Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

13:20

Kończę ostatni zabieg. Już praktycznie ekstubuję. Mimochodem rzuciłem wzrokiem na komputer i zobaczyłem, że nic nowego nie wyskoczyło.
Pielęgniarka: Doktorze, niezły czas mamy. 13:20 i już jesteśmy po robocie
Ja: Spokojnie. Jeszcze może coś przyjechać. Jakieś złamanie, pęcherzyk a może nawet ileus. Na to zresztą liczę. Tym czasem wyjeżdżamy.

Ledwo z sali wyjechałem na korytarz, a pielęgniarka ze śluzy do mnie krzyczy.
Pielęgniarka ze śluzy: Macie 5 minut, bo jedzie ostry brzuch.
Ja: A skąd? Z chirurgii, SORu czy może z interny?
Pielęgniarka ze śluzy: Z intensywnej.
Ja: O kurwa. Ciekawe u kogo się ileus wykluł. Nikt się nie kwalifikował na taką rozrywkę.
Mówisz, masz. Że też ja takiej mocy sprawczej nie mam w innych sprawach, tylko jeśli chodzi o cudze nieszczęścia.

Odwiozłem pacjentkę na salę budzeń i poszedłem na intensywną terapię, bo to tuż obok. Daleko spacerować się nie musiałem. Specjalnie się jakoś nie stresowałem, bo to nie pierwszy ileus jaki nam się nagle pojawiał. Skoro nikt do mnie dzwonił, to pewnie nie będzie to nic nadzwyczajnego.

A na oddziale totalna masakra. Starsi koledzy zrobili uprzejmość i pacjenta już zaintubowali, wentylowali, wkłucia pozakładali, nawet raz już reanimowali (w sali obok też była jednocześnie reanimacja - żeby do pary chyba). Pomp z lekami co nie miara. Zajrzałem w wyniki. A tu niespodzianka: Hb 4.6, krzepnięcie rozchwiane (pacjent na antykoagulantach w dodatku), a serologia dzwoni, że zapasy im się kończą i ze stacji krwiodawstwa będą ściągać krew i osocze. Spojrzałem na wstępną diagnozę: pęknięcie wątroby. No to będzie się lało, dopóki krew się nie skończy.

Ordynator akurat się pojawił na oddziale i kazał mi się zając pacjentem do spółki z zastępcą ordynatora. Dojechaliśmy na blok operacyjny. Rzadko się zdarza żeby umyci chirurdzy czekali już na anestezjologa, a co dopiero na pacjenta. Rozwaliła mnie Ruda z pytaniem, czy to ASA III czy IV. Spojrzeliśmy z panem zastępcą na siebie i jednocześnie powiedzieliśmy, że V.

Operacja się rozpoczęła na dobre. Jednocześnie toczyłem krew, osocze, fibrynogen, czynniki krzepnięcia, aminy, coś na sen, coś przeciwbólowo i jeszcze parę innych rzeczy, czasem jeszcze wstrzykiwałem czegoś na zwiotczenie. Kompletny misz-masz miałem w tych wszystkich kablach, wężykach i czujnikach. Brakowało mi już miejsc, aby kolejną kropkę gdzieś podłączyć. Pod koniec operacji rozpoczęliśmy negocjacje ze szpitalem uniwersyteckim. Po dwóch godzinach zabiegu, w czasie których nie miałem nawet kiedy usiąść na chwilę, dowieźliśmy pacjenta na intensywną terapię. Stan generalnie nie uległ zbytnio prawie. Masywne krwawienie, HB po transfuzyji udało się podciągnąć do 6.1, krzepnięcie nieco też poprawiliśmy, ale do sukcesu jeszcze daleko. Pacjent blady i zimny jak ściana.

To były zajebiste dwie godziny, które mi pokazały jaka rewelacyjna jest anestezjologia. To mi się w tej specce podoba, że trzeba umieć tak wszystko ładnie razem ogarnąć. Przynajmniej wiadomo dlaczego anestezjolog jest zawsze ostatnią deską ratunku. Pamiętam jak na początku pracy trafiło mi się podobne znieczulenie, to byłem totalnie zielony. A teraz to już tak bardziej na spokojnie. Chociaż dobrze, że nie byłem sam i ktoś mnie nadzorował. Fakt, że byłem totalnie zmęczony, ale całe szczęście, że na dzisiaj miałem masaż umówiony. Przerabiałem tajskie masaże, srilandzkie masaże, ale nasi szpitalni fizjoterapeuci wymiatają. Zdecydowanie są w tym fachu najlepsi. 30 minut ich pracy i od razu lepiej. W ogóle tak pomyślałem, że fizjoterapeuci to taki spokojny zawód. Nachwalić się nie mogłem. Nikomu nie zawadzają, gdzieś tam cichaczem po oddziale przemykają. I jeszcze nigdy nie trafiłem wśród na kogoś, kto byłby czarną owcą.

Jak sobie po masażu wróciłem to pacjenta akurat pakowali i punktem docelowym był szpital uniwersytecki. Ludwik jechał jako zaopatrzenie lekarskie. Nie wiem czy to był dobry pomysł, bo biorąc pod uwagę, że pacjent na kilku fajnych pompach akurat był, to on może tego raczej nie obczajać co podkręcić, a co skręcić. Mógł mnie ktokolwiek zapytać czy bym nie pojechał. Nie miałem zbytnio planów na dziś, więc pewnie bym się zgodził. Podobnie jak w piątek, prawda:P

Skoro Ludwikowi trafiła się wycieczka, a nie mi, to postanowiłem sam sobie jakiejś fajnej wycieczki poszukać. Ale w ciekawsze miejsce niż szpital uniwersytecki:P

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Niedrożność jelit, tutaj opisana dokładniej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Niedro%C5%BCno%C5%9B%C4%87_jelit.

      Usuń
    2. Niedrożność jelit, tutaj opisana dokładniej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Niedro%C5%BCno%C5%9B%C4%87_jelit.
      Kasia

      Usuń
  2. Czy to niezdrowe, że czytając tego posta czuję niezrozumiałą do końca.. fascynację? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam anestezjologów właśnie za ich spokój i opanowanie. W porównaniu z cholerycznymi chirurgami, z którymi miałam do czynienia anestezjolog zawsze wydaje się oazą spokoju, choćby na sali operacyjnej się gotowało.

    OdpowiedzUsuń