Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

piątek, 10 lutego 2017

Trudne drogi oddechowe

Dzień rozpocząłem od wycieczki na internę. Koledzy wymyślili endoskopię ze znieczuleniem i ktoś musiał pacjentkę zakwalifikować. Padło na mnie. Rozpisałem zlecenia i nauczony doświadczeniem, że na internie nikt tego nie przeczyta, sam zacząłem tłumaczyć pielęgniarce co ma zrobić. Tak samo jak kiedyś mogłem sobie do ściany mówić, bo zrozumienia brak. Moje życzenia mają być spełnione przed badaniem, a nie po nim, a tym bardziej nie jutro. Dziewczyny na ginekologii i chirurgii są o wiele bardziej ogarnięte. Czasem jeszcze do końca nie skończę wypisywać papierów,  a już pytają co mają przygotować.

Sprawy formalne miałem za sobą. Przeszedłem do spraw praktycznych. Kiedy zobaczyłem, że pierwsza pacjentka nie mieści się na stole operacyjnym, wiedziałem że będzie fajna zabawa. Tuż po wprowadzeniu wentylacja na maskę szła jako tako, ale saturacja spadać zaczęła logarytmicznie. Przystąpiłem do realizowania algorytmu przy trudnych drogach oddechowych (który jest schowany gdzieś w drugiej szufladzie wózka anestezjologicznego). I tak przy około 75% osiągnąłem sukces i dzięki LMA przez kolejne pół godziny monitor nie pikał.

Kolejna pacjentka była nieco mniejsza, ale również ledwo mieściła się na stole. Nie spodziewałem się niczego innego jak powtórki z rozrywki. Tym razem jednak nie zeszliśmy z saturacja poniżej 92%. Obyło się bez adrenaliny. 

Z ciekawości odszukałem ów algorytm i zauważyłem, że ominąłem punkt dotyczący wezwania pomocy specjalisty. Pamiętam jak kiedyś wezwałem szefa, to postanowił mnie wspierać telefonicznie. 

Trzeci pacjent, którego znieczulałem po śniadaniu, był już normalnych rozmiarów. W czasie operacji nic go nie popsuło. Nawet ortopedałom udało się go nie skrwawić. Chyba też dlatego postanowili awanturować się o zespół operacyjny z chirurgami, bo chcieli dwa zabiegi jeszcze zrobić, a tu się nagle ileus pojawił. Sami są sobie winni. Przez ponad godzinę jeden zespół  nic nie robił, a sala operacyjna stała pusta - mogli wtedy te swoje druty wyciągać. A teraz nich czekają w kolejce.

Szymon był za to dziś zadowolony i godziny odliczał do fajrantu. Na urlop jutro leci w ciepłe kraje. Idą jego śladem też się wybiorę na tropikalną wyspę.

5 komentarzy:

  1. Wygląda na to że pominales najważniejszy punkt algorytmu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt. Aczkolwiek w czasie samej akcji brałem pod uwagę zawezwanie pomocy, tylko nie wiem jak szybko by ona do mnie dobiegła. Poza tym, wolałem moją pielęgniarkę zaangażować do przygotowania LMA, niż biegania do telefonu (jakbym o to poprosił instrumentariuszkę to też by trochę zajęło).

      Usuń
  2. Igela pod reks nie miales? Albo larynxtubusa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod ręką nie miałem. Ale posiadamy cały zestaw do 'trudnych dróg" i nawet jest na bloku operacyjnym.

      Usuń
  3. tak w ogole to Twoi ulubieni to ortopedzi. Moimi ulubionymi byli psychiatrzy. Nauczylem sie jednego -*jak dzwoni kolega psychiatra i przeprasza ze dzwoni bo dywoni w blahej sprawie to trzeba wszystko rzucic i gnac biegiem ( masywna aspiracja po przedawkowaniu haloperidolu) a jak dywonia spanikowani to wolno spokojnie pojsc

    OdpowiedzUsuń