Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

wtorek, 27 stycznia 2015

Byleby nie zapeszyć

Wczoraj tak sobie przeglądałem listę moich znieczuleń z ostatnich kilku miesięcy i stwierdziłem, że jest całkiem nieźle, jeśli chodzi o intubacje w porównaniu do tego co było na początku. No i oczywiście o ich ilość, bo też się tego nazbierało. Od paru miesięcy wszystko idzie mi dobrze, nie wzywałem posiłków i daję radę. Po dzisiejszym dniu stwierdzam, że raczej nigdy już tak nie pomyślę. W złą godzinę to wypowiedziałem.

Operacja nr 1:
Pacjentka do artroskopii. Bez większych obciążeń. No może 95 kg wagi może obciążać. Oddziałowa zadowolona, że ja przyszedłem dzisiaj na ortopedię. Zaczynam znieczulenie. Leków nie pożałowałem. Przystępujemy do intubacji przy książkowej saturacji 100%. I tu zaczęły się schody. Laryngoskop wsadziłem, ale z nagłośnią to zaczął się problem, bo trudno było ujrzeć struny głosowe.
- Rafał spokojnie, powoli, nie spiesz się. Wszystko jest w porządku.
- Daj mi prowadnicę.
Ale to nie wiele pomogło. A w międzyczasie saturacja zaczęła spadać. Im niżej tym szybciej. Zawołałem ordynatora, a oddziałową wysłałem po videolaryngoskop. Do czasu zorganizowania się posiłków doprowadziłem pacjentkę do odpowiedniej saturacji. Ordynator zabrał się za intubację, ale nawet z videolaryngoskopem miał problem. Ja aż taki brutalny nie jestem, może mam za mało doświadczenia. Dr Julita mi później mówiła, że ordynator sam jej powiedział, że trudno było i nie dziwił się, że mi się nie udało.

Operacja nr 2:
Jakieś złamanie kostki czy coś podobnego. Pacjentka starsza, obciążona, to będę ostrożny z lekami. Tu akurat intubacja przebiegła książkowo, choć obawiałem się powtórki z rozrywki. Za to ciśnienie nie chciało być w normie, ale poniżej. I różnej gimnastyki używałem, aby ostatecznie doprowadzić ją do normotensji. Trochę mnie ortopedzi wkurzyli, bo trwało zdecydowanie za długo niż zapowiadali mimo braku trudności

Operacja nr 3:
Przepuklina. Tu było całkiem przywozicie. Nawet udało mi się wyskoczyć na obiad. Za to pielęgniarka, która była na sali niechcący coś wcisnęła i wrzask podniosła i mnie z obiadu wyrwała. Okazało się, że niechcący coś wcisnęła i przełączyła automat na manual. Zdarza się. Grunt, że pacjent cały i zdrowy.

Operacja nr 4:
Złamanie nadgarstka. W końcu chwila spokoju. Żadnych rewelacji przy intubacji, utrzymywaniu narkozy i ekstubacji. Trochę coś jednak respirator dziwnie wartości CO2 mi odczytywał, ale uznałem że i tak można to zostawić tak jak jest.

I tu w sumie mogłem sobie już iść do domu. Ale coś mnie tknęło, że zajrzeć na salę do ordynatora, osobiście mu powiedzieć 'do widzenia'. No to zajrzałem. Ordynator już wisi na telefonie, żeby miejsce na OIOMie szykować. Zerknąłem na monitor: saturacja 80%, RR  70/40, akcja serca 28, etCO2 12. Generalnie byłem pod wrażeniem. Takiego stanu rzeczy to nie miałem jeszcze okazji widzieć. Chirurdzy sobie skórę w najlepsze przeszczepiają, a pan ordynator mi opowiada ze stoickim spokojem jak to zaczęły się problemy z pacjentem jeszcze podczas wentylowania na maskę. W sumie ta operacja miała być na mojej sali, ale przez to że złamanie nadgarstka wpadło nieplanowane to wypadła na inną salę - szczęście w nieszczęściu.

Czarowanie lekami nie pomogło. Masaż serca w pewnym momencie dał efekt, ale po chwili i tak trzeba było defibrylować (miałem okazję sobie strzelić). Jakoś udało się nam pacjenta dowieść na OIOM, a tak mieliśmy powtórkę z rozrywki. Parę razy było zatrzymanie i masaż serca. Ciśnienie na aminach we wlewie nadal nie chciało osiągnąć przyzwoitych wartości. Rzadko się widuje RR 40/22. A ordynator jeszcze powiedział, żebym założył wkłucie do tętnicy i to takim tonem, że z pewnością mi się uda. To miałem zabawę - stażysta internista nie chciał nawet próbować. W promieniową najpierw próbowałem, bo udało mi się tętno wymacać, ale nawet jak się wkułem, to prowadnicy nie mogłem wsadzić, bo coś mi opór stawiało. Zdecydowałem się na ponowną próbę w tętnicę udową. W międzyczasie ciśnienie i saturacja się podniosły do wartości przyzwoitych. Tętno bardzo dobrze wyczuwalne w pachwinie (badać tętna to nauczyłem się dość dobrze na chirurgii naczyniowej). Wbijam igłę, krew pulsuje, wkładam prowadnicę i powtórka z rozrywki. Ordynatorowi się udało, ale też miał problem. Coś tam skomentował pod nosem, ale większość z nas jest przyzwyczajona do tego, że on uważa że jak ktoś czegoś nie zrobi, a jemu wyjdzie to znaczy że robił źle i tyle. A on jednak bywa dość brutalny. Pamiętam jak w drugim tygodniu mojej pracy mieliśmy podobnego pacjenta, któremu trudno było założyć wkłucie do tętnicy i starzy wyjadacze nie dali rady, ale szefowi się udało (choć i tak pacjent zmarł na drugi dzień). Oczywiście mogłem się szarpać dalej, ale jak bym rozwalił tętnicę, to operacji jej protezowania pacjent by raczej nie przeżył. Zresztą nie wiadomo czy i tak z tego wyjdzie. 

To chyba mój pierwszy przypadek z serii: operacja się udała, pacjent zmarł.

Zadzwoniłem po pracy do Julity zdać jej relację. Mówiła, że dobrze, że to szef walczył z tętnicą a nie ja. Kazała w ramach odstresowania iść na kebab, bo pewnie zmęczony jestem. Poszedłem.

11 komentarzy:

  1. O matko,operacji nr 4 nie ogarniam;) no i jak zwykle kołacze mi po głowie kilka pytań,ale lenia dzisiaj mam i nie zapytam;P
    Nie stawiaj jeszcze na pacjencie krzyżyka-może wyjdzie z tego...

    Ps:Padał dziś u mnie śnieg;P

    Flo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie śnieg się trzyma od tygodnia ;)

      Usuń
  2. Ciekawa historia. Po takim dniu nie dziwie się, że byłeś zmęczony - należałaby się chwila relaksu jak najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo to specjalnie by w życiu nie bylo zbyt łatwo i monotonnie... Ale tak jest problemy chodzą parami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazwyczaj kiedy pomyslisz ze juz wiesz i umiesz zycie daje lekcje pokory.
    Zwlaszcza jesli sam sie o taka lekcje prosisz.

    OdpowiedzUsuń
  5. do złamania nagarstka ogólne z intubacją? albo bogaty szpital albo niewłaściwa kwalifikacja do znieczulenia...
    My robimy to zawsze w blokadzie Beera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogaty szpital, gdzie bierze się też pod uwagę zdanie pacjenta.
      Nie wiem czy wiesz, ale do jednej operacji można zastosować kilka różnych rodzajów znieczuleń i trudno wtedy mówić o niewłaściwej kwalifikacji ;]

      Usuń
  6. wiem, bo pracujemy w tej samej dziedzinie - niestety za zakwalifikowanie kogoś do złamania nadgarstka do ogólnego wyleciałbym z pracy, nie mówiąc że mógłbym się nie wybronić w sądzie jeżeli byłyby w tym czasie powikłania znieczulenia ogólnego, które jak wiesz są częstsze niż w znieczuleniach regionalnych. No ale co kto lubi, pacjentom się wydaje że ogólne jest super, a potem się dziwią. W UK takie kompletne ogólne z intubacją odbywa się wyjątkowo i tylko do wielkich operacji, całą reszte robi się w kombinowanej miejscówce lub ogólne na maskę - powikłań mają duuużo mniej niż my, więc mamy się od kogo uczyć w kwestii standardów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie czasami jest tak, że szef kwalifikuje. Każe zrobić tak i ja nie mam nic do gadania.

      Usuń
    2. Ja robię zwykle w bloku pachowym i sedacji, albo w bloku Biera.
      Ogólne do nadgarstka to już nie pamiętam kiedy.
      A wybór przez pacjenta metody znieczulenia również zależy od tego, w jaki sposób daną metodę mu przedstawimy. Pozdrawiam :)
      starsza koleżanka

      Usuń
    3. U mnie dostają taką ankietę z całym opisem, że padają pytania, czy można tylko kawałek ręki znieczulić. Zbyt wyedukowani pacjenci też nie są zbyt lubiani :P

      Usuń