Ja już wczoraj wieczorem wiedziałem, że dzisiejszy dzień nie będzie fajny. Zagadka szybko się rozwiązała, jeszcze przed 9. --> ordynator. Myślałem, że po tym wolnym piątku będzie mieć dobry humor. Jakiś to ja naiwny byłem.
Nie to, żebym coś źle zrobił, tylko wkurzył mnie z samego rana. Tak po prostu. Przyczepił się o jakąś mało istotną sprawę i mi się oberwało. A już wiem. Czepił się też o to, że nie czytam w myślach. Ale coż, ja robię speckę z anestzjologii, a nie z balneologii. Szef ginekologii tylko spojrzał na mnie ze współczującym wyrazem twarzy.
Dlatego bardzo się ucieszyłem, jak o 11 dowiedziałem się, że mam przewóz do szpitala wojewódzkiego.
Ratownik: Doktorze, jakieś szczególne wymagania odnośnie transportu?
Ja: Tak, jedziemy powoli i ostrożnie, bez dyskoteki, zatrzymujemy się na czerwonym świetle, przepuszczamy staruszki na pasach i jedziemy drogami krajowymi. Nie będziemy zapieprzać autostradą. I najlepiej wróćmy za minimum 3 godziny.
Przy okazji odwiedziłem sobie inny szpital. Poznałem tamtejszego ordynatora. Bardzo sympatyczny. Niestety aktualnie nie ma wolnych miejsc szkoleniowych. Zresztą mi się z tą zmianą pracy nie spieszy, ale warto mieć już coś na uwadze. Niech szef wie, że mogę mu nogę dać. I to nie jest jakiś duży problem logistyczny dla mnie.
Niecałe 3 godziny byłem ponownie u siebie. I tak sobie zerknąłem, a tu pęcherzyk na ostro, a później jakaś laparotomia od nas z oddziału. No to szef będzie miał zajęcie na dyżurze. Ja wolałem zająć się premedykacjami na jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz