny mam za sobą. Sam wywiad i badanie pacjenta minęło bezproblemowo. 4-letnie dziecko z zapaleniem płuc; nie obciążone żadnymi innymi chorobami. Osłuchowo bez specjalnych fenomenów.

Część ustna zdecydowanie gorzej. Pytania ogólnie takie jakich się spodziewałem. Niestety odpowiedzi nie były do końca takie jak oczekiwała pani doktor. Jak się okazało miejscami wiadomości z obowiązującego podręcznika lub ze skryptu znacznie różniły się od doświadczenia pani doktor. Ja akurat nie miałem jeszcze kiedy tego doświadczenia nabyć.

I oczywiście musiała wszędzie drążyć immunologię, która mi zdecydowanie nie leży (podobnie jak cała dzieciologia). Czy tak trudno pojąć, że dla mnie przeciwciała i inne cuda są czarną magią i wróżeniem z fusów??

Z "ciekawszych" zagadnień to przypadło mi do omówienia rozwój uzębienia u dziecka. Myślałem, że studiuję medycynę a nie stomatologię ://
Ale to kiedy dziecko schodzi samo po schodach to już mnie nie zapytała.

Widziałem, że lepiej byłoby gdybym zdawał w sobotę a nie dzisiaj.

sobota, 28 stycznia 2012

Poliglotyczny pomysł

Wczorajszą wieczorową porą, kiedy to proces edukacyjny zakończyłem czynić, zaczęłam przeglądać różnorakie blogi. Trafiłem na kilka blogów angielskojęzycznych. Znowu wrócił mi do głowy pomysł pisania postów także w językach obcych, cobym ich nie zapomniał ze względu na nieużywanie. Oczywiście pisałbym po włosku i angielsku. Powinienem jeszcze po niemiecku, ale aktualnie moja znajomość dojcza legła w gruzach, a nawet jest pod tymi gruzami.

Pomysł sam w sobie całkiem fajny, ale niestety ma także kilka wad.
Problemem byłaby długość wpisów. Już teraz można się zmęczyć przewijając je, a co dopiero kiedy ich długość wzrosłaby trzykrotnie, choć zapewne wpisy w językach obcych nie byłyby tak pełne ekspresji jak te w mowie ojczystej. Dlatego też od dawna myślę też nad zmianą szablonu i nieco mniejszą czcionką - to by trochę rozwiązywało problem długości.

Z pisaniem po włosku nie mam problemów. Język jest prosty, melodyjny, gramatyka łatwa, bez nadmiernej liczby wyjątków i czasów. Gorzej mam z angielskim. Bez problemu się dogaduję, rozmówca potrafi zrozumieć co mam na myśli, ale jeśli chodzi o poprawne pisanie to jest to totalna katastrofa. Byście się tutaj załamali widząc jakie błędy potrafię zrobić w prostym zdaniu.

Wiadomo, że ćwiczenie czyni mistrza. Wiele zwrotów umknęło mojej pamięci ze względu na to, że angielskim posługuję się okazjonalnie. Tutaj miałbym motywację, aby nadrobić zaległości językowe, a i żeby się nie skompromitować po całości to bym bardziej wytężył moje komórki nerwowe. A może i ktoś by sie dzięki mnie czegoś nauczył.

Myślałem również o prowadzeniu osobnych blogów językowych, ale ze względu na chroniczny brak czasu, szybko bym się znudził i zniechęcił. Biorąc pod uwagę, że na napisanie niektórych wpisów poświęcam dużo czasu to jakbym miał jeszcze je tłumaczyć to już kompletnie bym się nie wyrabiał.

Na razie moim palącym problemem jest dzieciologia. Do kwestii poliglotycznej wrócę po egzaminie... jak znajdę czas oczywiście :]

Czy serio takie istotne jest abym wiedział, że w 10 miesiącu życia wprowadza się gluten do diety niemowlaka, a w 11 mż. można mu zaproponować całe jajeczko?? A w 18 mż. zna 8 słów i potrafi wejść po schodach??

Nie chce mi się !!!!!!

piątek, 27 stycznia 2012

Drobne przesunięcie

Wiadomo, że sesja co roku zaskakuje nie tylko studentów, ale i profesorów.

Miałem mieć dzisiaj egzamin praktyczny z dzieciologii. Tak, tak, miałem mieć, ale nie miałem. Już wczoraj doszły mnie słuchy, że pani sekretarka ma jakiś problem.

Na dzień dobry okazało się, że egzamin teoretyczny się przesunął z poniedziałku na środę. Zapytałem czy skoro już pofatygowałem się dzisiaj do kliniki (fakt kilkustopniowego mrozu i to że autobus nie przyjechał uczczę chwilą ciszy) to czy mógłbym zdawać chociaż praktyczny. Z tym nie było problemu. Pani sekretarka przeprosiła mnie za tą zmianę terminu, stwierdziła że powinna sama mnie zawiadomić, a nie liczyć na moich kolegów. Z tego też powodu chciała mi okazać swą łaskę i przydzielić mnie do jakiegoś fajnego lekarza, abym się praktycznym nie zmęczył. Niestety była tylko dr G., która humorzasta bywa i różnie może ze mną być.

W tej sytuacji pani sekretarka idąc za ciosem i chcąc wylać jeszcze więcej swojego miłosierdzia na moją skromną osobę  zaproponowała abym egzamin zdał w weekend, bo będą o wiele fajniejsi lekarze:
- w sobotę dr W z kardiologii dziecięcej 
- w niedzielę u dr W-J z alergologii dziecięcej
Wybrałem dra W. Miałem z nim zajęcia na III roku, to wiem mniej więcej czego się po człowieku spodziewać i co może ode mnie oczekiwać. Na pewno przetrzepie mnie z kardiologii, ale wolę już to niż mam być przetrzepany z astmy, leczenia zapalonych płucek oraz rozwoju i karmienia niemowlaka. Ale mam jeszcze telefonicznie za godzinę się upewnić czy będzie tak jak chcę.

Na koniec pani sekretarka zapytała mnie czy to drobne przesunięcie egzaminu o dwa dni nie zaburzy moich dalszych planów sesyjno - feryjnych, bo ona może spróbować porozmawiać z profesorem.

O_O

Czy to jest ta sama pani co wrzeszczała na mnie przez telefon, kiedy zapisywałem się na egzamin?? Uszom i oczom uwierzyć nie mogłem.

Uznałem, że te dwa dni nie zrobią mi większej różnicy. Już raz próbowałem sesję skończyć o 3 dni wcześniej i dzięki temu wakacje skróciły mi się o 3 tygodnie. Tak więc mam nauczkę  i skoro los odbiera mi dwa dni ferii zimowych to pewnie zostanie mi to wynagrodzone w inny sposób.
Poza tym profesor woli środę, bo wtedy będzie jeszcze jedna osoba (czyli mniej czasu poświęci na męczenie studentów, bo dwóch załatwi za jednym razem). Nawet bardziej mi to pasuje, ponieważ mam dodatkowe dwa dni na powtórkę, a i na samym egzaminie raźniej z kimś odpowiadać, bo można ewentualnie sobie pomóc.

Na koniec jeszcze podowcipkowaliśmy sobie, że skoro mam egzamin dopiero w środę to mogę spokojnie iść w sobotę na balety jak typowy student. Taa... jasne... z Krystynką pod rękę xD

A w drodze powrotnej do domu podroż umilała mi znana Magda Madzia Madonna w wykonaniu "Hung up".
Times goes by so slowly xD

Wyjazd do Warszawy na konferencję internistyczną nadal jest w fazach rozważań. Pod rozważania wzięty też udział w kongresie kardiologicznym w marcu.

Apdejt  godz. 13:30
Praktyczny jednak w niedzielę  u dr W-J. Czyli weekend upłynie astmatycznie i rozwojowo :]

środa, 25 stycznia 2012

Krystyna

Romans z Tadkiem jest definitywnie zakończony. Zdecydowanie to nie było TO (czymkolwiek jest owo 'to').

Teraz dla odmiany znalazłem sobie dziewczynę. Nazywa się Krystyna Kubicka i jest autorką mojego podręcznika do pediatrii. I podobnie jak Tadek jest dwutomowa.

Z Krysią poznałem się już miesiąc temu. Na początku były to niewinne spotkania, coś tam zagadałem jak się leczy jakieś zapalone płuca, dziurkę w serduszku, moczenie nocne czy "ostry" brzuszek. Powoli już coś zaczynało iskrzyć, już jakby jakieś uczucie się rodziło, ale niestety Tadek się pojawił w moim życiu i dla niego straciłem głowę. Ehh... głupi ja głupi. Jak się okazało to było tylko chwilowe i poza kilkoma wzniosłymi momentami, nie dało mi większej satysfakcji.

Postanowiłem zatem poszukać czegoś trwalszego, co można zbudować na trwalszym fundamencie. Dlatego zdobyłem się na odwagę, aby przeprosić się z Krystynką i spróbować ponownie. Krysia początkowo niechętnie była nastawiona do mnie, ale ostatecznie wybaczyła mi moją chwilę zapomnienia, aczkolwiek teraz nie ma zamiaru być tak pobłażliwa i wyrozumiała - ma kobieta twardą rękę, znaczy okładkę. 

Trochę mnie przeraża, że tak dużo mówi o dzieciach. Ja jeszcze nie jestem przygotowany do roli ojca :P

wtorek, 24 stycznia 2012

1:0

Rafał vs sesja prowadzi wynikiem jeden do zera xD
Wielka Improwizacja Ortopedyczna zakończona oceną 4.5!!

Plotka odnośnie zmiany pytań okazała się... prawdą. Pytania były nowe. Sam profesor pofatygował się na salę egzaminacyjną i poinformował cwaniackim tonem, że pytania nie będą zaskoczeniem dla osób, które chodziły na wykłady. Była to aluzja do nas wszystkich, bo nikt na wykłady nie chodził - dobry wykładowca jednak potrafi zadbać o swoją publiczność :P

Na szczęście forma egzaminu nie została zmieniona. Pytań było 60 (z czego poprawnych miałem 53). Każde wyświetlane na ekranie i minuta na zaznaczenie odpowiedzi. Po raz kolejny został wykorzystany, sprawdzony we wcześniejszych latach, system ołówkowy. Dodatkowo odpowiedzi u innych łatwo było skontrolować. Po egzaminie zapytałem koleżankę czy była pewna swoich odpowiedzi, bo w drugiej miałem taki sam wzorek na karcie jak ona:P

Kilkanaście pytań było powtórzonych, jednak większość nie przypominała tych jakie przerabiałem przez wcześniejsze kilka dni, co nie znaczy, że były specjalnie trudne. Były nowe i trzeba było wytężyć komórki nerwowe (oraz wzrok), aby wydedukować odpowiedź. Profesora niekiedy poniosła fantazja, bo były też pytania przy których przez salę przechodził przyciszony pusty śmiech - ktoś słyszał kiedyś o "bambusowym kręgosłupie"??

Wyjątkowo przy tym egzaminie nie było dramatu: "Gdybym miał jeszcze jeden dzień". Tutaj było odwrotnie - "O jeden dzień za dużo".

Koleżanka od wspólnej nauki także dostała 4.5.
Ogólnie egzamin poszedł wszystkim dobrze, bo podtrzymaliśmy tradycję i nikt go nie oblał :))

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Francja elegancja

Na dzisiejszy występ w czasie improwizacji ortopedycznej przyodziałem się w garnitur. Dwa lata temu kupiłem go na półmetek i od tamtej pory miałem okazję kilka razy go ubrać.
Garnitur zawsze sprawia, że mężczyzna się wydaje elegancki i z klasą.

Zastanawiam się skąd wziął się zwyczaj ubierania garniturów na egzaminy pisemne. Przecież sprawdzający ma przed sobą tylko moją kartę odpowiedzi, zna tylko moje dane (a czasem przy zakodowanych pracach jakiś kolejny numerek), więc po co robić dobre wrażenie na sali egzaminacyjnej i w czasie wysiłku umysłowego czuć zaciskającą się pętlę krawatu na szyi.

Co innego jeśli chodzi o egzaminy ustne, gdzie dobrze dobrany krawat czy wyprasowana koszula w kolorze wrzosu są in plus w oczach egzaminatora, szczególnie kiedy jest nim kobieta - czasami jest to ostatnia deska ratunku. Niejednokrotnie słyszałem, że ktoś nie został oblany bo miał ładny wzorek na krawacie i pani profesor się zlitowała (ja nigdy tak nie miałem, a często wrażenie wizualne jest tym co najlepiej mi wychodzi w czasie egzaminu). Poza tym jest to też znak, że poważnie podchodzimy do sprawy i darzymy naszego rozmówcę (tu egzaminatora) szacunkiem.

We Włoszech studenci na egzaminy przychodzą normalnie ubrani. Dla nich jest to kolejny dzień z tą różnicą, że muszą przed profesorem zaprezentować swoją wiedzę. Kiedy ja przyszedłem wystrojony na egzamin to kilka osób z wrażenia zrobiło duże oczy. Nie ubrałem garnituru (bo nawet go z Polski nie zabrałem), gdyż wiedziałem, że Włosi są bardziej wyluzowani, jednak sama biała koszula i krawat typu śledź prezentowały się na mnie wystarczająco elegancko (bo przecież chłopak urody przecudnej jestem:P) niż to zwykło obywać na codzień.

Kiedy dzisiaj przed egzaminem popatrzyłem na niektórych kolegów to stwierdziłem, że dobrze, że mamy coś takiego jak zwyczaj eleganckiego ubierania się na egzamin (choćby był to i pisemny), bo przynajmniej niektórzy mogą raz na jakiś czas normalnie wyglądać. Garnitur można uznać za taki minimalny standard dobrego wyglądu. Cenię sobie elegancję. Zwracam uwagę jak inni się ubierają. Sam też staram się dobrze wyglądać (dlatego w zdecydowanej większości noszę koszule) i jeśli ktoś ma się publicznie pokazać w mojej obecności to przynajmniej nie będzie musiał się wstydzić za moje niechlujstwo.

Oczywiście jak ktoś jest kreatywny (co sobie również cenię) to nie musi ubierać garnituru, aby elegancko wyglądać i czuć się odrobinę swobodniej. Sam zdecydowanie bardziej wolę ubrać jeansy typu rurki, do tego koszula, krawat i marynarka. I nie chodzi to aby ubierać się w drogich sklepach, ważne jest aby umieć odpowiednio dobrać do siebie poszczególne części garderoby, a cena nie ma przy tym najmniejszego znaczenia.

A skoro już mowa o ubieraniu, przebieraniu, to następuje zmiana dekoracji --> pediatria ponownie wychodzi na tapetę :]

niedziela, 22 stycznia 2012

Trzymamy kciuki

Jutro dzień Wielkiej Improwizacji Ortopedycznej!!
Wszyscy nastawiają sobie budziki na 8:00, wstają/robią przerwę w pracy/przerwę w podróży* i od samego rana trzymają kciuki za moje powodzenie!!

Wskazane również, aby wszelkie modły, rytuały, tańce i inne skuteczne gusła odprawić, zapalić kadzidła i złożyć w ofierze jakąś endoprotezę stawu biodrowego, aby spłynął na mnie z wyżyn niebiańskich przeorgom wiedzy i szczęścia, cobym egzamin zdał i więcej was nie nękał moim stękaniem nad niedolą mą, jaką dźwigam na swoich barkach od dni kilku.

W wyjątkowych i uzasadnionych przypadkach dopuszcza się trzymania kciuka tylko jedną ręką :P

* niepotrzebne skreślić

sobota, 21 stycznia 2012

Dziergamy

Jak wczoraj wspomniałem dziergamy ortopedię z koleżanką. Idzie nam rewelacyjnie - oto efekty:

I. Rafał: Choroba Olliera. Robiliśmy to wczoraj.
Koleżanka: Czekaj, wiem...
R: No...
K: To było... no... zaraz sobie przypomnę. 
R: Ja nie pamiętam... :/
K: Ku*** ja też nie.

II. Czytamy z podręcznika o jakimś nowotworze:
K: "Nowotwór ten jest łagodny"
R: To chyba dobrze...
K: "ale często miejscowo złośliwieje"
R: Taaa... Zajebiście...

III. Pytanie o to na jakim poziomie jest uszkodzony rdzeń  kręgowy. Wspólnymi siłami (razem z Tadziem) doszliśmy do wniosku, że chodzi o trzeci krąg lędźwiowy (L3).
Przeszlismy do kolejnego pytania.
K: Kurde, jakie to jest porąbane!!
R: No bardziej zakręcić się tego pytania chyba nie dało.
K: Nie wiem, mam to w dupie!
R: Spoko, możemy pozwolić sobie na jeden błąd, w końcu w poprzednim wiemy, że to L3.
K: Taaa... to znacznie poprawia naszą sytuację.

IV. K: Ku***!! Zaraz wyj*** tą książkę.
R: Ej!!! Trochę szacunku do mojego chłopaka!!

V. K: Jak będą nowe pytania, to ja leżę i kwiczę.
Po chwili zaczynam się śmiać.
K: Co jest??
R: Wyobraziłem sobie Ciebie jak nagle zaczynasz w środku egzaminu kwiczeć na całą salę :P
K: Głupek :P

VI. Szukamy w Tadziku odpowiedzi na pytanie.
R: Znalazłem!!
K: Masz odpowiedź na to pytanie??
R: Nie. Ale mam na wcześniejsze. O metodę Ilizarowa.
K: Gdzie?
R: Tu (pokazując palcem). Są tylko dosłownie dwa słowa na ten temat, ale znalazłem.
K; Jestem z Ciebie dumna. Tylko szkoda, że o tą metodę są trzy pytania.
R: Czepiasz się. Dobrze, że wiemy chociaż z tym L3.

Szukamy dalej odpowiedzi na interesujące nas pytanie...
R: Jest! Tutaj.
K: Dobra, to tutaj będzie odpowiedź b.
R: To było napisane w zdaniu, które poprzedzało to które przeczytałaś wcześniej. Musimy czytać od początku akapitu a nie od końca.

VII. K: Wiesz, że niektórzy dopiero dzisiaj zaczynają się tego uczyć??
R: To nas wcale nie stawia nas w lepszej pozycji, bo i tak poziom naszej wiedzy pozostawia wiele do życzenia.
K: W sumie racja xD

VIII. R: Nie mogę tego znaleźć. 
K: Niemożliwe, musi być, bo kojarzę tę nazwę.
R: Sprawdź w necie. Będzie szybciej.
K: Czekaj... jest coś. Występuje najczęsciej w skałach wulkanicznych O_o
R: To przynajmniej nam wyjaśnia, dlaczego nie ma tego w książce do ortopedii.

IX. R: Tu chodzi o samodzielne poruszanie się... To dlaczego w żadnej odpowiedzi nie ma nic o splocie lędźwiowym, bo to przecież z nim związane jest chodzenie. A tu w podanych odpowiedziach najniższy krąg to jest ostatni piersiowy (Th12) .
K: No bo tutaj chyba chodzi o to, że możesz samodzielnie się czołgać mając bezwładne nogi :]
R: Tu jest napisane, że przy uszkodzeniach na wysokości Th12 możesz "samodzielnie poruszać się za pomocą kuli pachowych, oraz siadać i opuszczać wózek inwalidzki; całkowita niezależność".
K: No super!! Mogę sobie usiąść na wózku i samodzielnie nim jeździć. Rewelacja!!
R: Na podstawie tego co właśnie przeczytałem to Twoje czołganie jest jedną z form samodzielnego poruszania się.

X. K: Odpowiedź b jest w tym pytaniu nieprawidłowa, bo to dotyczy złamania szyjki, a nie trzonu kości udowej.
R: Wiesz co, przy każdym pytaniu powinno być wolne miejsce, abyśmy mogli napisać jakieś pytanie alternatywne, na które będziemy znali odpowiedź.
K: Ooo... To wcale nie taki głupi pomysł :]
R: Tylko wydaje mi się, że mielibyśmy problem z wymyśleniem pytań jak i zarówno odpowiedzi na te pytania :]
K: No to też prawda.

XI. K: Te pytania ani trochę nie przypominają mi tego testu co robiliśmy wczoraj.
R: Jak nie?? Przecież pytają o te same choroby.
K: Tylko dlaczego o inne rzeczy?!

Dziergamy dalej xD

czwartek, 19 stycznia 2012

Podryw na Ortolaniego

Objaw Ortolaniego - objaw ortopedyczny stanowiący test przesiewowy dysplastycznych lub niestabilnych stawów biodrowych. Polega na słyszalnym i wyczuwalnym przeskakiwaniu biodra podczas biernego odwodzenia i rotacji na zewnątrz kończyny dolnej maksymalnie zgiętej w stawach kolanowych i biodrowych z jednoczesnym wciskaniem kończyny dolnej w kierunku panewki stawu biodrowego. Obrazek poniżej:


Po obrazku można bez problemu wyobrazić sobie o co chodzi w "podrywie na Ortolaniego" :P

Jak widać ostro dziergam ortopedię :)) Dzisiaj uczyłem się z koleżanką i proces, któremu się poddawaliśmy nazwaliśmy "dzierganiem". W oryginale było nakur***nie, ale postanowiliśmy przed wszystkimi nie być tak wulgarni.

Nie mniej jednak liczba kurw jakie dziś poleciały z ust naszych, zajmując się chorobami narządu ruchu była przeogromna. Nie zabrakło także zabawnych przejęzyczeń np. szpara pośladkowa -> szpara powiekowa.

Jutro dziergamy dalej xD

środa, 18 stycznia 2012

Nowy facet

Proszę Państwa!!
Chciałem ogłosić wszem i wobec, że znalazłem sobie nowego faceta!!
Nazywa się Tadeusz Gaździk  i jest autorem mojego podręcznika do ortopedii.

Znamy się krótko, bo dopiero od poniedziałku. Zainteresował mnie swoimi intrygującymi opowieściami o wszelkich urazach kości, dysplazji stawu biodrowego czy też gruźlicy kręgosłupa. Wpatrzony w niego jak w zdjęcie rentgenowskie, nie mogłem oczu oderwać. Potrafi przyciągnąć moją uwagę.

Ponieważ moje latka już lecą i nie mam czasu na randkowanie to wczoraj postanowiliśmy (właściwie to ja postanowiłem), że pójdziemy na całość i wylądowaliśmy w łóżku. A co!! Mamy przecież do przerobienia 116 pozycji!!
Z przykrością muszę stwierdzić, że facet niestety się nie spisał. Mimo dobrej gadany, w łóżku zamiast odczuwać niebiańską przyjemność najzwyczajniej w świecie zasnąłem. 

Na szczęście jest dwutomowy, więc dam mu dzisiaj drugą szansę. Jeśli ponownie nie stanie na wysokości zadania to myślę, że zakończę tę znajomość w ciągu kilku dni raz na zawsze.

wtorek, 17 stycznia 2012

Let's talk

Na życzenie Spencer'a wrzucam kilka dialogów, których byłem świadkiem lub uczestnikiem.
Niektóre imiona zostały zmienione.

I. To że mam niewyparzony język można było już zauważyć w szkole podstawowej.
Czas i miejsce akcji: czwarta klasa SP - lekcja matematyki.
Koleżanka mnie wkurzyła i postanowiłem ją skutecznie uciszyć (siedziałem w pierwszej ławce przed biurkiem nauczycielki):

Rafał: Olka!! Zamknij ryja!!
Pani od matematyki: Rafał dostajesz uwagę!! Masz sobie sam napisać w zeszycie do matematyki i na jutro masz mieć podpis mamy.
R: To co mam sobie napisać??
P: Zwracam się do koleżanki tymi słowami: Zamknij ryja

Wrociłem do domu. Zastanawiałem się jak Mama zareaguje. Na drugi dzień pani od matematyki z satysfakcją, że pewnie oberwało mi się, pyta mnie co się działo w domu.

P: I jak? Mamusia podpisała??
R: Tak
P: I co powiedziała??
R: Pogratulowała mi.
P: O_o A wiesz, że ja powinna teraz Twoja mamę wezwać do pani dyrektor??
R: Może Pani wzywać. Mama nie pracuje to ma dużo wolnego czasu i może przyjść.
Mina pani od matematyki bezcenna. Mama rzeczywiście mi pogratulowała uwagi. Stwierdziła, że już najwyższa pora była, bo ja za grzecznym dzieckiem byłem.
***

II. Zajęcia laboratoryjne z Podstaw chemii na I roku na UWr. Naszą prowadzącą była młoda doktorantka. Typowa wredna suka co się wyżywa na studentach (takie sprawiła wrażenie za pierwszym razem, ale z każdymi kolejnymi zajęciami było coraz lepiej i chciałem mieć z nią nawet zajęcia w kolejnym semestrze). Sytuacja przeze mnie opisana miała miejsce na trzecich zajęciach.

Michał: Proszę pani! Tu nam coś nie działa.
Asystentka: Panie Michale, to jest uczelnia wyższa. Tutaj należy się zwracać po tytułach. Ja jestem magistrem i należy do mnie mówić: pani magister. Mi to specjalnie nie ujmuje, ale jak trafi pan na wrażliwego docenta i powie do niego per pan to może być niemiło, dlatego niech pan się uczy od pierwszego roku. A więc tutaj źle pan podłączył aparaturę.
Po chwili.
Rafał: Pani Małgosiu! Może pani sprawdzić czy dobrze mam zmontowaną maszynę do destylacji?
Asystentka: Tak panie Rafale. Może pan zaczynać doświadczenie.

Nie ma to jak być, nie chwaląc się, pupilkiem pani magister xD Jak przychodziliśmy na zajęcia i ja byłem nieprzygotowany, to znaczyło że pozostałych osób nie ma nawet co pytać o znajomość materiału. Dodam, że mieliśmy zastępstwo raz z jej mężem (koleżanki podejrzewały, że to jej brat bo mają podobne oczy) i też mnie polubił xD
***

III. Nadal UWr. Tym razem akcja z asystentem od matematyki doktorem S. Chcieliśmy przed świętami odwołać ćwiczenia. Poszliśmy do jego gabinetu. Jego nie było, zastaliśmy innego asystenta co dzielił z drem S gabinet. 
Odwoływać zajęcia poszedłem ja z Kasią. Ja dlatego, że wygadany jestem, a Kasia dla ozdoby xD 

Pytamy o naszego doktora, on mówi, że go jeszcze nie ma. Ale może do niego zadzwonić na komórkę. Nim się obejrzeliśmy a ten już numer wybierał. Mówimy że nie, a on już rozmawia z naszym doktorem.
Asystent: Słuchaj, bo tu są studenci, coś chcieli przełożyć. Ja Ci dam studentkę to sobie pogadajcie.
Miły pan podstawił nam telefon. Kasia mnie popycha żebym porozmawiał.
Rafał: Studentkę. Nie studenta. Ty mów!
Kasia: Dzień dobry panie doktorze. Bo my chcielibyśmy ćwiczenia dziś odwołać. Bo wykładu nie ma, i musimy czekać  2 godziny.
...
Kasia: Ahaaaa...
...
Kasia: Dobrze...
...
Kasia: To ja zawiadomię resztę grupy.
W czasie tej rozmowy, gdzie dr S zdecydowanie więcej mówił, a twarz Kasi przybierała kolor śnieżnobiały (pewnie pod kolor śniegu za oknem).

Wyszliśmy na zewnątrz. Tam czekało na nas jeszcze kilka osób. Kasia przekazała informację, że możemy iść do domu, ale mamy się nie dziwić jak po nowym roku na dzień dobry będzie koło i dzisiejszy materiał też obowiązuje (a nasza grupa była mało zdolna z tej matmy). Zajęcia się odbyły. Kasia zajęła miejsce w ostatnim rzędzie z nadzieją, że dr S jej nie skojarzy.

Po świętach oczywiście nikt nie był nauczony na kolokwium. Czekamy na dr S przed salą. 
Idzie.
Na schodach podbiega do niego Kalisiak:
Kalisiak: Dzień dobry panie doktorze. Wszystkiego dobrego w nowym roku. Żeby pan miał jak najzdolniejszych studentów.
Ania: Mamy nadzieję, że święta spędził pan w rodzinnej atmosferze.
dr S: Dobrze, idźcie do domu. Kolokwium będzie za tydzień.
***

IV. Praktyki pielęgniarskie po pierwszym roku. Wchodzę do sali chorych gdzie było 5 pacjentek.
Przyszedłem zmierzyć ciśnienia. Mierzę pierwszej pacjentce.

Pacjentka: No i jakie mam??
Rafał: Dobre. 120/80.
P: Czyli ja zdrowa jestem.
R: Nie ma ludzi zdrowych. Są tylko niezdiagnozowani
P: Hahaha. A tego nie znałam. Na szczęście ja tylko na proste żylaki tu jestem, więc się nie martwię.
R: Jasne, że nie ma się czego bać. W najgorszym wypadku pani po prostu umrze.
Oczywiście na taki tekst nie zawsze można sobie pozwolić. Akurat ta pacjentka była bardzo miła i sympatyczna, miała dystans do siebie, sama niejednokrotnie żartowała ze wszystkiego i wiedziałem, że można sobie pozwolić na taką uszczypliwość. 
***

V. Kolejne praktyki, tym razem po III roku. Przez ich rozpoczęciem kazano mi odbyć szkolenie BHP. Poszedłem skoro świt, aby mnie wyedukowano. W pokoiku wielkości 3 na 4 zostałem posadzony przed biurkiem pani, która rzekomo była specjalistą od BHP itp.
Nagle spod biurka wyjęła gaśnicę i postawiła mi ją przed przymrużonymi oczami. Zaczęła mi opowiadać jak ona działa, jak należy się nią posługiwać. Ja wykazywałem totalny brak zainteresowania.
Po chwili zadaje mi pytanie:
Pani od BHP: A czym pan ugasi pożar jak się panu zapali pacjent?
Rafał: Yyyyyy... no skoro już od 10 min mówi pani mi o tej gaśnicy to może gaśnicą??
Pani od BHP: Pacjenta gasimy kocem gaśniczym. W tym nowoczesnym szpitalu nie ma ani jednego koca gaśniczego, dlatego lepiej niech się pan postara, żeby żaden z pańskich pacjentów ani pan nie zapłonął.
***

VI. Sala operacyjna. Ja stoję na drugiej asyście. Rezydent szyje. Operator się przygląda.
Rezydent: Dobrze mi idzie doktorze??
Operator: Świetnie... jak kurwie w deszcz.
***

VII. Mieszkanie w Perugii. Ja i mój współlokator byliśmy jeszcze totalnie zieloni jeśli chodzi o gotowanie. Umówiliśmy się, że Paula będzie gotować dla naszej trójki, bo taniej i szybciej to wyjdzie. My w zamian zmywaliśmy.

Współlokator: Rafał, jesteś głodny??
Rafał: No zjadłbym coś, bo dziś po zajęciach nie byłem na stołówce.
W: Paula coś widać nie kwapi się do garów.
R: Paula!!! Co z obiadem??
P: Chłopaki, nie mamy za wiele, bo oczywiście nikt zakupów nie zrobił.
R: Przecież Ci mówiliśmy, że możesz je zrobić. Myślisz, że po co my Ciebie tu trzymamy:P
P: Mogę zrobić sałatkę, bo z tego co mamy to nic innego nie wyjdzie sensownego.
R: Może być. Aby coś zjeść, bo do kolacji jeszcze daleko.
P: Ale wiecie, tej sałatki nie będzie tak dużo na naszą trójkę.
W: Hmm... Paula, bardzo jesteś głodna?? Bo my z Rafałem spokojnie na pół się możemy podzielić.

Więcej nie pamiętam, ale jak przypomnę sobie to napiszę :))

Apdejt 16:30:
Przypomniało mi się jeszcze coś.
VIII. Sala operacyjna. Pacjent usypiany do zabiegu zwraca się do anestezjologa:
Pacjent: Tylko żebym miał kolorowe sny.
Anestezjolog: Zobaczymy co da się zrobić.

Po zabiegu pacjent się wybudza.

A: Już po operacji. Proszę coś powiedzieć. Jak się pan czuje??
P: Do dupy macie te usypiacze.
A: Dlaczego?
P: Nic mi się nie śniło.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Zmiana dekoracji

Mojego dziecięcego stękania już się nasłuchaliście, wiec czas zmienić melodię. Dlatego dziś następuje zmiana dekoracji, czyli na tapetę wychodzi: Ortopedia z traumatologią.
Egzamin (w wersji testowej) dokładnie w poniedziałek za tydzień.

Na początek warto byłoby się zaopatrzyć w jakieś źródło wiedzy. Mam kilka plików z opracowaniami, jedną książkę w formacie pdf. Ponieważ nauka z ekranu komputera nie wchodzi grę, postanowiłem zdobyć tradycyjny podręcznik. Zadzwoniłem do koleżanki po fachu.

Rafał: Cześć. Ma sprawę do Ciebie.
Koleżanka: Hej. Co się stało?
R: Masz podręcznik do ortopedii?? Za tydzień mam egzamin, a nie mam się z czego uczyć.
K: Z ortopedii?? Nie, nie mam książki.
R: Na pewno?? 
K: Poczekaj sprawdzę... A jednak mam!! 
R: A jaką masz??
K: Tą dwutomową. Myślałam, że nie mam dlatego, że ja się tego niewiele uczyłam. To chcesz pożyczyć??
R: Tak, chcę. Zdawało mi się właśnie, że jak byłem u Ciebie to ją widziałem na półce.
K: Ja robiłam tylko testy, które Ci dałam w październiku. Tej książki właściwie nie używałam. Jest jak nowa.
R: Ja nie zamierzam tego zmieniać, ale wolę mieć ją pod ręką i nie korzystać, bo jak nie będę jej mieć to na pewno będę jej potrzebować. Podobno mają być nowe, nikomu nieznane pytania, bo profesor się wkurzył, że nikt na wykłady nie chodzi i postanowił sam ułożyć cały egzamin.
K: Spokojnie, nas też tak straszyli rok temu. Chcesz to wpadnij dziś po nią.
R: Ok, to do zobaczenia.

Zakres materiału z ortopedii jest zdecydowanie mniejszy niż z pediatrii (aczkolwiek nie znalazłem oficjalnej wersji tego co mamy dokładnie znać), ale po wstępnym przejrzeniu starych testów stwierdzam, że faktycznie będzie to nauka książki telefonicznej.
 ***

Zauważyłem ostatnio wzmożoną aktywność innych blogowiczów, gdyż nie nadążam czytać i komentować postów. Owe zjawisko dotyczy w szczególności studentów - niewątpliwie sesja xD

Muzyczkę już sobie naściągałem, więc teraz do nauki!!

sobota, 14 stycznia 2012

Bilans dziecięcy

Dzisiaj mija 12 dzień nauki pediatrii. Teoretycznie przerobiłem wszystkie pytania, których jest około 275. Praktycznie każdego dnia czegoś nie zrobiłem i w ten oto sposób uzbierało mi się do nadrobienia pytań w ilości 40.

Na razie do gustu przypadła mi kardiologia (dużo rzeczy można wywnioskować na logikę znając fizjologię i patofizjologię), reumatologia (o dziwo!) oraz stany nagłe u dzieci. Pozostałe działy (czyli większość) jakoś staram się przyswoić, ale idzie to bardzo opornie.

Najbardziej leży i kwiczy alergologia z pulmonologią, gdyż czekam na dostawę podręcznika autorstwa "mojego" profesora, który należy opanować - zapewne spis treści też byłoby wskazane aby znać xD.
Moja znajomość endokrynologii, a w szczególności diabetologii niestety nie powala na kolana.
Ostatecznie zostaje szkolny sposób na naukę, czyli sypianie z podręcznikiem - kiedyś pomagało :]

Egzamin praktyczny będę mieć 27 stycznia w piątek, a nie dwa dni później w niedzielę, jak to początkowo zakładałem.

Dzień z nocą mi się poprzestawiał na dobre (vivat academia! vivat sesja!). Wczoraj siedziałem do 4 rano - nie znaczy, że się aż tak długo uczyłem., choć większość czasu spędziłem przed otwartym skryptem. Jak się kładłem spać to się zastanawiałem jaki mamy dzień: czy już jest sobota lub czy jeszcze trwa sobota...

Muszę przewietrzyć mózg, a właściwie jego resztki. Idę na piwo :P

czwartek, 12 stycznia 2012

Blog Roku 2011 vol. 2

Rozpoczęło się głosowanie na Blog Roku 2011. Niestety głosowanie jest smsowe, co wiąże się z kosztami dla głosujących - no tak musi być jakieś ograniczenie, żeby ktoś nie głosował na siebie 100 razy na godzinę. Dodatkowo z jednego numeru telefonu można oddać głos tylko raz na dany blog.

Jeśli jest ktoś kto nie najgorzej stoi finansowo, komu nadal mój blog się podoba, i uważa że pretenduje do tytułu na Blog Roku 2011 to proszę o oddawanie głosu w następujący sposób:

Wyślij sms o treści A00506 na numer 7122
Koszt jednej wiadomości tekstowej wynosi 1,23 PLN brutto
Dochód z smsów zostanie przeznaczony jest na turnusy
rehabilitacyjne dla osób niepełnosprawnych
Głosowanie trwa do 19.01.2012

*A00506 -> A-zero-zero-pięć-zero-sześć

Wszystkim tym którzy zagłosują z góry dziękuję :))

Sesja pełną parą

Teoretycznie sesja egzaminacyjna zaczyna się 23 stycznia. Praktycznie już trwa (niektórzy zaczęli już w grudniu).

To, że ja także rozpocząłem ten ulubiony okres przez studentów dziś zauważyłem na dobre, kiedy to przejrzałem się w lustrze z samego rana. Widok zarośniętego od kilku dni faceta zdecydowanie mówi sam za siebie - i wcale mi z zarostem nie jest do twarzy. Potrzebuję czasu na naukę, więc rezygnuję z czynności, które uważam chwilowo za niepotrzebne.

I tak muszę się dziś przeprosić z moją maszynką do golenia, bo niestety muszę pójść jutro na ostanie zajęcia w tym semestrze, a nie chcę ludzi straszyć po drodze.

Dodatkowo zauważam u siebie takie objawy jak: 
- rozdrażnienie
- poddenerwowanie
- ciągła analiza ile mam jeszcze czasu do egzaminu
- obliczanie na jaki długi czas nauki starczy mi wypita właśnie kawa
- ścisłe wyliczenie godzin snu (musi być 6 godzin, choć optymalnie jest 8)
- sprawdzanie poczty po 100 razy na godzinę (dziwię się, że w tym roku nie robię tak z fb)
- niechęć do wychodzenia z domu
- ograniczenie życia towarzyskiego (może w sobotę na jakieś piwko z kimś się umówię, ale nic więcej)
- chęć spania w dzień
- podkrążone oczy

Rok temu do tych objawów zaliczyłbym także:
- nagła chęć sprzątania
- robienie prania i sprawdzania co chwilę czy pralka na pewno pierze
- prasowanie (a nie znoszę tego robić)
- obmyślanie listy zakupów i jadłospisu

Pediatria obecnie rządzi. Im mniej mam czasu tym więcej przerabiam danego dnia. A ostatnio się nieco opuściłem, więc do nadrobienia jest całkiem sporo.

Z dwojga złego to wolę sesję zimową niż letnią. I tak jest zimno, więc nie chce mi się tyłka z domu ruszać. Latem jest o wiele gorzej, bo to na rower lub na spacer bym poszedł, a to na jakieś lody z kimś się umówił, a to coś jeszcze innego.

PS. Widzę, że się zmieniła czcionka w komentarzach, i można bezpośrednio każdemu napisać odpowiedź.

środa, 11 stycznia 2012

Moderowanie komentarzy

Wczoraj na jednym z blogów przeczytałem wpis o takim samym tytule jak mój: moderowanie komentarzy (mam nadzieję, że autor nie oskarży mnie o plagiat:P). Pojawiła się pod wpisem już mała dyskusja, która pchnęła mnie abym i ten temat poruszył na swoim blogu.

Autor tego wpisu słusznie w nim zauważa, że jako administrator blogu (bloga??) ma możliwość decydowania o tym jakie komentarze pojawią się pod jego wpisami. Kiedy zakładałem swój blog też miałem (i nadal mogę) zdecydować kto może mnie komentować i czy komentarze mają najpierw podlegać mojej ocenie. Od razu zaznaczyłem, że komentować mają wszyscy i mają się one pojawiać bez mojego błogosławieństwa. Wydało mi się trochę dziwne czemu ja mam decydować  o tym co ludzie wypisują - zakładałem, że moi czytelnicy będą (są) dojrzali i na poziomie i potrafią wykazać się kulturą i szacunkiem do drugiej osoby, mimo iż znajdujemy się w cyberprzestrzeni. Uznałem, że mój blog nie jest portalem społecznościowym, gdzie każdy chce mieć jak najlepsze opinie i słodkie wpisy od odwiedzających.

Wiem o tym, że moje poglądy mogą się nie zgadzać z cudzymi. Piszę tutaj o różnych rzeczach - o tym co robiłem, co się wydarzyło (nie)ciekawego u mnie, o moich planach,wspomnieniach, a czasami o niczym specjalnym i nadzwyczajnym, jedne posty są ciekawsze, inne mniej; często dorzucam kilka zdań swojej opinii. Jednak każdy ma prawo myśleć inaczej. Wiadomo, że fajnie jest kiedy jest grono osób popierających to co mówię/myślę/piszę. Ale w przyrodzie równowaga musi być, więc i są osoby przeciwne - i dobrze, bo to powoduje wymianę zdań, która może wpłynąć na poglądy drugiej osoby.

Lubię krytykę. Wtedy mogę zobaczyć swoje wady i niedoskonałości i pracować nad nimi (ale sobie słodzę:P). Jeśli chcesz mnie krytykować - bardzo proszę. Ale niech to będzie na poziomie. Pokaż że masz coś do powiedzenia, bo używanie łacińskich określeń polskiego pochodzenia nie robią na mnie wrażenia.

Wyobraźmy sobie, że wyraziłem opinię na jakiś temat i dostałem dwa komentarze:
1. Słuchaj nie zgadzam się z Tobą. Ja uważam inaczej.
2. Ty chyba pojebany, jesteś że tak myślisz.
Oba komentarze mówią mniej więcej to samo: ich autorzy maja odmienne zdanie od mojego.
Co je różni??
Kultura wypowiedzi. 
Pierwsza osoba grzecznie informuje, że się ze mną nie zgadza; najczęściej w dalszej części wypowiedzi argumentuje to i na końcu się podpisuje.
Druga osoba też się ze mną nie zgadza, ale przy okazji mnie obraża; najczęściej nie potrafi uzasadnić swojego stanowiska, a o podpisie nie ma mowy (ahh ta anonimowość).

Osoba decydująca o tym, który komenatrz się pojawi raczej pozostawi pierwszy, a drugi usunie. Ja bym zostawił oba.
Dlaczego??
Na pewno na tak "konstruktywną" krytykę (szczególnie drugiej osoby) bym odpowiedział - i to w dodatku w sposób cyniczny, sarkastyczny, ale używając innego słownictwa (chociaż może lepiej byłoby na tym samym poziomie aby owy pisarz zrozumiał mój przekaz). Nie przeszkadza mi, że ktoś w komentarzach zostawia mi wszelakie wulgaryzmy. Ale nie życzę sobie, aby mnie obrażano za moje poglądy, bo ja tak nie robię. Należy mi się szacunek (jak każdemu internaucie). To jak wyrażacie się o innych, odnosicie się do cudzego (odmiennego) zdania świadczy przede wszystkim o Was, o tym jak jesteście wychowani. Komentując siebie jednocześnie sam się pokazujesz, nawet jeśli podpisujesz się jako Anonimowy.

Ja też znam podwórkową łacinę. Sam ją stosuję na co dzień, nawet często, ale wszystko zależy w jakim kontekście. Najczęściej w celu podkreślenia mojego oburzenia lub innego stanu emocjonalnego (bo przecież nie ma nic lepszego jak taka soczysta ku*** xD). Nie mam w zwyczaju używania takich określeń celem opisu kogoś, bo ja przecież też nie chcę aby ktoś mnie opisywał w ten sposób. Nie traktuj drugiej osoby tak jak Ty nie chcesz być traktowany - szkoda, że wiele osób nie potrafi tak żyć.
Kiedy komentuję czyjeś wpisy staram się to robić z należytą kulturą, okazując szacunek autorowi.

Druga kwestią przy moderowaniu komentarzy jest to co zostało wspomniane w pierwszym komentarzu wyżej wspomnianego posta. Autor chce uniknąć upubliczniania pewnych informacji na swój temat przez osoby znające go osobiście.
Tutaj się zgodzę.
Także uważam, że niektóre informacje na temat mojego życia osobistego co są znane moim znajomym, którzy są czytelnikami mojego bloga, powinny pozostać między nami. Nie ma konieczności, aby cały świat wiedział o wszystkim. Dlatego zdarzyło mi się usunąć jeden cudzy komentarz (teraz wszyscy będą szukać czyj to był :P)

Kolejną (i ostatnią) wg mnie rzeczą jaka wiąże się z moderowanie komentarzy jest trudność dyskusji pod danym wpisem. Załóżmy, że coś napisałem. Kilka osób skomentowało, jednak ja byłem nieobecny np. dwa dni. Po dwóch dniach zezwalam na to aby (wszystkie) komentarze się pojawiły. 
Moim zdaniem trudno w takiej sytuacji o "żywą" dyskusję i wymianę zdań między czytelnikami.
Poza tym kiedy komentuję wpis jako kolejna osoba lubię się też odnieść do komentarzy moich przedmówców (poprzeć lub się nie zgodzić) albo nic nie pisać, bo już zostało powiedziane i nie ma potrzeby powielania, a w sytuacji kiedy w kolejce do akceptacji jest kilka komentarzy przede mną trudno o możliwość znajomości opinii innych.

Podsumowując chciałbym spłodzić kilka wniosków:
1. Masz prawo mnie krytykować. I fajnie kiedy o tym piszesz. Odnoś się jednak do mnie z należytym mi szacunkiem.
2. Chcesz używać epitetów łacińskich - proszę bardzo. Pod warunkiem, że robisz to z głową. Jeśli mają na celu podkreślenie Twojego stanu i dać upust emocjom to wyraź to, ale jeśli mogą one sprawić komuś przykrość (mi lub innym czytelnikom i komentującym) to się zastanów czy warto, bo to świadczy o także o Tobie. 
3. Jeśli nie masz założonego konta to podpisz się na końcu komentarza. Kiedy odpowiadam na Twój komentarz to chciałbym się do Ciebie bezpośrednio zwrócić po imieniu lub ksywce.

Nie chcę, aby ktoś teraz myślał, że napisałem ten felieton, bo uważam się za osobę co pozjadała wszystkie rozumy i się teraz wymądrza i poucza wszystkich. Co to to nie!! Też jestem wredny, chamski, bezczelny, cyniczny i mam cięty język xD

A teraz zapraszam do dyskusji. Komentarze do moich wpisów nadal nie są przeze mnie moderowane :P

wtorek, 10 stycznia 2012

Rzeźniologia & objaw Mennella

Trwa ostatni tydzień zajęć w tym semestrze, w którym to przypada mi druga część bloku ortopedycznego.

Jak dotąd zajęcia mnie ani nie ujęły ani nie porwały okazałością. Ogólnie nudne są. Dziś mieliśmy zobaczyć pacjentów - po jednym na ośmiu studentów... niestety (a może i stety) czasu zabrakło.

Wczoraj przez pierwszą godzinę mieliśmy omawianą historię ortopedii. Nie wiem po co ...
W ciągu następnej godziny mieliśmy wymieniane objawy jakie mogą wystąpić u pacjentów ortopedycznych. Agata stwierdziła, że nauka do egzaminu to będzie uczenie się książki telefonicznej na pamięć, bo każdy objaw nazywa się od jego autora. Oczywiście nie zapamiętałem nic poza tym, że jest coś takiego jak objaw Mennella -  nazwa mi się spodobała, ale nie wiem o co w nim chodzi (na pewno nie ma to nic wspólnego z tym z czym większość osób by skojarzyła).

Dzisiaj dla odmiany na pierwszej części seminarium zostaliśmy odpytani (w formie luźnej dyskusji) z tych objawów. Wyglądało to tak:
- A co to jest objaw Thomasa??
cisza
- No co to jest objaw Thomasa?
cisza
- Wiecie co to jest objaw Thomasa??
cisza
Powiedziałem pod nosem do Agaty: No nich pan powie, bo przecież widać, że nikt nie wie.

Na inne z pytań o jakiś inny objaw, po co on został wymyślony pomyślałem, że na pewno po to, żeby później wymyślić studentom pytanie o to na egzamin i utrudnić im życie.

Dalsza część zajęć była równie "fascynująca", tak że pod koniec zainteresowanych było może ze 3-4 osoby. Każdy był zajęty czymś innym: rozmowami, pisaniem smsów, uczeniem się czy też drzemką. Ja dla rozrywki czytałem Przegląd menopauzalny xD

Sens tych seminariów, na których muszę wysłuchać prezentacji jest dla mnie zagadką. I tak będę się tego uczyć w następnym tygodniu do egzaminu, z tą różnicą, że będę to robić w porze która mi odpowiada, a nie skoro świt.

Ponieważ nauka pediatrii od 2 dni leży i kwiczy, postanowiłem wykorzystać dozwoloną nieobecność na zajęciach (czego zwykłem nie robić) i w czwartek nie idę na uczelnię. Początkowy plan był, że jutro sobie zrobię wolne, ale z powodu takiego, że znalazłem transport na zajęcia na jutro, wolne przenoszę na czwartek.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Sekretarki

Rafał: Dzień dobry. Chciałem się zapisać na egzamin z pediatrii.
Sekretarka: Słuchaaam?!
R: Chciałem się zapisać na egzamin do profesora B.
S: A na kiedy?
R: Na 30 stycznia.
S: Dobrze. To będzie poniedziałek. Czyli egzamin praktyczny będzie 27 stycznia w piątek.
R: Z tym praktycznym to ja przyjdę się jeszcze dokładnie dogadać, bo w zeszłym tygodniu pani mi mówiła, że mogę zdawać praktyczny w niedzielę, bo wtedy dyżur ma pani adiunkt.
S: No to ja już tego przecież nie pamiętam!!
R: Dobrze. To ja i tak przyjdę się dokładnie dowiedzieć. Teraz mi zależy żeby się zapisać już na egzamin teoretyczny.
S: Jak się pan nazywa??
R: Rafał. A o której jest jest egzamin teoretyczny??
S: A SKĄD JA MAM TO NIBY WIEDZIEĆ?!?!?!?!!?! [w tym momencie wbiłem się w fotel na którym siedziałem, oczy zrobiłem wielkości pięciozłotówek, i buzię szeroko otworzyłem z wrażenia]. DO 30 STYCZNIA JEST JESZCZE DALEKO!!! O godzinie dowie się pan najpóźniej na praktycznym.
R: Ahaaa. To w takim razie to wszystko. Dziękuję.

Chciałem powiedzieć: Ale czemu pani tak do mnie krzyczy?? Ja głuchy nie jestem, tylko grzecznie pytam.
To logiczne, że skoro zapisuję się na egzamin to chcę wiedzieć o której godzinie mam czekać, bo nie będę kwitnąć od samego rana - jak się jest profesorem to można mieć różne fanaberie - jedni każą studentom przyjeżdżać na 7.00 rano, inni są bardziej ludzcy i egzaminują bliżej południa.

Dlaczego większość sekretarek (i często pań z dziekanatu) uważa się za nie wiadomo kogo ważnego?? Zauważyłem (i nie tylko ja), że ta pani wielokrotnie okazuje swoje rozgoryczenie na niewinnych osobach. Rozumiem, że parzenie kawy i odbieranie telefonów może nie być szczytem ambicji, ale żeby od razu wylewać swoją frustrację na wszystkich dookoła??

Ja też się dzisiaj wkurzyłem, jak musiałem wstać o 6:30, jak wyjrzałem przez okno i zobaczyłem że jeszcze wszędzie ciemność, albo jak później autobus spóźnił się jakieś 5 min.
Też mam zły humor, ale mimo niesprzyjających kolei losu staram się do pani mówić z uśmiechem na ustach, mimo iż wiem, że nie darzy pani sympatią żadnego petenta przychodzącego osobiście lub dzwoniącego, jak ja to to dziś uczynić raczyłem.

Najpierw niechcący dodzwoniłem się do gabinetu profesora. Jakoś profesor grzecznie powiedział mi, że pomyliłem numer i mam wybrać końcówkę 91 a nie 90 (na stronie kliniki jest numer do sekretariatu z końcówką 90). Bez awantur i wrzasków spokojnie mi odpowiedział.
Można?? Pewnie , że można :)

Oczywiście są też fajne sekretarki, co zawsze pomogą, ksero zrobią, kawą poczęstują, najnowszymi plotkami się podzielą xD

niedziela, 8 stycznia 2012

"Sherlock Holmes: Gra cieni"

Byłem wczoraj w kinie na Sherlocku Holmsie. W jednym kinie miałem zarezerwowane dwa miejsca, a w drugim jedno. Ponieważ nie znalazłem nikogo chętnego do towarzystwa to poszedłem tam gdzie było jedno miejsce. A i tak było lepiej utytułowane niż te drugie dwa. Oczywiście obdzwoniłem znajomych, nawet na fb i gg napisałem błagalny opis, aby ktoś się zjawił chętny na wyjście, ale nikogo nie było - a to się uczą, a to jutro może, a to wczoraj byli - no fajnie, że ktoś mnie zabrał ze sobą. A później jak ja mówię, że nie mogę gdzieś iść to mi ludzie mówią, że się alienuję :] Zapamiętam to sobie :P

Podobnie jak to zrobiła Wetka, też nie obejrzałem zwiastuna. Pierwszą część widziałem kilka razy i bardzo mi się spodobała kreacja detektywa. W drugiej części w postaci głównych bohaterów wcielili się Ci sami aktorzy.

Film bardzo mi się podobał (choć przyznam, że pierwsza część chyba bardziej). Fajne efekty specjalne. Sarkastycznych śmiesznych tekstów też nie brakło. Tylko zakończenia spodziewałem się trochę bardziej widowiskowego.

Ale film polecam do obejrzenia, najlepiej w kinie :))
***

Dzisiejszy dzień pański miał być dniem nie-naukowym - mimo że grafik zakłada przerobienie 21 zagadnień.
Niestety.
Wczorajsza sobota też była nie-naukowa, gdyż byłem nie wyspany i nic mi nie wchodziło do głowy, więc mam trochę materiału do nadrobienia.

sobota, 7 stycznia 2012

W muzycznym ciągu

Wczoraj było miło, romantycznie i muzycznie u mnie, więc dziś będzie także muzycznie, ale nieco z innej beczki.

Jak wczoraj w komentarzach wspomniałem moje gusta muzyczne są różne. Dziś raczej nie będzie tylu fanów i fanek co wczoraj, gdyż zaprezentuję przegląd muzyki z gatunku trance & house.

Takie oto mam propozycje na dzisiaj:
Dwa dni temu znalazłem fajną stronkę, z której można ściągać najnowsze sety moich ulubionych dj'ów takich jak: Armin van Buuren, Paul Oakenfold, Ferry Corsten czy Tiesto.

Na pewno zaskoczeniem będzie to, że lubię przy takiej muzyce się uczyć, szczególnie nocną porą. Oczywiście nie słucham jej na full, choć niektóre kawałki się o to proszą xD

piątek, 6 stycznia 2012

Przegląd piosenki włoskiej

Ostatnio zrobiło się na moim blogu medycznie i naukowo, dlatego dziś dla odmiany będzie muzycznie ;))

Wczoraj u jednego ze znajomych na fb znalazłem jednych z moich ulubionych włoskich kawałków i mi się przypomniały czasy zeszłorocznego Erasmusa w kraju wszelkich makaronów, pesto i pizzy.

Poniżej kilka moich często słuchanych melodyjek (z racji tego, że nie lubię jak w postach jest za dużo obrazków lub filmów tytuły są w formie hiperłączy):
Zapraszam do słuchania :))
Divertirvi :)

Apdejt 19:39:
Do listy przebojów dorzucam:
Zapraszam do dalszego komentowania i podawania swoich typów. Może coś mi się także spodoba :))

czwartek, 5 stycznia 2012

Macie zaliczone

Zaliczyłem zajęcia z pediatrii - co było do przewidzenia. Jest to dla mnie nowina radosna i cieszę się z niej bardzo. Cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdybym o tym dowiedział się wczoraj. 

Około 8:35 dzwoni do mnie Bart i oznajmia mi: "Jeśli jedziesz już na zajęcia to możesz wracać. Ja już przyjechałem i spotkałem doktora, który mi powiedział, że mamy zaliczone."

Radość i gniew przeszyły serce me. Radość - wiadomo, zajęć nie ma. Gniew - musiałem wstać o 8 rano i jechać na klinikę zatłoczonym autobusem linii D. A pogoda dziś nie rozpieszcza. Przez dwa ostatnie dni mieliśmy piękną wiosenną zimę, a od wczorajszego popołudnia mamy jesienna zimę, czyli pizga w cholerę i deszczem wali po oczach.

Dlaczego ten jedyny raz nie mogłem zaspać!! A ostatnio źle sypiam, bo się wybudzam kilkanaście razy w ciągu nocy, więc dźwięk budzików z samego rana, kiedy jestem w błogich objęciach Morfeusza, nie należy do przyjemności.

Przed nami długi weekend, ale to nie znaczy, że mam mieć go wydłużonego poprzez wcześniejsze zerwanie się z łóżka.

Sens samych zajęć w poradni dziecięcej jest dla mnie zagadką. Nic one nie wniosły do mojej edukacji. Mogłem ten czas o wiele lepiej spożytkować. Większość czasu spędziliśmy podsłuchując służbowe rozmowy telefoniczne naszego prowadzącego.

Skoro już zostałem skutecznie rozbudzony to zajmę się kontynuacją nauki z chorób dzieciaczków (za jakieś 2 godziny i tak pewnie będę potrzebował "krótkiej" drzemki). Niestety nie idzie mi tak owocnie jak sobie zakładałem, ze względu na nadal utrzymujące się zmęczenie psychofizyczne.

W weekend wszystko nadrobię :P

Ps. Jakby ktoś chciał to mam ładny, niebieski książkowy kalendarz na 2012 rok do odstąpienia - dostałem w ramach prenumeraty MP. Odbiór osobisty lub za pośrednictwem poczty (koszty wysyłki pokrywa odbierający xD)

wtorek, 3 stycznia 2012

Pediatrycznie

Wczoraj pisałem o tym jaki to zrobiłem ambitny plan nauki (nie znaczy to, że jego wykonanie jest zawsze w 100% - plan z zajęciami nienaukowymi na pewno by mi wyszedł i czas wolny by nawet pozostał). Dziś już wiem, że muszę go zmodyfikować.
Jego ambicja polegała na tym, że przy dobrych wiatrach sesję egzaminacyjną skończyłbym 23 stycznia kiedy to mam egzamin z ortopedii. W związku z tym, że po Erasmusie mam zaliczoną anestezjologię oraz ginekologię, moja sesja nie obfituje w tyle egzaminów co u moich kolegów. W dniu dzisiejszym planowany termin zakończenia sesji został przesunięty na 30 stycznia. Trochę mi to komplikuje plany na ferie :/

Poszedłem dziś się zapisać na owy egzamin. Już byłem przed świętami, ale sekretarka odesłała mnie i kazała przyjść po nowym roku. Dzisiaj się dowiedziałem, że są wolne terminy, ale na 11 stycznia (więc się zdecydowanie nie wyrobię, bo tempo nauki musiałbym zwiększyć dwukrotnie co przekraczałoby moje możliwości), a później dopiero w sesji. Na 18 stycznia już są wszystkie miejsca zajęte. No rewelacja!! Dostałem propozycję terminu na 23 stycznia, ale z racji ortopedii odmówiłem. Terminów na okres sesji jeszcze nie ma, dlatego czy aby 30 stycznia będą miejsca to jeszcze się okaże.

Plan mojej nauki został zmodyfikowany w taki sposób, że do 15 stycznia przerabiam zagadnienia z pediatrii tak jak to wcześniej zakłałem. Następnie daję sobie tydzień na ortopedię (planowałem tylko 4 - 5 dni). I później znowu wracam do pediatrii z zamysłem już tylko powtarzania materiału a nie uczenia się go "na świeżo".

Wadą tego systemu jest nauka na raty. Najpierw jeden przedmiot, później drugi, a później znowu pierwszy. To nie jest sklep dla idiotów, gdzie można sobie pralkę na raty kupić xD  O wiele bardziej wolę robić coś od początku do końca. Taka nauka na zmianę najlepsza nie jest - przerabiałem to w lecie ucząc się na przemian interny i chirurgii.

Jednak staram się widzieć w tym dobre strony. Najbliższy egzaminacyjny stres szykuje się dopiero za 3 tygodnie. A ja nadal po sylwestrze czuję zmęczenie fizyczne jak i psychiczne, więc taki odpoczynek mi się przyda. Tym bardziej, że nadal mam zajęcia, więc nauka w nocy odpada (co mi bardziej odpowiadałoby), bo później w ciągu dnia jestem nieprzytomny.

Skoro już wspomniałem o zajęciach to mam właśnie tydzień pediatryczny, a dokładnie zajęcia w poradni hematologicznej (ta hematologia to prędko mi spokoju nie da). Z samego rana oczywiście pojawił się problem, gdyż wg jednego planu mamy zajęcia w przyszłym tygodniu, a wg innego te zajęcia mieliśmy już w październiku. Po około 20 minutach sprawa się wyjaśniła i jednak zajęcia są w tym tygodniu. Na szczęście wczoraj był dzień rektorski, a w piątek jest wolne, więc zajęcia trwać będą 3 dni (a już tylko 2); i to nie od 8 ale od 8:45.

Nasz prowadzący widać ma aseksualne podejście do pracy, bo zbyt wymagający nie jest. Abym się nie nudził, to siadłem przy kompie i wypełniałem doktorowi dokumenty. Czasami nawet przybijałem pieczątki i nie była to sławna ostatnio pieczęć "Refundacja do decyzji NFZ" :P W wolnych chwilach, a ich akurat nie brakowało, miałem czas aby przeczytać wiadomości na wp, sprawdzić pocztę i Facebook'a. Oczywiście zaangażowanie w zajęcia zostało szybko uwiecznione na zdjęciu i wrzucone automatycznie na fejsa i jako pierwszy kliknąłem 'lubię to'  xD  A i był czas, aby z doktorem porozmawiać o tych wszystkich rewelacjach jakie funduje nam nowy minister zdrowia i szczęśliwości.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Dzieci

Sezon pediatryczny uważam za rozpoczęty.

Na święta miałem ambitny plan delikatnego rozpoczęcia nauki do egzaminu z pediatrii. Przed świętami zaopatrzyłem się nawet w podręcznik i skrypt do pediatrii. Skończyły się święta, był sylwester, a plan nauki jest jeszcze bardziej ambitny :]

Termin egzaminu jeszcze nie znany, muszę pójść jutro i się umówić, ale planuję zdawać w okolicach 16-17 stycznia.

Egzamin dotyczy zagadnień, które były poruszane na zajęciach przez ostatnie 3,5 roku (dla porównania we Włoszech pediatria trwa tylko pół roku). Zagadnień nie brakuje, bo jest ich około 270. Znajdują się pytania trudne i trudniejsze z każdego działu (neonatologia, kardiologia, nefrologia etc). Podzieliłem sobie je na kolejne 14 dni nauki, po kilka pytań z każdego działu na dzień. Na początkowe dni po około 25-30 pytań. Na kolejne trochę mniej, abym miał też czas na powtarzanie i ewentualne uzupełnianie tego co nie zdążę zrobić, bo poślizg czasowy będę mieć na pewno.

Nie preferuję nauki np. dziś robię całą kardiologię dziecięcą, bo wszystko zaczyna mi się mieszać, dlatego na każdy dzień są pytania z każdego działu (oczywiście i tak będzie mi się wszystko mieszać). System takiej nauki przerabiam od IV roku i przyznam, że jest bardzo skuteczny.

Opinie starszych kolegów o moim egzaminatorze też już posiadam. Profesor nie posiada ulubionych pytań, ale też nie rzuca betonowych kół ratunkowych. Losuje się cztery pytanka i się odpowiada (dzień wcześniej jest egzamin praktyczny, z którego ocena jest także brana pod uwagę). Doczytałem się też w tych opiniach, a właściwie nie doczytałem, żeby kogoś oblał (na ocenie mi za bardzo nie zależy, abym tylko pchnął egzamin z dzieciaków do przodu) lub też odsyłał na inny dzień, co mnie pociesza.

niedziela, 1 stycznia 2012

Siabada siabada

Serdecznie witam w Nowym Roku!!

Od 19 oddawałem się sylwestrowemu szaleństwu. Impreza była rewelacyjna. Punkt kulminacyjny nie nastąpił, jak to zwyczajowo przyjęte, o północy, ale już o 21:02 za sprawą niezwykle oryginalnych życzeń:

"Rafał życzę ci dużo miłości, dużo szczęścia w życiu [przyp. red.: no co za szlachetność], już się raczej nigdy nie spotkamy [przyp. red.: nie byłbym taki pewien], nawet możesz wykasować mój numer [przyp. red.: dziękuję za pozwolenie], ale kocham tylko jednego faceta który mnie pragnie a ja pragnę jego."

Tak wymyślnych życzeń nigdy jeszcze nie dostałem. Żeby w jednym zdaniu życzyć wszystkiego dobrego, a zaraz kopnąć mnie w dupę. Tylko pogratulować!! No tak, oszczędność na smsach, bo i tak pisze wiadomość, to przy okazji Cię wypier*** z mojego życia. Oczywiście lepszego dnia nie można było wybrać. Zawsze to musi być jakiś sylwester, imieniny, urodziny, święta, do wyboru do koloru. Skoro mamy się rozstawać, to zróbmy to z wielkim hukiem i przytupem, żebyś mnie dobrze popamiętał. W tak iście 'zajebisty' nastrój to nawet ja nie potrafię nikogo wprowadzić.

Możecie sobie wyobrazić jak koncertowo zjebał mi się humor na resztę wieczoru. Tu podziękowania dla współimprezowiczów, którzy skutecznie starali się odwracać moją uwagę od tego co mnie spotkało. Oczywiście Rafał musiał też zapalić sobie papierosa a nawet dwa (od dzisiaj nie palę!). Koło 1:30 to się musiałem położyć trochę, wszyscy myśleli, że śpię, a ja miałem potrzebę się wyryczeć (zresztą kolejny raz tej nocy). Możecie powiedzieć, że płacz to oznaka słabości... ja mam inne zdanie, więc musiałem dać upust łzom. Zadzwoniłem też do Mayday'a i Pauli się wyżalić.

Z wrażenia jakie mnie dopadło to byłem w stanie odpisać tylko jedno zdanie: Szkoda, że zabrakło Ci odwagi spojrzeć mi w oczy. Aż dziwne, że nie rzuciłem telefonem o ścianę.

Takich spraw nie załatwia się przez telefon, a tym bardziej nie przez smsy!! To jest na poziomie gimnazjum. Niektórzy mieli rację mówiąc, że nie pasujemy do siebie intelektualnie, bo jestem za inteligentny. Chyba po tych 4 miesiącach spotykania się należy mi się jakieś wytłumaczenie, choćby przez szacunek do mojej osoby. To że nie masz za grosz godności nie znaczy, że można mnie potraktować jak niepotrzebną rzecz i tak po prostu wyrzucić ze swojego życia. Jak chcesz zerwać kontakt to zrób to z klasą!!

Zadzwoniłem dzisiaj. Kilka razy. Nikt nie odbierał... Koło 21 miałem wątpliwą przyjemność rozmawiać z owym facetem. Odwagi nadal brakuje, żeby chociaż ze mną porozmawiać przez tel. Jak trzeba było załatwić zwolnienie to się do mnie wydzwaniało kilka razy dziennie. Widać nasza znajomość nic nie znaczyła, szkoda, że tak długo dawałem się oszukiwać że jest inaczej. Agata miała rację, że powinienem skończyć to już dawno, ale Rafał oczywiście nie używał rozumu i miał nadzieję... to teraz jest beznadzieja... chciałem tylko kogoś pokochać i żeby ktoś w końcu mnie pokochał...

Oby ten rok szybko się skończył, bo ledwo się zaczął to już mam go dość. A najlepiej jakby planowany koniec świata przyszedł szybciej niż w grudniu.

***
Sylwestrowe party bardzo pozytywnie wspominam. Od godziny 19 do około 9 rano balowaliśmy. Były ciepłe i zimne zakąski, wódka ze spritem i burnem, grzane wino. Wszystko czego dusza zapragnie:)) Bawiliśmy się w kameralnym gronie; nawet 8-letnie dziecko było wśród nas, więc musieliśmy zwracać uwagę na słownictwo (oczywiście do czasu :P) Szkło także się tłukło. Tańce z mopem też miały miejsce. Muzyka była wszelkiego rodzaju, od disco polo, przez Ich troje, aż do zagranicznych nutek. Foteczki też narobiliśmy, aby były dla potomnych.

O północy poszliśmy na nad Odrę na wały (początkowo był plan aby iśc na Rynek). Tam spotkaliśmy się z innymi znajomymi. Wypilim my szampana, pooglądaliśmy fajerłorki i wróciliśmy na mieszkanie.

Rok 2012 został okrzyknięty "Mydełkiem Fa" (stąd tytuł postu, chociaż miałem wiele innych pomysłów). O 7 nad ranem robiliśmy głośny przegląd  piosenki chodnikowej (policja i tak nie mogła do nas przyjechać, bo przecież już dzień był i hałasować można:P). Rihanna może się schować (a jak usłyszę gdziekolwiek "Men down" w jej wykonaniu, to gwarantuję, że fala agresji jaka ze mnie będzie wypływać doprowadzi do nieszczęścia).


Nawet 8-letnie dziecko nauczyliśmy tego kawałka po kilku sesjach :P a matka twierdzi, że Wierzę w Boga to się nie umie nauczyć od 2 miesięcy, a w godzinę już zapamiętało hity naszej młodości :D

BTW. Obejrzałem sobie statystyki i widziałem, że o północy było 9 wejść na mojego bloga. To miło, ale czy nie było ciekawszych rzeczy do roboty tego dnia niż czytanie moich wypocin xD