Z oddziału neobejbików poszedłem na pierwsze piętro na staż z dzieci więksiejszych, potrafiących powiedzieć co się złego dzieje, czyli na pediatrię. Ruch jest tam ogromny. Jesteśmy w stosunku 1:9. Na jednego pacjenta przypada 9 stażystów. Dzięki temu, że jest tyle roboty, to ten staż sensu dużego nie ma. Cała impreza przypomina zajęcia na studiach - jeden pacjent, doktor i kilku studentów. Z drugiej strony po ciężkim weekendzie to taki luźny poniedziałek może być nawet przyjemny.
Podobno na pediatrii wszystko zależy od sezonu. W lecie jest mało dzieci, a w zimie brakuje miejsc dla nich. Albo też co drugi rok jest bardziej pracowity. Ten wypada leniwy - widziałem kiedy sobie wybrać ten staż. Cóż, dzieci i tak nie powinny chorować, więc pusty oddział cieszy oko - zarówno lekarzy bo pracy jest niewiele, jak i dyrekcję, bo koszty nie są generowane.
Trzeba się dogadać z szefostwem oddziału i przychodzić na raty, a czas wolny inaczej spożytkować. Albo przyjechać jednego dnia na dłużej i mieć cały tydzień zaliczony. Ja dłużej jadę do szpitala (i to w jedną stronę) niż pracuję. Dzisiaj to jeszcze przez 15 minut czekaliśmy bezproduktywnie. Przynajmniej zanosi się, że nie będę mieć traumatycznych wspomnień z tego stażu.
Wszystkiego dobrego, dużo szczęścia i wielu sukcesów w życiu zawodowym.
OdpowiedzUsuńAga
Dziękuję !!
Usuńsuper
OdpowiedzUsuń