Ja to mam pecha. Za każdym razem jak rozgrywają się tutaj dantejskie sceny i jestem publicznie linczowany to nie mogę za bardzo zabrać udziału w dyskusji. Kiedyś zebrał się sąd nade mną po tym jak rozpocząłem majówkę w środę, a teraz znowu zaczęła ofensywa, bo jestem zły i niedobry i nie wiadomo co jeszcze (też mi nowość:]). Niby mam ten internet w telefonie, ale nie znoszę pisać dłuższych wypowiedzi jednym palcem. Ale czytałem na bieżąco i się śmiałem:P Jak się zbiorę w sobie to może nawet jakąś odpowiedź tam napiszę, chociaż nie wiem po co.
Od prawie miesiąca nigdzie nie wyjeżdżałem. Dlatego na spontanie wybrałem kilka miast, w których jeszcze nie byłem i rozpocząłem sprawdzanie lotów - kiedy, skąd, o której, za ile. Po wstępnej selekcji zostały 3 miasta, a po ostatecznej tylko jedno. Miasto w kraju, w którym urzędowe są 4 języki (z czego dwa mi znane). Kolega z pracy śmiał się, że pewnie jadę założyć konto w banku - ja twierdziłem, że jadę kupić zegarek. Innym powodem było to, że przy okazji spotkam się ze znajomym z Erasmusa, który od dwóch tygodni tam mieszka.
W piątek (prawie) prosto po pracy pojechałem na lotnisko. Po drodze zahaczyłem jeszcze o księgarnię, aby kupić przewodnik po mieście - takie moje nowy hobby, zbieranie przewodników. Taka gwiazda ze mnie, że mnie po nazwisku wywoływano, abym udał się do wejścia do samolotu. Ale to nie moja wina, że trafił się jakiś upierdliwy i powolny facet na kontroli i myślałem, że zrobi wręcz osobistą. W ten sposób 15 minut przed odlotem dopiero udałem się w stronę bramki numer 4. I tak nie byłem ostatni, bo za mną przyszły jeszcze dwie osoby. Właściwie to miałem o tym nie wspominać, no ale jestem tym bufonem czy co tam jeszcze, więc czemu miałbym nie pochwalić się, że wszyscy na mnie czekali. A co!
Ja się naprawdę kiedyś spóźnię na samolot i ciekawe jak wtedy ten problem rozwiążę - oby to było tylko w jakimś miejscu gdzie jest ciepło :D
Wczesnym wieczorem wylądowałem w innej części Europy. Wcześniej zrobiłem mały research co warto by zobaczyć. Weekend niestety za krótki, aby wszystko zaliczyć. Sprawdziłem też prognozę pogody. Zaiste, że ona zawsze się musi sprawdzić, kiedy chodzi zwłaszcza o deszcz.
Pomimo niezbyt sprzyjających warunków pogodowych jestem zwiedzonym miejscem zachwycony. Mógłbym tam nawet zamieszkać. Od pierwszych minut miałem fantastyczne widoczki. Aż oczu nie mogłem wręcz oderwać. I ta melodyjność włoskiego - jak mi tego brakuje. Od razu banan na twarzy.
W sobotę zrobiłem rundkę ze znajomym z Erasmusa po mieście. Sklepy z zegarkami trzeba było zaliczyć:P Oczywiście obiad musiał być w restauracji z miejscowymi przysmakami, co zostało też uwiecznione na zdjęciu. Z moim kolegą nie widzieliśmy się ze 3 lata. Ciekawe w jakim języku będziemy następnym razem rozmawiać? Wcześniej rozmawialiśmy po angielsku, teraz po niemiecku. To następnym razem po francusku chyba będziemy konwersować - może w Paryżu się umówimy? Swoją drogą to chyba blady jakiś jestem, bo nie brali mnie tym razem za Włocha, ale nieraz zwracali się do mnie po francusku.
Wieczorami należało zasmakować rozrywki. W nastrój imprezowy wprowadził mnie David z Getta i dobre winko, co mi na dobre wyszło, bo początkowo w klubie leciała taka rąbanka, że przez moment rozważałem zmianę miejsca. Ostatecznie zostałem, bo skoro zapłaciłem całkiem niemało za wstęp to postanowiłem się dobrze bawić. I bawiłem się bardzo dobrze, zwłaszcza kiedy poleciały moje ulubione kawałki. Tylko nie wiem dlaczego przy wyjściu dostałem na drogę okulary przeciwsłoneczne - do świtu jeszcze daleko było. Może to taki miejscowy zwyczaj :D
Od prawie miesiąca nigdzie nie wyjeżdżałem. Dlatego na spontanie wybrałem kilka miast, w których jeszcze nie byłem i rozpocząłem sprawdzanie lotów - kiedy, skąd, o której, za ile. Po wstępnej selekcji zostały 3 miasta, a po ostatecznej tylko jedno. Miasto w kraju, w którym urzędowe są 4 języki (z czego dwa mi znane). Kolega z pracy śmiał się, że pewnie jadę założyć konto w banku - ja twierdziłem, że jadę kupić zegarek. Innym powodem było to, że przy okazji spotkam się ze znajomym z Erasmusa, który od dwóch tygodni tam mieszka.
W piątek (prawie) prosto po pracy pojechałem na lotnisko. Po drodze zahaczyłem jeszcze o księgarnię, aby kupić przewodnik po mieście - takie moje nowy hobby, zbieranie przewodników. Taka gwiazda ze mnie, że mnie po nazwisku wywoływano, abym udał się do wejścia do samolotu. Ale to nie moja wina, że trafił się jakiś upierdliwy i powolny facet na kontroli i myślałem, że zrobi wręcz osobistą. W ten sposób 15 minut przed odlotem dopiero udałem się w stronę bramki numer 4. I tak nie byłem ostatni, bo za mną przyszły jeszcze dwie osoby. Właściwie to miałem o tym nie wspominać, no ale jestem tym bufonem czy co tam jeszcze, więc czemu miałbym nie pochwalić się, że wszyscy na mnie czekali. A co!
Ja się naprawdę kiedyś spóźnię na samolot i ciekawe jak wtedy ten problem rozwiążę - oby to było tylko w jakimś miejscu gdzie jest ciepło :D
Wczesnym wieczorem wylądowałem w innej części Europy. Wcześniej zrobiłem mały research co warto by zobaczyć. Weekend niestety za krótki, aby wszystko zaliczyć. Sprawdziłem też prognozę pogody. Zaiste, że ona zawsze się musi sprawdzić, kiedy chodzi zwłaszcza o deszcz.
Pomimo niezbyt sprzyjających warunków pogodowych jestem zwiedzonym miejscem zachwycony. Mógłbym tam nawet zamieszkać. Od pierwszych minut miałem fantastyczne widoczki. Aż oczu nie mogłem wręcz oderwać. I ta melodyjność włoskiego - jak mi tego brakuje. Od razu banan na twarzy.
W sobotę zrobiłem rundkę ze znajomym z Erasmusa po mieście. Sklepy z zegarkami trzeba było zaliczyć:P Oczywiście obiad musiał być w restauracji z miejscowymi przysmakami, co zostało też uwiecznione na zdjęciu. Z moim kolegą nie widzieliśmy się ze 3 lata. Ciekawe w jakim języku będziemy następnym razem rozmawiać? Wcześniej rozmawialiśmy po angielsku, teraz po niemiecku. To następnym razem po francusku chyba będziemy konwersować - może w Paryżu się umówimy? Swoją drogą to chyba blady jakiś jestem, bo nie brali mnie tym razem za Włocha, ale nieraz zwracali się do mnie po francusku.
Wieczorami należało zasmakować rozrywki. W nastrój imprezowy wprowadził mnie David z Getta i dobre winko, co mi na dobre wyszło, bo początkowo w klubie leciała taka rąbanka, że przez moment rozważałem zmianę miejsca. Ostatecznie zostałem, bo skoro zapłaciłem całkiem niemało za wstęp to postanowiłem się dobrze bawić. I bawiłem się bardzo dobrze, zwłaszcza kiedy poleciały moje ulubione kawałki. Tylko nie wiem dlaczego przy wyjściu dostałem na drogę okulary przeciwsłoneczne - do świtu jeszcze daleko było. Może to taki miejscowy zwyczaj :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz