Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Moc atrakcji

Jak widać doleciałem, więc w gazetach o mnie nie będzie... przynajmniej na razie :P

Po nudnej i samotnej podróży do Poznania, w czasie której obejrzałem film i zagrałem milion razy w sapera dotarłem do stolicy Wielkopolski. Odprawa przebiegała bez problemów i po drugiej stronie bramki spotkałem się z koleżankami z Erasmusa. Od razu zaczęliśmy świętować wakacje wznosząc toast bursztynowym napojem.

Do Rzymu dolecieliśmy przed czasem. Tuż po 20 postawiłem nogę na włoskiej części Europy. Koleżanka u której się tutaj zatrzymałem, obiecała mi moc atrakcji. Jak do tej pory wywiązuje się ze swojej obietnicy. Ledwo pojawiłem się na przylotach a już zafundowała mi pierwszą rozrywkę. Chciałem poinformować ją, że już doleciałem i zmierzam do jej rzymskiej meliny, ale jej telefon nie odpowiadał. Godzinę próbowałem się z nią skontaktować. Aż ostatecznie dorwałem płatny internet w cenie 1 euro za 4 minuty i nabazgrałem jej wiadomość na facebook'u. Okazało się, że koleżanka była poza domem i jej się telefon wyłączył i nie pamiętała PINu do swojego włoskiego numeru.

Dotarłem na stację metra i tam miałem przesiąść się winny autobus i wysiąść na czwartym przystanku. Wszystko byłoby dobrze gdybym ja wiedział w jakich okolicach jest ten czwarty przystanek, bo tu są wszystkie na żądanie. Poprosiłem kierowcę o pomoc, ale on twierdził, że się na takim przystanku nie zatrzymuje. Zapytałem jednego z pasażerów, który bardzo prosto mi wyjaśnił: Autobus skręci i tam będzie mój przystanek. Tylko, że nie powiedział za którym zakrętem. Na szczęście moja koleżanka wyszła po mnie i sama zatrzymała autobus, więc już trafiłem bez problemu.

Po szybkim ogarnięciu się wyruszyliśmy na podbój Rzymu. Już w metrze (które do zbyt ładnych nie należy) mieliśmy przyjemność spotkać Hiszpanów, co po włosku naśmiewali się z nas myśląc, że mówimy po angielsku.  Najzabawniejsze było to, że oni nas nie rozumieli, natomiast my ich tak. Kolejna atrakcja odznaczona :]

Pierwszy przystanek to Koloseum. Rzymianie to mają głowę. W Polsce to się buduje stadiony i nikt nie wie za co je utrzymać. Za to tutaj mają jeden zrujnowany stadion w centrum miasta i jeszcze na nim zarabiają. Może powinniśmy brać przykład z Rzymian i zostawić nasze budowle same sobie i za 1000 lat będziemy na nich trzepać kokosy, a jeśli weźmiemy pod uwagę poziom wandalizmu to 500 lat już wystarczy. 
Obeszliśmy całą konstrukcję dookoła i znaleźliśmy fajną miejscówkę do tego, aby uroczyście rozpocząć zwiedzanie. Aby mi obiecanych wrażeń nie zabrakło to koleżanka postanowiła nam uatrakcyjnić wycieczkę i zdecydowała się przewrócić.

Po spożyciu wina marki Lambrusco udaliśmy się nad Tybr. Tam zwiedziliśmy kilka lokali i spotkaliśmy się jeszcze ze znajomymi z Perugii. Jak zawsze był problem ze zlokalizowaniem siebie nawzajem - my czekaliśmy na moście, a oni przy jakimś monumencie a tych w mieście nie brakuje. Oczywiście musiały zostać zrobione pamiątkowe sweet fotki.

Nocne zwiedzanie Rzymu nie mogło być zbyt szybko zakończone, bo pierwszy odjazd metra był dopiero o 5.30. Rzym nocą zdecydowanie lepiej się ogląda. Mniej turystów, mniejsze korki i niestety też mniej lokali czynnych coraz bardziej nad ranem.
Koło 4.00 to już nas tak nogi bolały, że sobie przycupnęliśmy przy jakieś fontannie. A że ludzi tam żadnych nie było to nogi sobie pomoczyć mogliśmy - zdjęcie oczywiście musiało to uwiecznić. I w ten sposób kolejna atrakcja została zaliczona.

Dzisiejszym późnym popołudniem (w ciągu dnia są takie temperatury, że lepiej nie wychodzić z domu) mieliśmy przyjemność pic winko na Schodach Hiszpańskich. Moim zdaniem są trochę przereklamowane. Na obrazkach ładniej wyglądają, a w rzeczywistości nie są wcale takie duże jak oczekiwałem. Oczywiście jest też zdjęcie z fontanną.

Następnie udaliśmy się na mały spacer po ulicy, gdzie w sklepach ceny są czterocyfrowe. Nie wiem kto tam kupuje, bo wątpię żeby Włochów było stać na taką ekstrawagancję. Dotarliśmy do kolejnego placyku na którym była kolejna fontanna. Tutaj co rusz to jest kościół i fontanna. Akurat ta była tak duża, że aby ją uwiecznić na zdjęciach należy zrobić ją obejść dookoła i z każdej strony cykać kilka fotek.

Na koniec dnia zafundowaliśmy sobie pyszne lody, drinka i pizzę. Dokładniej w takiej kolejności. A w drodze powrotnej koleżanka (podobno) niechcący uderzyła w nos w zatłoczonym autobusie jakąś Hiszpankę, więc jak widać nadal zapewnia mi moc atrakcji i wrażeń.

Jutro kierunek Watykan.

12 komentarzy:

  1. Uderzyła w nos Hiszpankę? Niechcący? Taa, Hiszpanie Włochom te 4 bramki na Euro też wbili niechcący ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to była taka Hiszpanka chińskiej urody :]

      Usuń
  2. Może wrzucisz tu kilka fotek? Z chęcią popodróżujemy z Tobą.. Przynajmniej mentalnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę :P
      Jak to koleżanka stwierdziła: innym by monitory pękły z zazdrości :P

      Usuń
  3. Taaak, chcemy sweet focie!

    Skoro atrakcji nie brakuje, to będzie co wspominać. Wspaniałą masz panią przewodnik :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj mnie puściła w samopas :P
      dała bilet na metro i kazała zwiedzać :D

      Usuń
  4. Watykan... Lol.... Rafał w swoim żywiole. Zdjęcia widziałem, są super :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kawałek o głowie Rzymian do interesów mnie zniszczył xD Nieźle to wykombinowałeś :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś odkryłem, że na innych ruinach też trzepią kasę :D

      Usuń
  6. Złośliwi twierdzą, że Europa kończy się na Florencji. Można zatem powiedzieć, że postawiłeś nogi na afrykańskiej części Italii ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja mam szersze horyzonty jeśli chodzi o Europę :D
      ale fakt że upał jak w Egipcie ;]

      Usuń