Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

piątek, 19 lutego 2016

Szalony piątek

Z samego rana już wiedziałem, że dzisiaj będzie szalony piątek. Dr Kowalski miał wczoraj dyżur, a to oznacza, że albo wszyscy umrą, albo będzie zawalony oddział. O dziwo stan pacjentów nie uległ zmianie. Dr Kowalski opowiedział budzącą krew w żyłach relację z dyżuru:

Łóżko 1: Pani dostała tabletkę na noc i spała spokojnie
Łóżko 2: Nie dostała tabletki, też spała spokojnie.
Łóżko 3: Pan się czuje dobrze i na nic się nie skarży.
Dodam, że pacjent na trzecim łóżku jest naszym hitem, bo jest jedynym pacjentem chodzącym. Nie ma właściwie żadnego powodu, aby go trzymać u nas. Zostawiliśmy go tylko tak dla kamuflażu, żeby obłożenie oddziału było przynajmniej w połowie. W razie jakieś katastrofy to będzie go można szybko wypisać na chirurgię. W sumie to wszystkich można by wypisać.

Właściwie w tym momencie mogłem sobie zrobić fajrant, gdyby nie planowe operacje. A było ich aż dwie. Dzisiaj tylko chirurgia. I to takie dwie pierdółki. Dlatego o 9:30 odstawiłem obu klientów na salę budzeń. Zjadłem później śniadanie i trzeba było jakieś zajęcie sobie znaleźć. Zadzwoniłem do przychodni, ale tam już Julita przyjmowała i dla mnie roboty nie było. Miało być jeszcze złamanie kości promieniowej, ale pani nie chciała się zoperować i uciekła z SORu do domu. Może to i lepiej dla niej - spokojnie dożyje świętej niedzieli.

Czas się strasznie dłużył i zanim stuknęła 10 to minęły ze dwie godziny. Omówiliśmy sobie z Krzyśkiem, gdzie warto robić specjalizację, u kogo, w którym szpitalu czegoś się można nauczyć, a w którym stracić czas. I tak przed 11 Julita stwierdziła, że możemy iść do domu, bo i tak nic się nie dzieje.

Mi to na rękę było, bo do izby lekarskiej musiałem pojechać, kwestię składek wyjaśnić, bo coś mi się nie zgadzało. Okazało się, że od ponad roku jej nie opłacam, chociaż byłem święcie przekonany, że jest inaczej. Kolega co świadomie krócej nie płacił to dostał wezwanie, a do mnie nikt się nie odzywał. Może dlatego, że my w innych częściach alfabetu jesteśmy i do mnie jeszcze był kawałek.

W sumie z tą izbą to tak nie do końca było, że musiałem. Na zakupy się wybierałem to przy okazji chciałem i tę sprawę załatwić. A może to na odwrót było. Wycieczka do izby miała być tylko pretekstem, aby wydać trochę kasy. Z drugiej strony po wizycie w izbie okazało się, że faktycznie składek nie płaciłem i przy najbliższej okazji mi się do konta dobiorą to będę wręcz z kasy, brzydko mówiąc, ojebany.

Ale póki fundusze były to poszedłem sobie czegoś poszukać. Urlop niebawem, trzeba będzie się w coś ubrać. I tu się pojawił problem, bo jeszcze pełno zimowych ciuchów w tych beznadziejnie szarych kolorach. Z trudem znalazłem pomarańczową koszulę idealną do paradowania po jakiejś egzotycznej wyspie. Widziałem też fajne spodenki, ale kiedy podszedłem bliżej to zobaczyłem napis: wyprzedaż. Był to klucz do zagadki, że wszystkie dostępne rozmiary były wielkości XXL. Przecież w takie spodnie to wejdą dwie osoby z takim zgrabnym tyłkiem jak mój. To zamiast spodni kupiłem sobie perfumy.

Naprawdę nie było w czym wybierać. ZARA cała w czerni. Stwierdzam, że pogorszyła się jej oferta. Wszedłem do Egoisty. Mój znajomy z pracy zachwyca się tym sklepem, a ja tam nic ciekawego dla siebie nie znalazłem. Za to w innym sklepie znalazłem, ale jak podliczyłem że chciałbym do tej fajnej koszuli, te fajne buty, te fajne spodnie to by mi raczej pensji nie starczyło. A jak jeszcze pomyślałem o równie fajnej marynarce to już tym bardziej mi się gorąco zrobiło na tyle, że i tak bym tą marynarkę zdjął.

Zjadłem jeszcze obiadek i mogłem wracać do domu. Dzięki czerwonej fali przez centrum przebiłem się w niecały kwadrans. Szalony ten piątek.

W księgarni nie byłem... dziwne... teraz mi się przypomniało.

10 komentarzy:

  1. No to poszalałeś.

    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam "zboczenie" - wolę książki papierowe, niż z czytnika. Więc rozumiem zakupy kolejnych regałów... Marzy mi się biblioteka, ale póki co trzymam w salonie i sypialni. A kiedyś nawet w korytarzu. Ot co znaczy brak umiaru:) Dobrego weekendu Doktore:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie tak samo mam z książkami. Co prawda przymierzam się do zakupu czytnika, bo to jest jednak wygląda w podróży (tym bardziej, że w czasie tygodniowego urlopu jestem w stanie kilka książek przeczytać), ale w domu to tylko tradycyjne książki. I ta radość jak na półeczkach pojawiają się nowe pozycje. Można układać alfabetycznie, tematycznie etc :D

      Usuń
    2. Ja układam tematycznie. Przynajmniej staram się. Choć ostatnio to większość popularnonaukowe i medyczne, ale nie dla lekarzy, raczej dla pasjonatów. A w sypialni to już luz:) Co akurat będzie w stanie wpłynąć na dobry sen - łącznie z historią Polski:) A co do czytników, to są takie... zimne... Lubię czasami kupować w antykwariatach, bo mają swój zapach i czasami notatki pierwszych właścicieli, a to stwarza pole do wyobraźni - któż to był, dlaczego to czytał etc... Rozpisałam się - wybacz. Dobrego wieczoru

      Usuń
    3. Ja układam tematycznie i też pod kątem czy to był polski autor czy zagraniczny :) Przynajmniej z literaturą medyczną nie mam problemu, bo to wszystko do jednego worka :P Chociaż książki z pierwszych lat studiów mam bardziej koło siebie ;P

      Usuń
    4. Medycznie jest ślicznie:) Też mam niektóre mocno specjalistyczne i raczej do poduszki ich nie biorę.

      Usuń
  3. Kolego, uważaj co piszesz, bo w Internecie nic nie ginie i różni ludzie czytają Twoje wpisy - może tak jak ja właśnie pierwszy raz i za pierwszym razem potrafią skojarzyć i powiązać wypisane fakty - również jak ja teraz. Znajomy pozdrawia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale że chodzi o te składki czy o kolekcję z zary?

      Usuń
    2. Największa zbrodnią było nie wstąpienie do księgarni :P

      Usuń
    3. Jakoś tak nie przechodziłem w pobliżu :/

      Usuń