Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

wtorek, 13 marca 2012

Jeszcze kilka tygodni...

Jeszcze kilka tygodni... jeszcze tylko kilka tygodni... jeszcze tyyylko kilka tygodni... to jedyne co mnie jeszcze trzyma w stanie względnej równowagi na tej uczelni...

Kiedyś wspomniałem, że nie mam zaliczenia z laryngologii, o czym dowiedziałem się przypadkiem - nie ma jak to żyć w błogiej niewiedzy. Korzystając z tego, że w zeszłym tygodniu miałem okulistykę w tym samym budynku, to przy okazji chciałem podskoczyć zaliczyć laryngi. Otóż nic nie może być zbyt proste i logiczne, nawet jeśli takie się wydaje. Zawitałem radośnie na klinikę otolaryngologii i... pocałowałem klamkę, bo pani adiunkt postanowiła sobie wziąć urlop. Ot tak, nie pytając nikogo o zdanie wzięła sobie tydzień wolnego, zostawiając na lodzie niezaliczoną grupę studentów. 

Niech będzie moja starta, przyjadę specjalnie w kolejnym (czyli obecnym) tygodniu popełnić laryngologiczno-zaliczeniową dyskusję. Pech chciał, że w owym czasie rozpoczęły się zapisy na egzamin. Aby się zapisać, należy mieć karteczkę od swojego asystenta, że ma się zaliczone ćwiczenia - notabene pomysł tych śmiesznych karteczek zarządziła właśnie moja pani doktor. Co oznacza, że w wyścigu po dobry termin egzaminu zostałem zdyskwalifikowany w przedbiegach - rżnięcie głupa przed sekretarką, że nie wiedzieliśmy nic o karteczkach i że je doniesiemy nie przyniosło spodziewanego efektu. A planowałem sobie zdać laryngologię przed Wielkanocą, bo w kolejnych miesiącach mam jeszcze do rozplanowania 5 egzaminów.

Chciałem po bożemu pojechać w tym tygodniu po normalnych zajęciach do pani adiunkt. Zależało mi żeby się już z nią uporać, bo nie lubię jak coś się tak za mną ciągnie. Po dzisiejszych porannych telefonach okazało się, że możemy się zjawić albo o 8 rano albo zaraz po jej zajęciach czyli o 11.30. Późniejsze godziny nie wchodzą w grę, bo pani doktor tak długo nie pracuje.

Szanowna Pani!! Ja się nie rozerwę!! Teleportować się też jeszcze nie potrafię. Ja też mam zajęcia, z których nie mogę sobie od tak wyjść!! A z każdym dniem zwłoki ubywa terminów na egzamin. Ja naprawdę staram się panować nad swoimi emocjami, ale to jest coraz trudniejsze!!
***

Obecny tydzień mija pod hasłem: Farmakologia kliniczna.

Już dawno nie było prezentacji, w której było tyle różnych dziwnych nazw, o których kiedyś tyle wiedziałem. No może twierdzenie wiedziałem  jest lekkim nadużyciem, raczej coś tam kojarzyłem, ale przynajmniej umiałem je bezbłędnie wymówić. A tutaj są wobec mnie oczekiwania, że ja mam całą farmakologię świetnie opanowaną i do kolokwium zaliczeniowego jedynie potrzebuję sobie odświeżyć niektóre informacje. No oczywiście, że mam lekologię w jednym palcu, ale to nie jest do razu powód, abym tą wiedzą chwalił się przed całą katedrą :]

Dzisiaj dla odmiany pan doktor czytał nam wszystkie slajdy jakie pokazywał (i po każdym dawał chwilę na przepisanie). Dobrze, że nie próbował ich rozwinąć, bo trudno było go zrozumieć, a nie było funkcji teletekstu. Nadmienię tylko, że nie wszyscy naukowcy nadają się na nauczyciela.

I jeszcze starszą nas jakąś kartkówką jutro na wejście. To już lekka przesada, że każą mi się czegoś uczyć, jakbym naprawdę nie miał co robić ze swoim czasem.

Mam dość tej uczelni!!

14 komentarzy:

  1. u mnie 7 tygodni i 3 dni do konca :)))i 8 egzaminow :|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi 3 tygodnie i 3 dni zajęć, ale rozwalone mam to aż do drugiej połwy maja, a pół kwietnia mam wolne.

      Usuń
  2. ech, życie...
    założę się, że summa sumarum na koniec będziesz tęsknił:P mimo wszystkiego, co uczelnia wyprawia:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za okresem studenckim na pewno :)) za uczelnią niekoniecznie :P

      Usuń
  3. czytający ze slajdów pseudo-nauczyciele-pseudo-wykładowcy to 90% kadry na mojej uczelni, chyba tu jeszcze tego nie pisałam, ale jeden przebił wszystkich - pan pseudo Word czytał przez 4 h tekst z Worda, który wyświetlił nam na ścianie

    a w farmakologii moim największym problemem jest wymówieni nazw właśnie... boję, że wyjdzie mi coś naprawdę dziwnego, wymawiając np. pindolol...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O taaak!! Pindolol jest wybitnie popularną nazwą xD

      Ja jeszcze lubiłem: piperazynę :P

      Usuń
  4. "Mam dość tej uczelni!!"
    a potem będzie mam dość tego stażu
    a potem będzie mam dość tej pracy i tak bez końca:P

    przynajmniej potem za jakieś 10 lat będziesz miał co wspominać z tego nudnego szóstego roku a kolegom i koleżankom młodszym będziesz opowiadał, że kiedyś medycyna trwała 6 lat a nie 5 :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu się zgodzić nie mogę. Mam dość idiotyzmów i kretynizmów jakie spotkam na tej uczelni. Na UWr takich głupot nie było z jakimi mam tutaj do czynienia.
      A w pracy to ja zamierzam robić to co mi się będzie podobać :P
      Co do pięcio letnich studiów to i tak na 6 roku będą odrabiać pańszczyznę, tak jak ja na pseudo siódmym roku. Tylko, że ja za to dostanę wypłatę :P

      Usuń
  5. szkoda, że nie prowadziłeś bloga od pierwszego roku, miałabym przynajmniej namacalny dowód, że te studia faktycznie da się skończyć. Bo póki co twoje "jeszcze kilka tygodni" jest dla mnie wybitnie surrealistyczne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na 1 roku to jeszcze nie miałem takie polotu pisarskiego :PP
      Ale pamiętam jak z podziwem patrzyłem na osoby co mówiły że są już na 3 czy 4 roku. Dla mnie to było dalece nie do osiągnięcia , kiedy to ja próbowałem walczyć z łacińskimi końcówkami :]

      Usuń
    2. haha, brzmi znajomo, jak siedzieliśmy przed anatomią i spotykaliśmy 3 rok, który czekał na patofizjo w tym samym budynku - "łooo, jak oni są już wysoko, kurczę, prawie doktory!". Sama wcale nie czuję się aż tak zajebiście, jak to z boku wygląda:]

      Usuń
    3. No jak ja już zacząłem się piąć w góę na kolejne lata, to też zauważyłem, że "ten III czy IV rok to taki przereklamowany i wcale tak dużo człowiek nie potrafi" :P
      Ale jest taka tendencja, że młodsze roczniki patrzą na starsze z podziwem :]

      Usuń
  6. Dobrze, że ja muszę mieć wsio zaliczone do końca sesji i nie muszę się później martwić jak Ty^^
    Ale jak zostały 3 tygodnie to już luzik :) Szybko zleci! : )

    Nasza prof z ochrony przyrody ma "slajdy" i czyta to co tam jest wyświetlane słowo w słowo, nic nie dodając od siebie... A na ochronie środowiska babka się zbratała z GUSem i wyświetla milion tabel, tabelek, tabeleczek, gada pod nosem, a wsio na rzutniku wyświetla... I po co mi takie obowiązkowe (!) wykłady? :< (może to moje marudzenie, bo uwielbiam te kursy podobnie jak ekologię!)

    Pozdrawiam! : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie rozumiem idei takich wykłądów, że ktoś mi czyta slajdy. A już szczyt wszystkiego jak to są slajdy z podręcznika, przepisane, które mógłbym sam spokojnie w domu przeczytać.
      Za to babka od mikrobów czasami dodawała w swoich wypowiedziach: Wyróżniamy TAKŻE, Wyróżniamy TUTAJ, MOŻEMY RÓWNIEŻ... etc Dobrze, że większość wykładów jest nieobowiązkowa

      Usuń