Czy ktoś wie co to są 'petocje'?? Zapewne większość wpisuje teraz to słowo w wyszukiwarkę i sprawdza. Ja też bym nie widział od razu co to jest, chociaż miałem pewne przypuszczenia czym 'petocje' mogą być. Jak się później okazało moje myślenie szło w dobrym kierunku.
Jak wspominałem w poprzednim semestrze, asystencji od medycyny sądowej są specyficznymi i bardzo sympatycznymi ludźmi. Nadal podtrzymuję to stwierdzenie. Zajęcia są konkretne, mijają w miłej i przyjemnej atmosferze, a omawiany materiał jest podparty przykładami z życia - wiadomo sądówka to trzeba tutaj się opierać na faktach, a nie fantazjach.
Dzisiaj mieliśmy zajęcia z jednym z najfajniejszych asystentów z jakim miałem okazję mieć zajęcia. Seminarium rozpoczęliśmy od spraw organizacyjnych, czyli: Jak zdać egzamin z medycyny sądowej.
Asystent: Ile chcecie się uczyć medycyny sądowej do egzaminu??
Ktoś z sali: Tydzień.
Asystent: Jak ktoś chce się tydzień czasu uczyć to można mu tylko współczuć. Oznacza to że jest leniwy, nie potrafi się skoncentrować, ma problemy z zapamiętywaniem, nie jest zorganizowany i traci czas i przez sześć lat studiów nie nauczył się nawet szybko uczyć. Oczywiście można też na taką osobę patrzeć jak na pasjonata, że woli marnować czas... znaczy poświęcać czas na poszerzanie wiedzy specjalistycznej. Trzy dni wystarczą.
Pan doktor przedstawił kilka książek, z których można się przygotować do egzaminu. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że praca medyka sądowego zapewnia długowieczność. I tak oto zostały przedstawione kolejne pozycje, z których to można czerpać wiedzę:
- pierwsza: na 3 dni nauki, autor lat ma 92
- druga: na 2 dni nauki, autor lat ma 90
- trzecia: na jeden dzień nauki, autor lat ma 98 - tu był komentarz że właściwie wystarczy przeczytać dopiski na marginesach i wystarczy.
Wiele z tych podręczników jest w dużej mierze nieaktualne, ponieważ prawo zdążyło się zmienić kilkakrotnie, natomiast nie wszyscy profesorowie przeszli już do kolejnej epoki. Niektórzy z nich, mimo że już nie mają szansy żyć w XXI wieku to nadal wydają książki, i są rzekomo autorami bzdurnych podpisów pod obrazkami.
Miejscowy Zakład Medycyny Sądowej również wydał swój podręcznik. Swój podręcznik to nieco nadużycie, bo ograniczył się do przetłumaczenia podręcznika z kraju zza Oceanu. Doktor nie polecał jej do nauki, gdyż jest zbyt szczegółowa i możemy mieć trudności z wyciągnięciem najistotniejszych rzeczy z dziedziny sądówki. Ale polecał ją za to do poduszki. Zapytaliśmy się czy są ciekawe zwroty akcji. Odpowiedział, że tak. I tutaj dochodzimy do tytułowego tytułu czyli petocji.
Jeden z jego kolegów przetłumaczył angielską wersję słowa wybroczyna jako petocja. I walczył z wszystkimi dookoła próbując udowodnić swoją rację. Całą reszta twierdziła, że wybroczyna to wybroczyna i nie ma po co się tak rozdrabniać.
Tak mnie to zaintrygowało, że po powrocie do domu sprawdziłem w medycznym słowniku angielsko- polskim jak powinno być. I znalazłem, że 'petocja' to po angielsku znaczy 'petechia' (i takie było moje pierwsze skojarzenie z tym słowem), natomiast w odwrotnym tłumaczeniu 'petechia' jest 'wybroczyną' lub tą nieszczęsną 'petocją', a jednym z tłumaczeń 'wybroczyna' jest 'petechia'
Swoją drogą jakoś nie kojarzę tego określenia z nomenklatury dermatologicznej, ale pewnie przemawia przeze mnie brak doświadczenia xD
Każdą z książek mieliśmy okazję dotknąć.
Po co?
Po to, żeby na egzaminie można było z czystym sumieniem powiedzieć, że miało się wszystkie książki z medycyny sądowej w rękach :]