Co by nie zwariować, trzeba w sobotni wieczór odreagować.
Ubranie szałowe przyodziać,
zapachem ładnym się potraktować,
nastrój imprezowy zapodać
i zabawie końca nie widzieć.
No dobra, trochę nie do rymu mi wyszło, ale wiadomo o co chodzi :D
Wszystko szło po mojej myśli do momentu ubrania. Nie ma nic gorszego (w tym momencie akurat bo na pewno jest coś gorszego) niż spotkać na imprezie kogoś w takiej samej kreacji. Jeszcze w klubie to jest to jakoś do zniesienia, ale nie na domówce. Co to za zbieg okoliczności, że tak małej przestrzeni mogą się spotkać dwie osoby mające taki sam gust odzieżowy. Że też ktoś musiał ubrać akurat taką samą koszulę jak ja. No generalnie porażka trochę nie? Szczęście w nieszczęściu, że ja pierwszy się w tej koszuli pojawiłem xD
Zapewne wszyscy się już zastanawiają gdzie to ja wczoraj się wybrałem. Ano trafiła mi się impreza urodzinowa koleżanki od rzymskich wojaży. Z tymi urodzinami to od początku same były kłopoty. Najpierw miały być one tydzień temu, ale koleżanka się rozchorowała. Potem prezent - no jak ja nie lubię kupować prezentów. Kupować to jeszcze mały pikuś, ale najpierw coś znaleźć trzeba. Później się dowiedziałem że ma to być impreza przebierana. No ludzie karnawał to dopiero w styczniu. W końcu i tak się nikt nie przebrał.
Skoro była to impreza urodzinowa to powinien być tort. Albowiem czym jest impreza bez tortu?? Cóż zapewne nadal imprezą, ale czuć że czegoś brakuje, ciasta jakiego. Jubilatka się postarała, jedzenia narobiła, ale tortu niet, nie było. Były dania na ciepło, na zimno, na ostro, na słodko. Ja to nawet sałatkę grecką uratowałem, bo o 19.20 odebrałem telefon z komunikatem: "Misiaczku jak będziesz do mnie jechać to kup fetę po drodze" - wszystko zawsze musi być na mojej głowie. No ale wyczuwało się że tortu urodzinowego nie było i świeczek zresztą też.
Za to nie brakowało napoju do wznoszenia toastu; gorzej było z zapojką. Toast tak często był wznoszony, że aż niektórych to rozłożyło na łopatki. Przynajmniej więcej pozostało dla reszty:P
Plan był taki: najpierw domówka, a później przenosimy się do klubu. Do przenosin dotrwały tylko 3 osoby i ostatecznie wylądowaliśmy w Lewitacji. I tak sobie lewitowaliśmy prawie do białego rana, bo o 4 rano jeszcze nie jest białe rano - przynajmniej o tej porze roku. Znaczy biało było, ale nie od słońca. I niewiele brakowało, ale dziś bolałaby mnie nie tylko głowa, ale i mój zgrabny tyłek, bo ze 3 razy bym na nim wylądował, gdyż zdolności lewitacji jeszcze tak dobrze nie opanowałem.
Wszystko szło po mojej myśli do momentu ubrania. Nie ma nic gorszego (w tym momencie akurat bo na pewno jest coś gorszego) niż spotkać na imprezie kogoś w takiej samej kreacji. Jeszcze w klubie to jest to jakoś do zniesienia, ale nie na domówce. Co to za zbieg okoliczności, że tak małej przestrzeni mogą się spotkać dwie osoby mające taki sam gust odzieżowy. Że też ktoś musiał ubrać akurat taką samą koszulę jak ja. No generalnie porażka trochę nie? Szczęście w nieszczęściu, że ja pierwszy się w tej koszuli pojawiłem xD
Zapewne wszyscy się już zastanawiają gdzie to ja wczoraj się wybrałem. Ano trafiła mi się impreza urodzinowa koleżanki od rzymskich wojaży. Z tymi urodzinami to od początku same były kłopoty. Najpierw miały być one tydzień temu, ale koleżanka się rozchorowała. Potem prezent - no jak ja nie lubię kupować prezentów. Kupować to jeszcze mały pikuś, ale najpierw coś znaleźć trzeba. Później się dowiedziałem że ma to być impreza przebierana. No ludzie karnawał to dopiero w styczniu. W końcu i tak się nikt nie przebrał.
Skoro była to impreza urodzinowa to powinien być tort. Albowiem czym jest impreza bez tortu?? Cóż zapewne nadal imprezą, ale czuć że czegoś brakuje, ciasta jakiego. Jubilatka się postarała, jedzenia narobiła, ale tortu niet, nie było. Były dania na ciepło, na zimno, na ostro, na słodko. Ja to nawet sałatkę grecką uratowałem, bo o 19.20 odebrałem telefon z komunikatem: "Misiaczku jak będziesz do mnie jechać to kup fetę po drodze" - wszystko zawsze musi być na mojej głowie. No ale wyczuwało się że tortu urodzinowego nie było i świeczek zresztą też.
Za to nie brakowało napoju do wznoszenia toastu; gorzej było z zapojką. Toast tak często był wznoszony, że aż niektórych to rozłożyło na łopatki. Przynajmniej więcej pozostało dla reszty:P
Plan był taki: najpierw domówka, a później przenosimy się do klubu. Do przenosin dotrwały tylko 3 osoby i ostatecznie wylądowaliśmy w Lewitacji. I tak sobie lewitowaliśmy prawie do białego rana, bo o 4 rano jeszcze nie jest białe rano - przynajmniej o tej porze roku. Znaczy biało było, ale nie od słońca. I niewiele brakowało, ale dziś bolałaby mnie nie tylko głowa, ale i mój zgrabny tyłek, bo ze 3 razy bym na nim wylądował, gdyż zdolności lewitacji jeszcze tak dobrze nie opanowałem.
:D zdolnyś
OdpowiedzUsuńi uważaj na te swoją zgrabną pupencję coby inne mogły oko nacieszyć!
masz: http://www.youtube.com/watch?v=gtptXL9odNU
Łambada rządzi!!!!:D:D:D:D:D
Usuńaha :))
Usuńa może był tort, tylko po prostu nie pamiętasz? :P
OdpowiedzUsuńnie pamiętam żeby tort był :P
Usuńja tam bym się upomniał, nie ma przebacz...:D
Usuńupomniałem się o zapiekankę :D
UsuńHaha:D Dzisiaj byłam u siostry na urodzinach z rodzicami :)) Pierwszy raz odkąd z nami nie mieszka. Niestety musiałam przyjechać wcześniej bo ona biedna nie ma czasu chodzić za prezentami świątecznymi i koniecznie musiało to być dzisiaj:P Ja przyjechałam osobno, rodzice z prezentem i TORTEM osobno:P Pod koniec zakupów siostra szarpie mnie za rękaw jak to robią małe dzieci, kiedy chcą coś wyłudzić od rodziców i wyskakuje do mnie z tekstem: "ale... ale będę miała torta????" :D Jej mina i dziecięcy urok po prostu totalnie mnie rozbawiły:D Upierałam się przy wersji, że z tak daleka tortu nikt by nie dowiózł w całości jednak nie udało mi się jej oszukać:P Skwitowała to jedynie tekstem "nie umiesz kłamać" :D
OdpowiedzUsuńWspaniały wiersz na początku :D Przypomniał mi się mój, który stworzyłam na ostatnich ćwiczeniach z immunologii gdy nic nie ogarniałam :D
OdpowiedzUsuńWidzę, ze we Wrocławiu również istnieje termin ' zapoja' :P Zawsze na imprezach mamy niezły ubaw z tego, o co ludzie proszą, bo z każdej strony Polski mają na to inne określenie :P
OdpowiedzUsuńu mnie funkcjonuje przepitka :P
UsuńU mnie też :p
UsuńPrzepita, popita, zapita, zapojka albo po prostu jakiś sok :D
Usuńto polewitowałeś :D
OdpowiedzUsuńu mnie zamiennie przepitka/przepojka - zapojka wielce sporadycznie :) ale przepitka jest najczęstsza :)
u nas przedmiotem budzącym największe kontrowersje nazewnicze jest temperówka :P i zrywka, gdzie połowa narodu nie wie, co to takiego :D
temperówka - ew. strugałka, strugaczka, tak? :P na histologii wyszły te odmienności :P
Usuńco to jest zrywka?? :P
zrywka to taka reklamówka foliowa, którą się zrywa z całego kompletu
Usuńproszę, Rafał wie co to zrywka :) co do temperówki - strugaczka, ostrzałka, ostrzynka, oszczytka - pełen zakres radości :D
UsuńAle co do temperówki to nie posiadam tak bogatego słownictwa :P
UsuńA zastrugaczka to gdzie?:D BTW. u nas też na zajęciach wychodziły takie CUDA :D Ja akurat znam większość powyższych określeń dotyczących (w moim przypadku)strugaczki:P
Usuńja tam w poznańskim mówię: popitka :)
OdpowiedzUsuń