Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

piątek, 1 marca 2013

Laparotomia

Równo w samo południe zakończyłem chirurgiczne występy. Dostałem 10 pieczątek do książeczki pamiątkowej, uścisk ręki ordynatora i jego zastępcy (tak tego zastępcy) i życzenia powodzenia w życiu. Chwilę wcześniej słyszałem, że jestem obibokiem :P

Trochę żałuję, że miałem w tym czasie kurs z orzecznictwa i urlop (planowo miałem mieć wtedy ortopedię do której jakoś serca nie mam). Atmosfera w dyżurce różna bywała, jedni obgadywali drugich, ale dużych spięć nie było. Zespół w miarę zgrany był i współpracowało się całkiem sprawnie.

Pod kątem przypadków to można zobaczyć dużo podstawowej chirurgii i wiele się nauczyć (jeśli chodzi o robienie specjalizacji). Bez jakichś wyszukanych profesorskich przypadków. Wyrostki robaczkowe, pęcherzyki żółciowe w wersji klasycznej i laparoskopowej, niedrożności przewodu pokarmowego, raki, żylaki, przepukliny, usuwanie brodawek, urazy czaszkowo-mózgowe były tutaj na porządku dziennym.

Każdego dnia byłem na sali operacyjnej. I to nie w charakterze obserwatora, tylko asysty. Co prawda trzymałem najczęściej tylko haki, ewentualnie zszywałem skórę, ale jednak sterylne odzienie miałem, i w protokole operacyjnym widniałem. A jak coś fajnego w czasie zabiegu się znajdywało to macać kazali. Zauważyłem, że tutaj jednego dnia czasami bywałem więcej przy większej ilości operacjach, niż rezydent na klinikach przez cały tydzień.

Wczorajszy dzień to uważam za jeden z lepszych na tym stażu. Planowo byłem rozpisany do jednego zabiegu, a tak się fortunnie stało, że wylądowałem przy trzech. Niby otwierano tylko brzuch, a jednak za każdym razem co innego ciekawego było w środku. Już nie wspomnę o ciekawych rozmowach z anestezjologami, które czas umilały. W sumie pół dnia w sali operacyjnej spędziłem (z przerwą na firmowy obiad). 

Na początek konwersja z cholecystektomii laparoskopowej do tradycyjnej. Zawezwano mnie nawet specjalnie (znaczy dokładnie to kogokolwiek wzywano, ale ja się pierwszy nawinąłem) do trzymania haków. Jak się domyłem do zabiegu to się okazało że w brzuchu znaleziono rozsiany proces nowotworowy z przerzutami do różnych narządów i niestety o operacyjności nie było mowy. Później planowa laparotomia pacjentki z olbrzymim guzem wywodzącym się z narządów rodnych. A na deser coś klasycznego - pęknięty wrzód okolicy odźwiernikowej (tutaj to ostatni przyszedłem, a pierwszy wyszedłem). No i proszę państwa jak tutaj chirurgii nie lubić - miał być spokojny dzień, a tu się tyle atrakcji trafiło.

Dzisiaj na pożegnanie trafiła mi się głównie robota papierkowa. Trzy przyjęcia do jednodniowych pobytów. Każdy z pacjentów miał co innego do wycięcia w znieczuleniu miejscowym. Taka trochę dermochirurgia, bo głównie znamiona były usuwane. Chociaż ostatnim przypadkiem był pacjent z reumatologii do pobrania wycinka skórno-mięśniowego - tutaj asystowałem (czytaj: trzymałem malutkie haczyki).

I nawet pozostało mi dobre zdanie po instrumentariuszkach, bo wcześniej nie miałem najlepszego - te ze szpitala klinicznego skutecznie postarały się o negatywną opinię o sobie. Tutaj panie się całkiem odmiennie zachowywały.

Od poniedziałku czeka mnie trochę odpoczynku. Nadal prawdopodobnie będę bywać na sali operacyjnej, ale po drugiej stronie parawanu, więc będę mieć czas na picie kawy i poczytanie książek xD

16 komentarzy:

  1. na speckę z anestezjologii muszą przyjmować na podstawie zdjęć - ci młodzi rezydenci są zawsze taacy przystojni..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może nie płowieniem się już tak przejmować LEKiem?? :D

      Usuń
    2. chętnie ocenię, jakie masz szanse :D a jak poszło? :)

      Usuń
    3. lepiej niż poprzednio :)

      Usuń
    4. no to super, od października nagłówek będzie brzmiał 'z życia rezydenta..' :)

      Usuń
    5. Nie:P w październiku to jeszcze nie :P
      ale w listopadzie to kto wie :D

      Usuń
    6. niechże tak będzie, trudno, listopad :p

      Usuń
  2. czyli teraz czas na... rurownictwo! yeah! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię czytać Twojego bloga, ale błagam - zaniechaj stosowania szyku przestawnego ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmm... a ja go jakoś tak lubię :)

      Usuń
    2. Nie wiedziałam, że się to tak nazywa! Teraz skoro już wiem, przyznaje Anonimowi racje :D Używany zbyt często trochę irytuje :P (Tylko proszę mnie nie bić:D)

      Usuń
  4. No otóż to! jak nie kochać "General Surgery"?;) jak ja tęsknię!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. No zazdroszczę Ci teraz! :D Ja się swoimi praktykami już cieszę, a pewnie będę układać bandaże na półkach... No, ale :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja wiem, że nie każdy ma powołanie do tego, by być lekarzem.
    Ja nigdy nie miałam, więc za medycynę się nie brałam.
    Ale zawsze mnie coś tam z tej dziedziny interesowało. Przede wszystkim medycyna sądowa i te różne kostnicowe sprawy, hy hy.
    Nigdy na żywo nie widziałam wnętrza człowieka, a niedawno miałam okazję. I to, ho ho! Sama siebie!
    Przy okazji zabiegu z miejscowym znieczuleniem spytałam w którymś momencie lekarza, czy mogę się wychylić i zajrzeć sobie we wnętrzności.
    I takie moje pytanie: dlaczego chirurg tak szalenie się zdziwił, że mnie to ciekawi? :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może raczej to wynikało z obawy że zemdlejesz na widok krwi :D

      Usuń