Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

piątek, 30 października 2015

Ileus

Uwielbiam takie piątki, kiedy to wydaje mi się, że będzie luźno, spokojnie i przyjemnie. Zawsze się wtedy rozczaruję, bo 'coś' wypadnie. I tak było też dzisiaj.

Zaczęliśmy od kolejnej resekcji jelita po ileusie u pani, która już wczoraj się u nas rozgościła. Przez dobrą godzinę próbowaliśmy założyć jej wkłucie do tętnicy. Jak już się udało, to Szymon prawie mi niechcący je wyrwał. Pacjentka była już podłączona do wszystkiego do czego chyba mogliśmy ją podłączyć, kilka fajnych leków w pompach i weź to teraz ogarnij, żeby wszystko pasowało w miarę.

Uwielbiam takie narkozy, gdzie wszystko jedną wielką improwizacją i kombinatoryka nie zna wszelkich granic. Ordynator to miał dzisiaj bardzo ambiwalentne podejście do pracy, że jak zobaczył jakie to zamieszanie się zrobiło, to stwierdził, że jak on sobie pójdzie to będzie o wiele lepiej dla wszystkich. - Poradzi pan sobie pewnie sam, ja nie będę tutaj przeszkadzać. - A myślałem, że przyszedł mi doradzić, przyczepić się do czegoś, a on kazał robić mi wedle mojego widzimisię. Tak też uczyniłem.

No poradzić sobie jakoś poradziłem. Z naciskiem na jakoś. Odwiozłem pacjentkę na oddział na oddechu wspomaganym, na aminach  i na jeszcze innych wspomagaczach funkcji życiowych.

W tak zwanym międzyczasie wyskoczył kolejny ileus. Tym razem u pacjenta co leżał u nas do wczoraj, wrócił na chirurgię i widać już go tam popsuli. Szymon się zdzwił, że jest rozpisany do tej operacji. Pewnie chciał wcześniej wyjść, żeby kupić dynię na Halloween. Ten pan mi kłopotów akurat nie sprawiał, za to chirurgom dał trochę popalić. Padło nawet stwierdzenie, że jak przeżyje do poniedziałku to zrobimy second look. Jak przeżyje... Na intensywnej terapii dla niego miejsce miałem, więc dożyć powinien. Na oddział dowiozlem go na wzorowych parametrach.

Taaa lubię piątki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz