Piątek w sumie był fajny, bo o 11:50 już szedłem do domu. Po drodze spotkałem chirurgów, którzy namiętnie o czymś dyskutowali. Janek stwierdził, że najlepiej jak ja odpowiem na jakieś tam pytanie. Nie wiem jakie było pytanie, ale moja odpowiedź brzmiała: O tej porze to ja wam mogę powiedzieć tylko do widzenia. I tak też powiedziałem.
Jak widać po fajrancie, to piątek nie był wyczerpujący. Za to była wyczerpująca jedna operacja. Nie wiem czy to dlatego, że był dramat na stole, czy dlatego, że Aneta mnie powaliła swoją fachowością.
Zamieszanie było od samego początku, bo zmieniono rodzaj operacji (miało być laparoskopowo, a zaczęli od razu robić laparotomię). Do intubacji wolałem zawołać ordynatora, żeby nie było awantury przy saturacji 50%. Ostatecznie z intubacją nie miałem problemów, ale Aneta zdążyła w ciągu 1,5 minuty dostać zjebkę od szefa, że nie zajmuje się tym czym powinna. Dostała też zjebkę za to, że jak może nie wiedzieć co to jest rurka ustno- gardłowa, o którą poprosiłem - zdezorientowana wyjęła ją z szuflady, którą jej wskazałem i pyta się czy to jest to co chcę. Ja się bardzo cieszyłem, że ordynator był tuż obok.
Początkowo operacja przebiegała spokojnie, dopóki koledzy operatorzy nie rozwalili jakiejś tętnicy i krew się lała jak z hydrantu. Szybko uzyskaliśmy litr w ssaku, a krew się lała dalej. Morfologia wyjściowa nie była powalająca, więc od razu podjąłem decyzję, żeby przetoczyć ze dwie jednostki na początek. I przy okazji domówiłem jeszcze dwie.
Krew przyszła, sprawdziłem papiery czy wszystko się zgadza i poprosiłem Anetę, aby podłączyła pierwszą jednostkę. I tu pojawił się problem, bo Anetka nie wiedziała jak to zrobić i pobiegła po inną pielęgniarkę, aby jej pokazała. No jak stałem tak usiadłem z wrażenia. Ona wcześniej pracowała na internie (podobno 3 lata). O ile dobrze pamiętam, to na internie robi się transfuzje. To nie jest jakaś skomplikowana procedura wymagająca magicznej wiedzy z Hogwartu. To jest prosta, chyba jedna z podstawowych, czynności. Bardzo się cieszyłem, kiedy po tej operacji poszedłem na inną salę, gdzie miałem fachową pielęgniarkę, która wiedziała co ma robić.
Jeden z kolegów sobie uciął ze mną pogadankę na temat Anety.
Dawid: Takiś się trochę poirytowany zrobił w czasie operacji.
Ja: Trudności personalne.
Dawid: Wiesz, jak zobaczyłem tą nową pielęgniarkę, to zacząłem ci zazdrościć, że z fajną dupą będziesz pracować.
Ja: Taaa... Taka ona fajna, że jej najlepszą koleżanką z tego co zauważyłem to jest ruda. Góra z górą się nie zejdzie, chłopiec z ładnym tyłkiem z chłopcem z ładnym tyłkiem też, ale ruda z rudą tak. Chociaż ogólnie rzecz biorąc to jest miła, tu nie można nic złego powiedzieć.
Dawid: Ale jak zdjęła maskę z twarzy to przestałem ci zazdrościć.
Ja: Nie jest żadną tajemnicą, że najładniejsze pielęgniarki są u ciebie na oddziale.
Dawid: Dlatego one nie muszą chodzić w maskach.
Dowiedziałem się, że imprezę dzisiaj robię. A to niespodziewajka, zwłaszcza dla gospodarza:D
Hold me, hold me tonight
Hold me, hold me goodnight.
Dowiedziałem się, że imprezę dzisiaj robię. A to niespodziewajka, zwłaszcza dla gospodarza:D
Hold me, hold me tonight
Hold me, hold me goodnight.
Oczami wyobraźni widzę wkrótce rytuały: inicjacyjny i okolicznościowy, w stowarzyszeniu pielęgniarek - dźganie szpikulcami w zgrabny tyłek kukiełki ulepionej na obraz i podobieństwo pewnego dochtóra. :-D
OdpowiedzUsuńTo już pewnie od dawna robią :P Niebawem pewnie na pal mnie nabijać będą :D
UsuńSiostra Luśnia już pewnie ćwiczy na Kenie. :-)
UsuńPrzynajmniej wiem dlaczego tak kiepsko ostatnio sypiam, to pewnie i tak dopiero przedsmak tego co mnie czeka :D
Usuń