Dzisiejszy chaos rozpocząłem od ginekologii. Zaraz po wprowadzeniu do znieczulenia, z równowagi wyprowadził mnie Michał. Po raz kolejny tłukłem mu do głowy, że propofol nie pisze się tak jak fentanyl. Nie wiem jak można wszystko tak niechlujnie robić.
Zbawieniem wręcz było przerzucenie mnie na znieczulenie dzieci. Trochę jak z deszczu pod rynnę, ale to taka lepsza rynna. Fakt, że to nie jest moja ulubiona działka, ale obyło się bez wrzasków i krzyków.
Wisienką na torcie była ortopedia. Nie muszę mówić z jakim ogromnym uśmiechem na ustach poszedłem na ich salę. Pierwszy pan, młody, bo tylko 73 lata, za to troszeczkę chory, bo połowę spisu treści ze Szczeklika tam widziałem. Skonsultowałem z ordynatorem sens i sposób znieczulenia. Dobra wyjściowa hemoglobina nie stanowi przeszkody dla ortopedałów, aby pacjenta doszczętnie zepsuć. Niecałe dwa tygodnie temu pokazali, że całkiem sprawnie umieją to zrobić. Szef mówił, że konsuktował się z operatorem i podobno nie ma to być dramatyczna operacja. No to zobaczymy...
Dwie godziny później mój mistrz przyszedł zobaczyć czemu ja się tak guzdram. Z zaskoczeniem stwierdził, że nie ja się guzdram, a operator. Dosłownie go zaczął przy wszystkich opierdalać, że jest nieodpowiedzialny, że nie potrafi przewidzieć operacji, że jest różnica między operacją na 40 minut a operacją trwającą dwie godziny i gdyby wiedział od początku, że tak będzie to by się nie zgodził na znieczulenie. Hmmm... mój szef pracuje o wiele dłużej w tym szpitalu, i dziwne że jeszcze nie zauważył, że ortopedzie mają problem z organizacją. Inna sprawa, że szef miał kiepski humor (bo to poniedziałek) i ja też za coś oberwałem, ale nie aż tak drastycznie. Nawet mnie zmienił, żebym poszedł zjeść obiad.
W dyżurce spotkałem Szymona. W talerz mi zaglądał ze zdziwieniem, że jakieś dziwne zamówienie w bufecie złożyłem - no tak, połączyłem 3 posiłki w jeden, bo żaden w pierwotnej wersji mi nie pasował. Nie chciało mi się wczoraj gotować.
Ja: Słyszałem, że operujesz z ortopedami tą kolejną babeczkę.
Szymon: No tak.
Ja: To się zastanów czy jest sens. Ona ma 92 lata. Dwa tygodnie temu też była taka młoda pani.
Szymon: Ale ona zdrowa jest.
Ja: To może lepiej tego nie psuć?
Szymon: Ona się chwaliła, że jeszcze wczoraj wypaliła 18 papierosów.
Ja: To możliwe, że to były jej ostatnie papierosy.
Jeszcze w czasie pierwszej operacji instrumentariuszka się mnie pyta czy sadzę, że pacjent jutro umrze.
- Wiesz co, dwie operacje ortopedyczne są dzisiaj i oboje lądują na intensywnej terapii. Doktor Kowalski ma dyżur, to też jest nie bez znaczenia. Ja się bardzo cieszę, że nie będę tutaj w nocy. I jemu tym bardziej nie zazdroszczę. Beatka, tu będzie nieogarnięty chaos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz