Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

piątek, 30 sierpnia 2013

Karetka

W czasie kursu z medycyny ratunkowej spotkałem parę osób, które już jeździły w pogotowiu na podstacji, na której od wczoraj urzęduję. Opinie były różne - jedni mówili, że fajnie, inni że niefajnie. Ale odniosłem wrażenie, że jest nudno. Dlatego zaopatrzyłem się w sprzęty typu książka i coś do nauki, aby ten czas jakoś spędzić.

Stawiłem się w podstacji punktualnie o 7. Rejon mamy spory - z 1/4 miasta plus do tego kilka wiosek pod miastem. Przydzielono mnie do zespołu paramedyków. Pomyślałem, że zaraz się zacznie pokazywanie mi mojego miejsca w szeregu i udowadnianie mi, że nic nie wiem o pogotowiu. No akurat to prawda, bo w karetce wcześniej nigdy nie byłem.

Przebrałem się. Dostałem nawet polar w firmowych kolorach i odblaskach, bo zwykła czerwona koszulka może nie mieć takiej siły przebicia (rok temu była jakaś nieśmiała stażystka w czerwonej koszulce, którą później ktoś na SORze potraktował jako pacjentkę albo rodzinę).
Ratownik: Wiesz co w karetce gdzie jest? Byłeś w środku??
Ja: Nie miałem jeszcze okazji.
Ratownik: To chodź. Pokaże ci... Tu masz walizki z lekami, tam masz to, a tam tamto. Pozaglądaj sobie w każdą szufladkę i przegródkę, żebyś wiedział co gdzie jest.
Takie przyjęcie mi się podoba. Bez pokazywania kto jest mądrzejszy czy ważniejszy. Pozaglądałem wszędzie gdzie się dało. Zobaczyłem gdzie są wenflony, a gdzie igły, gdzie są bandaż.

Teorię już znałem, więc czas na praktykę. Była 7.35. Zjadłem batonika, byłem w toalecie, zacząłem czytać książkę. Zrobiła się 8.12. Dalej cisza. Nic się nie dzieje. Jak ja wytrzymam do 19stej?? Co ja będę tutaj robić przez te 12 godzin??

Od razu przypomniało mi się o blogu Cre(w)mater'a, który swego czasu pisał o "XIV Prawie Murphiego w medycynie ratunkowej: Inni ratownicy mają zawsze lepsze historie do opowiedzenia." Ja przez pierwszą godzinę nasłuchałem się już tylu ciekawych historii, że marzyłem żeby choć jedna mi się przydarzyła. 

No niech się coś wydarzy!!

8.14. Przychodzi drugi ratownik. Chłopaki, jedziemy na miasto. Ucieszony pierwszy pobiegłem do limuzyny - cieszyłem się jak małe dziecko. Niby nic wielkiego, bo straż miejska jakiegoś pijaka w wieku produkcyjnym znalazła na ławce, i on ich zaczął straszyć atakiem padaczkowym, dlatego nas wezwano. Okazało się, że padaczki to on nie ma, ale ze względu na inne parametry kwalifikuje się na wizytę w szpitalu. Wielkiej medycyny ratunkowej tu nie ujrzeliśmy, ale przynajmniej jakaś rozrywka, szczególnie dla mnie.

Ledwo na podstację wróciliśmy, a tu kolejne wezwanie. Tym razem poza miasto. Zwyżka ciśnienia u starszego pana. Robi się coraz ciekawiej. Tu coś więcej było do roboty poza zmierzeniem RR i saturacji, bo i ekg zrobiłem, i wenflon założyłem (skutecznie za drugim razem). Po godzinie byliśmy już w szpitalu, aby pana na internę przekazać.

Jeszcze dobrze z podjazdu szpitalnego nie odjechaliśmy, a dyspozytorka już nas wysyłała do jakiegoś chłopaka z depresją co najadł się TLPD. Nie wiadomo po co się tyle tych tabletek najadł, ale z tego co mówił to dawkę przyjął taką, że słonia by powaliło. Odwieźliśmy na toksykologię, gdzie tamtejsi magicy byli zdziwieni, że po takiej dawce jeszcze żyje - dlatego podawaliśmy w wątpliwość ilość zażytego specyfiku.

Wycieczek krajoznawczych mieliśmy chwilowo dość, więc zgłosiliśmy w dyspozytorni, że na obiad się wybieramy i chwilę przerwy potrzebujemy żeby złożyć zamówienie. W połowie posiłku przyszło wezwanie, że mamy uraz nogi ze spuchniętym kolanem i trzeba jechać. No to pojechaliśmy. Pacjent do odstawienia na SOR. Mi to zaczął się dowcip kolegów udzielać.
Pacjent: To ja sobie na ławeczce usiądę.
Ratownik: Dobrze, najlepiej na ławeczce.
Ja (do ratownika): Chyba, że woli po turecku.
Ratownik: Kurwa, Rafał, pracujesz z nami dopiero od 10 godzin, a już zaczynasz mówić naszym językiem. Widać, że nadajesz się do tej pracy :]
Ja: Ooo to już 17. Jeszcze dwie godziny zostały.

Nawet nie zorientowałem się, kiedy ten cały czas minął. A najlepsze, że ani trochę nie czułem zmęczenia.
Później trafił się jeszcze jeden wyjazd, co prawda transport z przychodni na kardiologię, ale tym razem na sygnale xD

Drugiego dnia, czyli dziś, zadowolony przyszedłem na podstację. Przywitałem się z ratownikami. No i znowu nuda. Patrzę, na zegarek - 8.12. Tak jak wczoraj nic się nie działo. 8.14 - nadal nic, a wczoraj się coś już działo. Na pewno będzie dziś nuda. Przecież nie może być cały czas fajnie, co nie??

8.17 - jest wezwanie!! Jedziemy do tramwaju, bo kogoś bolą plecy. Szybkie rozeznanie w sprawie, pacjent leki przeciwbólowe dostał i nie chciał do szpitala. To nie ...

Drugie wezwanie do przychodni - transport znowu na SOR. Skierowanie zabraliśmy, pacjenta również i pojechalim. Pobliski szpital nas odbił i wysłał na drugi koniec miasta - a bo to nie ten rejon, a to nie u nas była operacja, a to nie takie skierowanie. Można było się kłócić, ale i tak pewnie byśmy nie wygrali. Szkoda tracić czas. Przecież tyle wezwań można w tym czasie wykonać.

No to w takim razie w długą i heja na drugą stronę miasta, do Mordoru. Pacjent, trochę nie mógł zrozumieć, że karetka to nie taksówka i nie będziemy jechać tak jak jemu będzie pasować. W Mordorze wiadomo, swoje odstać trzeba, ale tym razem pacjentki nie daliśmy odbić i pozostawiliśmy ją tym światowej sławy specjalistom.

Ponieważ na obiad było jeszcze za wcześnie, to stwierdziliśmy, że weźmiemy jeszcze jedno wezwanie. Długo czekać nie musieliśmy i po chwili obraliśmy kurs na moje rodzinne strony. Pacjenta szybko spakowaliśmy do karetki i pojechaliśmy do odpowiedniej placówki leczniczej.

Przyszedł czas na obiad. Dziś pierogi ruskie były. Później czas na odpoczynek. Na szczęście przed nami chęć do ratowania ludzkich istnień zgłosiły dwa zespoły to my mieliśmy chwilę czasu na sjestę. I tak po godzinie przychodzi jeden ratownik i mówi, że jest robota.
Ratownik 1: Jest wezwanie.
Ratownik 2: Gdzie jedziemy?
Ratownik 1: A nie słyszysz co jedzie na sygnale na ulicy??
Ratownik 2: Straż pożrna. Jedziemy do pożaru!
Ratownik 1: Nie.
Ratownik 2: Kurwa już myślałem, że będzie wielka akcja.
Ratownik 1: Też będzie gorąco. Jedziemy do 40 stopniowej gorączki u 85-letniej pani.
Ratownik 2: Uważaj, żebym się nie spocił!!
Też miałem nadzieję, że do pożaru pojedziemy. Byłaby to jakaś odmiana od transportu pacjentów na SORy.

Tak jeżdżę w tej karetce, ale wielkiej medycyny ratunkowej nie widać. Z drugiej strony, gdybym jeździł w zespole S, to przy jakimś wielkim wypadku nie wiedziałbym co mam ze sobą zrobić, a i tak nikt by nie miał czasu na pokazywanie mi wszystkiego palcem i czekanie aż zrobię. Jako, że mam już prawie roczne doświadczenie stażysty, to wiem, że na wielką medycynę jeszcze przyjdzie pora, bo do tej pory jakoś mało kto liczył się z moim zdaniem.

Praca w karetce bardzo mi się podoba, bo jest całkiem inna niż to co do tej pory miałem okazję robić. Tutaj nie ma oddziału, gdzie pacjenci leżą grzecznie w łóżkach i potulnie dają się codziennie badać. Za każdym razem jest wielka niewiadoma co zastaniemy po przyjeździe. I to chyba mi się najbardziej podoba. W karetce nie można się nudzić. I nawet nie zazdroszczę tych zasłyszanych historii, bo to co przez te dwa dni zobaczyłem też mi się zajebiście podobało.

Szkoda, że jutro już ostatni dyżur.

25 komentarzy:

  1. Tylko 3 dyzury w pogotowiu? A nie mialo byc 2 tyg?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tylko 3 dni w karatce na caly staz? Powaznie? PS. Dziekuje ze chce Ci sie to opisywac i odpisywac.

      Usuń
    2. tak, wychodzi prawie tyle co czas pracy normalnie w ciągu tygodnia

      Usuń
    3. Trzymam kciuki i czekam na relacje z ostatniego dnia i soru

      Usuń
  2. Hej. Wiem, że nie piszę na temat, ale możesz powiedzieć z jakich książek najlepiej przygotowywać się do rozszerzenie z chemii? Nie wiem co by było najlepsze. W sumie mam Pazdro, ale wydaje mi się, że to za mało i szukam czegoś jeszcze.
    Ala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałem pazdro i mi w zupełności wystarczył

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy i fajnie napisany wpis. Dzięki za relacje "z drugiej strony" medalu. Na szczęście nie musiałem korzystać z karetki, poza przejażdżką do innego szpitala na TK. Ale fajnie czytać, że komuś praca sprawia frajdę.
    Tak dalej trzymaj.

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurcze, ja wiem, że Ty jesteś z Wrocławia, ja także. Miesiąc temu zemdlałam i też odwiedziłam karetkę. :D Panowie Ratownicy i tak się na mnie wkurzyli, bo ja nie dałam się zbadać. :P Także muszę się pilnować, żeby na Ciebie przypadkiem nie wpaść. :D

    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko jaki sens jest wzywać Pogotowie jeśli nie dajesz się zbadać ?? Naprawdę jest dużo wezwań i ratownicy mają co robić. A takie wzywanie nie wiadomo po co, to jest dla mnie startą czasu i lekką kpiną

      Usuń
    2. Nie, nie. Ze mną było inaczej. W te wakacje upały 'rozpieszczały' nas ogromnie. Wychodziłam z pracy, nagle 'oblał' mnie zimny pot, ciemno przed oczami i zemdlałam na ulicy. Mam 23 lata i problemy z ciśnieniem, w upały czuję się ledwo żywa. No i ludzie wezwali karetkę, a ja po prostu mówię, że już wszystko ok, nic się nie dzieje i do widzenia. :-))

      Alicja

      Usuń
    3. Fakt, to trochę inna sytuacja. Dziś w sumie miałem podobną :P
      Ale to i tak pacjentka wyszła na tym lepiej, bo gdyby zgłosiła się na sor to by kilka godz czekała, a tak straciła tylko godzinę.

      Usuń
    4. Ratownik mi powiedział, że jak jeszcze raz zemdleję to mnie pasami przypną. :P I wtedy w szpitalu nie będę miała wyjścia się nie zbadać. :P Ja po prostu nie lubię szpitali... Tego zapachu. :D
      A tak nawiasem pisząc, to ja bardzo szanuję Waszą pracę i nigdy w życiu z byle powodu, z byle błahostki Pogotowia bym nie wzywała. ;-)

      Pozdrawiam
      Alicja

      Usuń
  5. O jejku jak ja ci zazdroszczę (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu :D )
    tego że już masz styczność z prawdziwą medycyną. Ja dopiero za 2 lata startuję na medycynę i wiem że jeśli się dostanę- co graniczy z cudem, bo jak znam życie to na maturze stres sparaliżuje logiczne myślenie , to dokonam w swoim życiu niemożliwego .
    Bardzo bardzo dziękuję ze prowadzisz tego bloga i opisujesz wszystko. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co zazdraszczać :P Trzeba zdać dobrze maturę, dostać się na studia i je skońćzyć i będzie prawdziwa medycyna:)

      Usuń
  6. to są w końcu te karetki na stażu - wydawało mi się że zastąpił je całkowicie staż na SORze?
    Pozdrawiam z W-wy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie tak jest. Jest 3 tygodnie SORu wg rozporządzenia, ale miejscowy marszałek zezwolił tym którzy mają na to chęć, że jeden tydzień SORu zamienić na tydzień pogotowia. Pogotowie natomiast uznało że zamiast całego tygodnia będą 3 dyżury po 12 h

      Usuń
  7. Nie zawsze jest tak zajebiście lecz codziennie odmiennie.
    I obyś nigdy nie zagubił czynnika ludzkiego, którego często lekarzowi ulegającemu rutynie brakuje.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę pomyślności.
    Rea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To były dla mnie trzy dni totalnie innej medycyny. Może właśnie dlatego tak mi się podobało. Całe studia i staż do tej pory to był oddział i pacjenci w w łóżkach, a tutaj niekoniecznie tak było. Może właśnie ta odmienność mi się tak spodobała :)
      Czynnik ludzki w każdej specjalizacji się zagubi jeśli wpada się w rutynę :/

      Usuń
    2. Mam to szczęście i znam rutyniarzy z czynnikiem ludzkim. Szkoda tylko, że znam ich tak niewielu.
      Rea

      Usuń
    3. Mi wczoraj ratownik mówił, że wielu lekarzy dyżuruje nie dla pieniędzy, tylko bardziej z przyzwyczajenia, bo to lubią. Jest to jednak odskocznia od pracy w szpitalu czy prywatnym gabinecie.

      Usuń
  8. Hej! mam takie pytanie. Teraz zacząłem staż, czy lekarz stażysta może jeździć w karetce transportowej z pacjentem-on i dwóch ratowników? jest jakaś regulacja co do tego? Chodzi o to, że miałem akurat taką sytuację, wysłano mnie, a potem dowiaduje sie od koleżanki stazystki ze "nie wolno"i "mogą byc problemy" Orientujesz się jak to jest?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo się orientuję. Czasami przewozy pacjentów są tylko z RM (w zależności jaki jest stan) i wtedy lekarz stażysta akurat jest tam dodatkiem. Zresztą na całym stażu lekarz stażysta jest dodatkiem do zespołu a nie pełnoprawnym jego członkiem. Podejrzewam, że w tej sytuacji tak było skoro było dwóch RM.

      Usuń