Wyglądam dziś jak zombie. I bynajmniej nie dlatego, że wybieram się na bal karnawałowy.
Po moim wczorajszym poście już widać, że nieco dzień z nocą mi się poprzestawiał. Ale to co było wczoraj to był już szczyt wszystkiego. Położyłem się do łózka ok. 4.30, ale nie żebym od razu zasnął jak dziecko. Przerzucałem się z boku na bok jakoś do ok. 6, słuchając przy tym krzyku mew. I nikt mi nie wmówi, że to od nadmiaru kawy, bo ostatnią wypiłem o 1, więc raczej niemożliwe, żeby mnie tak długo trzymało. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak późno/wcześnie* zapadłem w sen. Żeby mi za dobrze nie było to obudziłem się już o 10,30 i ni chu chu nie mogłem spać dalej. Ja mogę spać 4 godziny i na drugi dzień egzystować, ale pod warunkiem, że to nie jest sesja. W tym ciężkim dla studenta okresie potrzebuję 6-8 godzin snu na dobę.
Lubię uczyć w nocy. Zawsze wolałem się rano wyspać, a w nocy siedzieć. Ale nawet o 5 rano mój organizm dopraszał się ułożenia się w pozycji horyzontalnej.
Jakaś hydroksyzynka by mi się przydała :)
Drogi Adepcie wypisałbyś receptę xD
* niepotrzebne skreślić
A na koniec tytułowa melodyjka:
Jeszcze rok i sam sobie wypiszesz hydroksyzynę :D albo... zolpiden :P
OdpowiedzUsuńP.S. Widzę, że rozsławiasz moje słowa ("masakra":)) :*