Wczoraj mieliśmy obowiązkowy trening z reanimacji noworodków. Trzeba było specjalnie po pracy zostać, ale przynajmniej jedzenie było gratis. I punkty edukacyjne.
Samo szkolenie z noworodków bardzo profesjonalnie przygotowane. Najpierw cześć teoretyczna, a później praktyczna w grupie. Nawet mogłem sobie preparować żyłę pępowinową. Chociaż ja wolałem intubować noworodki. Położne stwierdziły, że wentylacja na maskę nie jest taka banalna jak to się wydaje z boku. Co racja to racja.
Dzisiaj wróciliśmy do naszych stałych zajęć i jak to się sporadycznie
zdarza u nas na oddziale, trafiła nam się reanimacja, ale osoby dorosłej. Krzysiek sobie ją spokojnie prowadził. Bardzo profesjonalnie to wyglądało. Zwłaszcza, że personel pomocniczy wiedział co ma robić, a nie biegał chaotycznie łapiąc się za głowę. To co? Jeszcze 10 minut masażu?
Jak jeszcze wczoraj ratowanie fantomów noworodkowych wychodziło nam całkiem skutecznie, tak dzisiaj już nie.
Jak jeszcze wczoraj ratowanie fantomów noworodkowych wychodziło nam całkiem skutecznie, tak dzisiaj już nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz