Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

sobota, 22 września 2012

Bilet

Dziś sobie znowu wyjechałem. Bladym świtem ruszyłem na Wschód, ale minąłem też Centrum. Doliczyć można kolejne 554 km. W związku z tym, że nie wsiadałem na dworcu głównym postanowiłem sobie kupić bilet wcześniej, ponieważ na stacji na której wsiadałem próżno szukać kasy biletowej. Chciał człowiek zrobić coś naprzód, żeby później się nie martwić, a wyszło prawie jak zawsze...

Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Odstałem swoje w kolejce i zasiadłem w wygodnym fotelu, aby ów bilet nabyć. Wyartykułowałem listę życzeń co do biletu na kiedy i na jaki pociąg. Pan sprzedający sprawdził w rozkładzie, że taki pociąg istnieje, później na moją prośbę sprawdził o której ten pociąg będzie na mojej stacji. Wpisując dane do komputera upewnił się jaka będzie data w sobotę.

Odchodząc od kasy rzuciłem okiem czy wszystko dobrze. Moja zachcianka odnośnie daty została spełniona, więc bilet schowałem do portfela. I tak sobie ten bilet w portfelu błogo spoczywał, aż do czasu kiedy go sobie w pociągu już postanowiłem obejrzeć - tak, chciałem zobaczyć ile to tych kilometrów zrobię. I tak zanim doszedłem do punktu gdzie jest odległość wpisana, trafiłem na punkt od której jest bilet ważny. I bilet rozpoczynał swą ważność dopiero za 7 godzin. O_o

Pan na dworcu datę wpisał dobrą, ale godzina była dokładnie ta sama o której ów bilet mi sprzedał - wszak większość podróżnych nabywa bilet tuż przed odjazdem najbliższego pociągu w danej relacji i wpisana godzina nie jest zbyt istotna. Sądziłem, że skoro pytam o ten pociąg i jeszcze mówię na której stacji będę wsiadał, logicznym jest że godzinę wyjazdu należy także skorygować (wszak po to powiedziałem na który konkretnie pociąg chcę bilet). Poza tym było to miejsce do kupowania biletów a nie udzielania informacji- gdybym chciał dowiedzieć się o jakiś pociąg bez zakupy biletu to poszedłbym do informacji. 

Nie zostało mi nic innego jak w czasie podróży odbyć równoległą podróż po pociągu celem znalezienia konduktora i zalegalizowania mojej wycieczki. Pan konduktor ręcznie zmienił datę wyjazdu na wcześniejszą i na potwierdzenie przybił pieczątkę niczym lekarz na recepcie xD

6 komentarzy:

  1. Jak ja się cieszę, że jeżdżę pociągami jednej i tej samej spółki, z jedną małą przesiadką i nie muszę za każdym razem w kasie odmawiać dzikiej litanii, pamiętając, na którym odcinku jaka spółka jeździ.

    Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że konduktor jakiś normalny. Inny mógłby powiedzieć 'a co mnie to obchodzi, Pana problem, trzeba było patrzeć wcześniej' :P

    OdpowiedzUsuń
  3. dokładnie jak pisze vuze, jakby był jakiś ch**** konduktor, to jeszcze byś mandat za jazdę bez biletu dostał, albo kolejny musiał dokupić :P

    OdpowiedzUsuń
  4. To miałeś szczęście. Pozdrawiam Cię Rafale.

    OdpowiedzUsuń
  5. a co Tobie tak się rzuciło na podróże, co?:P nudzi Ci się czy jak?:P

    OdpowiedzUsuń
  6. I tak najlepsze są miejscówki. Ostatnio jechałam do Krakowa i dwie osoby miały takie same miejscówki i teraz weź jedź 13 godz stojąc w przejściu, albo dogadaj się z osobą, która wcześniej wsiadła. PKP to jeden wielki burdel tak naprawdę.

    OdpowiedzUsuń