Mam taką jedną koleżankę, blondynkę, niższą ode mnie, zgrabną. Znamy się jeszcze z podstawówki. Ona skarżyła swojej mamie, że ja ją ciągnę za włosy, ja natomiast skarżyłem mojej mamie, że ona mnie dźga w plecy ołówkiem. I w takiej bojowej atmosferze rozwijała się nasza przyjaźń trwająca po dziś dzień.
Od paru lat tak nam jakoś wychodzi, że widujemy się dwa razy do roku. Mimo że nie mieszkamy daleko od siebie to widujemy się z reguły w święta. Czasu brak, terminy trudno dograć i takie tam. Niestety w ostatnie Boże Narodzenie nie było dane nam się spotkać. Odrobiliśmy co prawda to spotkanie w lutym, ale to jednak nie to samo. Już wtedy umówiliśmy się, że widzimy się obowiązkowo w święta. Dlatego też spodziewałem się dzisiaj niespodziewanego telefonu z informacją: Wpadnę o 19. Jak to kobieta to musiała się oczywiście spóźnić.