Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

niedziela, 30 grudnia 2012

2012

Rok się kończy to i trzeba by podsumować co to się wydarzyło. W tym roku nie będę robić wyliczanki jak 365 dni temu co mi się udało, a co jeszcze nie. Będzie szybki przegląd tego co się działo.

Co by nie patrzeć, na pewno było to rok obfitujący we wrażenia i chyba mogę powiedzieć, że był lepszy niż 2011. Wiele się zmieniło, wiele podjętych zostało decyzji, wiele zostało przejechanych kilometrów, wiele miejsc było odwiedzonych, wiele smsów wysłanych, wiele postów zostało napisanych, wiele słów wypowiedzianych. Dużo było tego wiele :P

Zapraszam do krótkiego reportażu:

Styczeń:
Nowy rok rozpocząłem z wielkim impetem i to w negatywnym znaczeniu - wówczas z wytęsknieniem czekałem na koniec świata:
"Oby ten rok szybko się skończył, bo ledwo się zaczął to już mam go dość. A najlepiej jakby planowany koniec świata przyszedł szybciej niż w grudniu."
Czas głównie płynął pod wielkim hasłem: Pediatria. Ło matko i córko, ile to ja się najęczałem przez cały miesiąc, że muszę się tego uczyć:
"Mam dość już."
Była także krótka przerwa na ortopedię połączona z niewinnym romansem:
"Chciałem ogłosić wszem i wobec, że znalazłem sobie nowego faceta!! 
Nazywa się Tadeusz Gaździk  i jest autorem mojego podręcznika do ortopedii."
Ale do pediatrii szybko wróciłem:
"Teraz dla odmiany znalazłem sobie dziewczynę. Nazywa się Krystyna Kubicka i jest autorką mojego podręcznika do pediatrii. "
Dzień w dzień płakać mi się chciało z tego powodu. Gorszego egzaminu to sobie nie przypominam. Miesiąc wyjęty z życiorysu.


Luty:
Luty się zaczął bardzo pozytywnie, bo pierwszego dnia rozprawiłem się z pediatrią - co prawda spektakularnego sukcesu nie było, ale minimum socjalne osiągnąłem:
"O 12.35 mroźnego czasu miejscowego rozpocząłem ferie!! (...)
Pan profesor dał trzy xD"
Był to też moment w którym blog po raz pierwszy zmienił szatę graficzną:
"W tle mamy teraz palmy (których i tak za dobrze nie widać), co by mi przypominały moją "egzotyczną wyspę". "
Po zdanym egzaminie miałem dwa tygodnie ferii, w czasie których powróciłem po naukowym maratonie do świata żywych, czyli tańce, hulanki, swawole, czasami wręcz na siłę:
"Wiecie jak to jest kiedy się idzie na imprezę a tam nikt się Was nie spodziewa?? Szczególnie jeśli są to cudze urodziny?? Wczoraj właśnie byłem osobą towarzyszącą osoby towarzyszącej"
Nawet moja sława okazała się większa niż przypuszczałem:
"jeden z moich czytelników mnie rozpoznał, że ja to ja. Jednak obyło się bez rozdawania autografów na podkładkach pod piwo"
Wolne dni szybko minęły i rozpoczął się ostatni semestr studiów:
"Perspektywa najbliższych dwóch tygodni zajęć na 8 rano nie działa na mnie zbyt motywująco. (...) 
Obecny i przyszły tydzień są opatrzone hasłem: otolaryngologia, czyli dziedziną medycyny zajmującą się zaglądaniem w różne otwory ciała zlokalizowane w obrębie głowy pacjenta."
Przy okazji zacząłem się bardziej udzielać na dyżurach w tzw. zaprzyjaźnionym szpitalu za płotem:
"Kiedy student dobrowolnie, bez przymusu przychodzi na dyżur to zwykle nic się nie dzieje, a nawet jak się dzieje to mało konkretnie (...) Ku mojemu zadowoleniu, od samego początku dyżur był stricte ostry." 

Marzec:
W dalszym ciągu oddawałem się przyjemnościom świata doczesnego:
"Wczorajszą wieczorową porą, po kilku próbach wybrania stosownego ubioru, udałem się do mieszkania mojej przyjaciółki, aby z nią odbyć uroczystość świętowania pamiątki dnia, kiedy to w bólach i mękach przyszła na ten świat."
Zajęcia upływały w spokojnej atmosferze. Podobnie było z ich zaliczeniami:
"Zaliczenie okulistyki odbyło się "na piękne oczy"
aczkolwiek nie ze wszystkimi:
"nie mam zaliczenia z laryngologii, o czym dowiedziałem się przypadkiem - nie ma jak to żyć w błogiej niewiedzy."
W marcu zacząłem przygotowania do ostatniej sesji egzaminacyjnej:
"Piękna pogoda, słońce świeci, ptaszki śpiewają czyli wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że sesję letnią czas zacząć (...) Na prowadzenie wychodzi otolaryngologia."
Oczywiście nie zapominałem o dyżurach:
"Około 15.30 pojawiłem się na oddziale chirurgii w śnieżnobiałym, świeżo wypranym mundurku."
Ale moim hitem był oczywiście syndrom studenta I roku:
"Otóż droga studentko I roku: w swojej zajebistości bycia studentką medycyny tak się zachłystasz tym faktem, że wyżej srasz niż dupę masz i w dodatku nie potrafisz tak wysoko ręką sięgnąć, aby się dobrze podetrzeć." 

Kwiecień:
W pozytywnie świąteczny nastrój wprawił mnie zdany egzamin z laryngologii:
"To będzie 5 z małym minusikiem."
Podobnie lekko przebrnąłem przez medycynę sądową:
"Ooo... to już wszystkie pytania?? W takim razie piątka."
Kwiecień obfitował w ciekawe daty. Był prima aprilis:
"muszę zawiesić prowadzenie bloga na czas nieokreślony"
Przy czym szybko zostałem zdemaskowany. A później piątek trzynastego w czasie którego zostałem odmłodzony:
"Kasjerka: Dzień dobry. Dowód proszę. "
W kwietniu zacząłem także wydłużony weekend majowy:
"O 9 rano właściwie rozpocząłem weekend majowy. Nazywanie tego weekendem jest lekkim niedopowiedzeniem, bo zajęcia najbliższe mam 14 maja, więc w sumie miesiąc wakacji mi się trafił."
w czasie którego zaplanowałem lipcowe wakacje:
"7 lipca 2012 AD wczesnym wieczorem wzbiję się w powietrze z poznańskiej Ławicy, by dwie godziny później miękko wylądować w Wiecznym Mieście."

Maj:
Maj rozpoczął się imprezowo-dyżurowo:
"Mała być impreza w plenerze, no i była. Najpierw w promieniach wiosennego słońca siedzieliśmy nad Odrą popijając Desperadosa, później po szybkiej kolacji wpadliśmy na chwilę na Rynek (...) W nastrój imprezowy byliśmy już wprawieni, niektórzy doprawiali się jeszcze piwkiem, a mój wzrok ciągle zmierzał w stronę niezbyt zapełnionego parkietu."
Mimo, że półmetek sesji minął to nie zapominałem o nauce:
"Plany naukowe zostały wykonane w 100%. Wynik jest taki tylko i wyłącznie dlatego, że planowałem nie uczyć się kompletnie NIC przez te kilka dni :))"
Oraz zaszczycałem swoją obecnością przyjęcia i bankiety:
"Z okazji urodzin znajomego udaję się dziś do jego rezydencji na piątym piętrze w apartamentowcu, gdzie zwykłem bywać częściej niż ustawa przewiduje, na koktajl-party z okazji ukończenia przez Niego ćwierćwiecza. (...) I tyłkiem pokręciłem do Macareny, do Coco Jambo a i Taniec Kuduro też leciał."
Gdzie bywali również nieproszeni goście:
"Koło 1 mieliśmy niespodziewanych gości. Dostaliśmy ultimatum, że albo wychodzimy, albo mieszkańcy dostają po mandacie."
W maju były również urodziny bloga:
"W ramach prezentu urodzinowego wrzuciłem po prawej stronie ankietę :)) (...) Na zadane pytanie w mojej Familiadzie odpowiedzi udzieliło 123 ankietowanych. Każdy uczestnik zabawy miał do wyboru jedną z czterech możliwości."  
I po raz ostatni zasiadłem w uczelnianej ławie:
"Dzisiaj całą grupą numer 2 uczciliśmy ostatnie zajęcia. (...)
Na tę okazję kupiliśmy 3 butelki szampana - Szato de jabol de Pieretroj rocznik 2012."
Pod koniec miesiąca zaczynałem już nieźle fiksować od psychiatrii:
"Psychiatria mnie prześladuje wszędzie jak widać, nawet w miejscach w które zaglądam aby się odprężyć i zrelaksować. (...)
Dobra, na mózg już mi padło od tej psychiatrii (...)
zdiagnozowałem u siebie jednoznacznie zaburzenia orientacji. "
 
Czerwiec:
Czerwiec był miesiącem przełomowym.
Najpierw rozwiązałem psychotest:
"Egzamin nie był trudny... ale do łatwych też nie należał. (...) Były pytania proste, ale były też takie gdzie trzeba było dobrze się zastanowić."
A później ostatni egzamin z medycyny rodzinnej, który okazał się formalnością:

"Podobno i tak z podręcznika nie trzeba korzystać i wystarczy robić same testy. (...)
To chyba był pierwszy (i zarazem ostatni) egzamin, gdzie pytania w 100% się powtórzyły z zeszłego roku"
Całość oczywiście w oprawie eurocyrku:
"Gdyby to przynajmniej Madonna przyjechała to bym jeszcze zrozumiał, ale czy z powodu takiego, że jacyś chłopcy kopią kawałek nadmuchanej szmaty należy całe miasto postawić w stan gotowości (...)To, że Polacy mistrzem Europy nie zostaną było wiadomo zanim jeszcze się urodziłem. Tu nawet nie trzeba się na tym sporcie znać."
I w ten sposób 12 czerwca zakończyłem swoją edukację i:
"zostałem lekarzem. Ot taki kaprys młodości sobie spełniłem"
I nastąpiła inauguracja drugiego sezonu:
"Z życia młodego absolwenta  medycyny czyli ostatnie wakacje po studencku"
Wakacjowanie rozpocząłem od imprezy urodzinowej, której organizacja i kreacja wcale nie była taka łatwa:
"Wstyd się przyznać, ale wczoraj wyszła ze mnie facebook'owa blondynka (...)Muszę to przed wszystkimi przyznać, ale obsługa facebook'a nawet po polsku mnie przerosła. (...)
I nie mam butów!! Zapomniałem o butach!!"
Był to miesiąc podsumowań sześciu lat:
"Decyzja o pójściu na medycynę zapadła w drugiej klasie gimnazjum. Pewnego dnia rano obudziłem się (...) i stwierdziłem: będę lekarzem. (...)
Jak zdasz anatomię na I roku to będziesz lekarzem.
Jak zdasz farmakologię na IV roku to wiesz już kiedy będziesz lekarzem. (...)
Same studia nie były jakoś nadzwyczajnie ciężkie. Spodziewałem się, że będzie gorzej, a było lepiej niż można było sobie wymarzyć."
I był też moment osobistych wyznań, gdyż znalazłem swoje szczęscie:
"Od kliku dni trwa cudowne zauroczenie, które chciałbym aby przerodziło się w coś jeszcze bardziej wspanialszego. Historia jest tak banalna, że aż niewiarygodna."

Lipiec:
Lipiec można określić hasłem: Italia. Pierwszym przystankiem był Rzym:
"Jak nie dolecę to na pewno napiszą o tym w gazetach, więc tak czy owak jakieś info o mnie gdzieś będzie.W każdym razie jeszcze dziś planuję oglądać własnymi oczyma Koloseum i pić włoskie wino. (...)
Po spożyciu wina marki Lambrusco udaliśmy się nad Tybr."
W kolejnych dniach odwiedzałem rejony znane mi już sprzed roku:
"Jutro ląduję na mojej 'egzotycznej "wyspie'. Czas odwiedzić stare włoskie śmieci."
Albo znane mi sprzed dwóch lat:
"Od wtorku urzęduję na jeszcze starszych śmieciach, czyli w Perugii. To tutaj stawiałem swoje pierwsze włoskie kroki. "
Jednak byłem też otwarty na nowe horyzonty:
"dotarłem do Wenecji"
Po czym wróciłem jeszcze na chwilę do Rzymu i zatęskniło się za ojczyzną:
"Objadając się pizzą i makaronami, zachciało nam się z koleżanką polskiego obiadu, najlepiej takiego złożonego z dwóch dań, a co"
Po ponad 3 tygodniach spędzone na Półwyspie Apenińskim przyszedł czas powrotu:
"Pakowanie w drogę powrotną jest z reguły łatwiejsze. Przynajmniej nie trzeba wybierać tego co należy zabrać ze sobą."

Sierpień:
Sierpień był miesiącem podróży. Można powiedzieć, że przejechałem pociągiem. Polskę wzdłuż i wszerz:
"Był Zachód. Czas na Wschód (...) jadę do Rzeszowa (...)
Tym razem celem jest Warszawa. (...)
Ledwo wróciłem do domu, a walizka ponownie jest już spakowana (...) tym razem jadę na Pomorze.
Wsiądę do pociągu, ale nie byle jakiego (...) Kierunek: Stolica po raz drugi."
Cały miesiąc praktycznie spędzony na walizkach, ale fajnie było.

Wrzesień:
Wrzesień spędziłem nad przygotowaniami do LEPu:
" Skoro już oficjalnie wiem, że mam zaszczyt przystąpić do ostatniego  w historii LEPu to najwyższa pora zacząć się do niego uczyć. "

W międzyczasie też został mi przydzielony mój numer ograniczonego prawa wykonywania zawodu oraz miejsce stażowe wedle mojego życzenia. Ale nie tylko siedziałem w domu przez cały miesiąc. Było ponowne podróżowanie:
"Mówiłem wczoraj, że sobie gdzieś pojadę? (...) Więc pojechałem (...)
Doliczyć można kolejne 554 km"
Miesiąc kończący wakacje, razem z pozytywnym wynikiem LEPu:
"Hitem tegorocznego LEPu zostało pytanie o to kiedy lekarz może uderzyć pacjenta"

Październik:
1 października rozpocząłem swoją pierwszą poważną pracę - staż podyplomowy:
"O 7.30 rozpocznę swoją pierwszą poważną pracę (...) taką regularną, od poniedziałku do piątku z porannym wstawaniem."
Trudno było mi się przyzwyczaić do codziennego wstawania, że nie można sobie od tak nie przyjść do pracy:
"Rafał: Ja też tego nie wiem jak sobie radziłaś. Zobacz, w piątek jest dzień rektorski dla I roku.
(...)
dr K: Halooo, Raaaafaaałku, obudź się i zejdź na ziemię. Ty w pracy jesteś."
Na szczęscie staż upływam w miłej i przyjaznej atmosferze. Nie zabrakło zabawnych sytuacji głównie z moim udziałem:
"- zaciąłem się w windzie
- kilka razy poślizgnąłem się na schodach, w tym jeden raz bardzo urazowo
- zgubiłem się wśród gąszczy korytarzy
- zgubiłem stetoskop
- zaciąłem się w toalecie"
Niestety na koniec miesiąc dopadło mnie jakieś okropne choróbsko:
"Skoro politycy mają immunitet na swoją głupotę, to lekarze powinni go mieć na choroby..."

Listopad:
Listopad nie był fajnym miesiącem. Nigdy go nie lubiłem i nie zamierzam tego zmieniać. Zdrowie nie dopisywało i jakaś infekcja ciągnęła się za mną dni wiele.  Jednak w pierwszych dniach spotkało mnie coś miłego:
"Jakie to ja plany miałem odnośnie tego co sobie ufunduję za pierwszą pensję..."
W pracy nabywałem nowe umiejętności:
"pan sobie postanowił umrzeć"
Uczelnia postanowiła nas oficjalnie pożegnać i rozdać nam dyplomy:
"Z tej okazji nie poszedłem dziś do pracy tylko udałem się na wyjście służbowe do Centrum Konferencyjnego i zasiadłem w rzędzie z najlepszymi absolwentami."
A my z tej okazji zrobiliśmy sobie bal dyplomowy:
"Początkowo czuliśmy się jak w Ciechocinku albo na zjeździe absolwentów za 50 lat (dla tych co dożyją)."
Ale jednak infekcja górnych dróg oddechowych dawała się we znaki i odbijało się to na moim humorze w pracy:
"No to wyszło dzisiaj, że zły i niedobry jestem."
Jednak najciekawiej było pod koniec miesiąca, kiedy się okazało jak duży mam fanclub. Co więcej, nawet sam przewodniczący do mnie napisał, dzięki czemu mogłem mu nadać pieszczotliwą ksywkę:
"A tak pozostałeś nic nieznaczącą anonimową pizdą"

Grudzień:
Grudzień rozpocząłem od wizyty w kinie. Nic w tym nadzwyczajnego niby nie ma, ale mało osób jedzie do kina przez pół Polski:
"Tak więc w sobotę z samego rana wsiadłem w pociąg, byśmy mogli we dwoje wieczorem zaszczyć swoją obecnością Multikino w Złotych tarasach."
Parę dni później zakończyłem staż na internie, który będę wspominać z sentymentem i:
"wychodząc z pracy znalazłem na schodach 5 PLN. Na szczęście ;)"
Rozpocząłem staż na psychiatrii, gdzie:
"Mimo że z oddziałem chorób wewnętrznych się pożegnałem, to zostałem razem z kolegą oddziałowymi badaczami i konsultantami z zakresu interny. (...)Od rana pełniłem obowiązki hipertensiologa. (...) Następnie była zmiana dekoracji i zostałem diabetologiem."
Dostałem także atrakcyjną ofertę pracy:
"Prawdopodobnie nie musiałbym być brać dodatkowej pracy, aby godnie żyć. 10 tysięcy to jest poważna suma jak na początek (...)" 
I przeżyłem kolejny koniec świata:
"Aż tu nagle zobaczyłem mój autobus i stwierdziłem, że koniec świata jest coraz bliższy"
Poza tym unowocześniłem formę kontaktu ze mną - trzeba iść z duchem czasu:
"Oznajmiam wszem i wobec, że wykreowałem firmowy adres."
I przyszły święta i czas życzeń:
"Julian Julian 
On twardy jest jak głaz"

A jutro Sylwester:)


Rok 2012 był udany :)

A co przyniesie nam 2013?? Tego dowiemy się już pojutrze:)

Szczęśliwego Nowego Roku !!

9 komentarzy:

  1. Pozazdrościć! Gdybym zrobiła takie miesięczne podsumowanie to do kompletnego załamania brakowaloby mi tylko jakiejs nieuleczalnej choroby xp W przeciwieństwie do Twojego powodzenia ja mogę poszczycić się samymi porażkami. Dlatego też życzę Ci aby kolejny rok 2013 był co najmniej tak dobry jak ten, który właśnie się kończy, a sobie... By był zupełnym przeciwieństwem :)) Czas na szczescie!
    P.S. W sumie to... Gdyby nie moje osobiste niepowodzenia to bym tutaj nie trafila :p To ta druga strona medalu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze lepszego Nowego Roku! Oby jak najwięcej miłych i wesołych sytuacji :) No i dostania się na wymarzoną specjalizację ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach.. jaki to był rok! :) Chyba też sobie podsumuję z wrażenia :D Życzę szalonego Sylwestra i szczęścia w Nowym Roku, bo jak szczęście dopisuje to wszystko dobrze się układa! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No jeszcze 4 lata i podobnie jak Ty będę na stażu :-) co prawda na LEP już niestety nie ma co liczyć ku chwale LEK'u ale przynajmniej jako ostatni rocznik idę starym system :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też podobne przejścia czekają za 4 lata :) Jesli tylko do tego czasu nie wyrzucą mnie ze studiów, ale jako wieczna optymistka jakoś tej opcji nie dopuszczam do swojej świadomości. A zmiana systemu to złoo... Już mniejsza o upchnięcie przedmiotów z wyższych lat na pierwszy rok ( w efekcie uczymy się np. podejścia do pacjenta a nikt z nas nie wie czy zda anatomie i czy kiedykolwiek będzie mu to potrzebne... Ważne zagadnienie, a nikt nie podchodzi do niego poważnie..) Najgorsza będzie wojna o specjalizację gdy skończą na raz dwa roczniki :)

      Usuń
    2. jako, że będę tym drugim rocznikiem mam nadzieję, że wówczas zwiększą liczbę miejsc specjalizacji :P
      tak, wiem. nadzieja matką gópih.

      Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :]
      tak samo jak Ty Erjota uważam, że 2012 był lepszy niż jego poprzednik =D
      może teraz co roku będzie już tylko lepiej?
      ;p

      Usuń
  5. Hehe ;) szybki przegląd archiwum z odrobiną sentymentu ;) Wszystkiego Naj w Nowym Roku ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No dobra...to kiedy lekarz może uderzyć pacjenta? Były dwa podpunkty tego pytania, dla 'normalnego' lekarza i dyżuranta na SORze? xD

    OdpowiedzUsuń