Stażystka przyniosła czekoladki w ramach podziękowania za bardzo miłą atmosferę na stażu i chęć edukacji. Trochę zaskoczony byłem, bo jakoś jej dużo wiedzy nie przekazałem (czasem coś porobić dałem), a spisywanie ciśnień do protokołu to zbyt kształcące nie jest. Anestezjologiem zostać jednak nie chce. Woli zająć się neurologią.
Miłe, że ktoś zauważył moje zaangażowanie, chociaż z mojej strony nie było to nic wielkiego. Ale może właśnie o to chodzi, że nie ważne ile wiedzy przekazać, a jak przekazać - lepiej mniej ale ciekawiej, niż więcej ale nudnie. A czekoladki i tak zostawiłem w dyżurce lekarskiej. Niech pozostali też spróbują. Ja na swoją atmosferę w pracy przecież też nie narzekam.
Bardzo miły gest z jej strony ;)
OdpowiedzUsuńu nas to normalne, ostatniego dnia praktyk zwykle przynosimy czekoladki a z końcem stażu starsi koledzy częstowali ciastem :) miłe gesty bo i lekarze są sympatyczni (szczególnie rezydenci praktycznie chętnie coś pokażą, wiedzą się dzielą, zabierają młodych ze sobą żeby coś zobaczyli) z mojej strony wielkie podziękowania i ukłony w stronę rezydentów - jesteście świetni :)
OdpowiedzUsuńNajlepiej rezydentów wspominam z interny i z ginekologii :)
UsuńPomagali, uczyli, a jak była potrzeba to nie robili problemów.
Bo to powinno być normalne....
OdpowiedzUsuńAle to, że dostaje się czekoladki za to że robi się to za co się dostaje wynagrodzenie, czy to że starsi lekarze dzielą się swoimi umiejętnościami?
UsuńFajnie mieć komu zanieść czekoladki ;)
OdpowiedzUsuńKurczę, że ja wcześniej nie natrafiłam na Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina
Yyy wychodzę chyba na chama, bo nigdy na stażu nikomu poza miłym słowem i dziękuję nie nie dawałem. I szczerze, czekoladki ok, ale kupowanie tortów czy ciasta za kilkadziesiąt złotych dla oddziału (przykład kolegi stażysty) to przesada. Z jednej strony inni lekarze mogą robić łaskę ucząc (choć to rzadkie przypadki), ale z drugiej dostają od nas czasem naprawdę wielką pomóc - vide mój staż z interny gdzie doktor nie nadążała z nudów kupować gazet, bo we wszystkim ją wyręczałem, nawet z rozmów z rodzinami. Sama robiła tylko zgony i wypisy, bo moje były zbyt szczegółówe ;D
OdpowiedzUsuńJa dałem mojej ulubionej internistce kubek, cały oddział też dostał kilka litrów mleka (tego zawsze mogło w dyżurce zabraknąć, a też korzystaliśmy) i mieszankę cukierków.
UsuńNo i na ginekologii też zostawiłem kawałek ciasta, bo w kilku sprawach poszli mi bardzo na rękę. Ale w większości przypadków jednak nie widziałem pozostawiania po sobie jakichkolwiek prezentów - zwłaszcza tam gdzie traktowano mnie głownie jako sekretarkę (czyt. oddziały zabiegowe) ewentualnie jak powietrze.
Bardzo miło z jej strony. Miło jak się jest docenionym :)
OdpowiedzUsuń