Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

sobota, 9 lipca 2016

Torakotomia

Z okazji dobrze zapowiadającego się weekendu ordynator pozwolił mi samemu znieczulić do torakotomii (to nic, że 3 godziny dłużej w pracy siedziałem). Do tej pory na ogół stałem bardziej z boku, a mój udział się ograniczał do minimum. Teraz to ja miałem zagrać pierwsze skrzypce. Wszystko byłoby całkiem w porządku, gdyby to była planowa operacja - przynajmniej za pierwszym razem, ale oczywiście trzeba mnie rzucić na głęboką wodę (kwalifikacja ASA 4). A ona wyszła tak nieco na ostro, a pacjentka prezentowała swoją osobą katastrofę internistyczną.

Z tą samodzielnością też nie było tak, że byłem puszczony w samopas. Szef gdzieś tam się kręcił, ale nie miał się do czego doczepić. Jego uwagi miały bardziej charakter kosmetyczny aniżeli, że coś robię nie tak jak powinienem. Po prostu mi doradzał, bo bardziej się na rzeczy znał.

Pierwsza godzina zabiegu w miarę spokojnie przeleciała. Za to atrakcje zaczęły się później. Ciśnienie jeszcze trzymałem, chociaż wlew amin podkręcałem. Cyrki miałem z saturacją, która momentami wynosiła 0 oraz z etCO2 – tutaj też dochodziłem do stanu zerowego, bez względu czy pacjenta wentylowała maszyna czy ja robiłem to ręcznie. Nawet szef nie bardzo wiedział jak owy stan rzeczy wytłumaczyć.

Kiedy operacja dobiegła końca i parametry oddechowe osiągnąłem na zadowalającym poziomie, to dla równowagi musiało się popsuć ciśnienie. Nie było sensu pacjenta wybudzać. Szybka reintubacja i pojechaliśmy na intensywną terapię na respiratorze.

Po dotarciu na oddział, na miejsce numer 5, zaczęliśmy ponownie walkę o poprawę ciśnienia. Chyba pierwszy raz widziałem ciśnienie 35/17. Nawet jak skurczowe dodać do rozkurczowego to wynik nie powala. Aminy w górę, Trendelenburg taki, że pacjentka prawie na głowie stała. Bawimy się. Hb - 4,9 - a pani z labu pyta czy pielęgniarka z intensywnej przyjdzie po krew czy noszowego wysłać? Noszowego, i to szybko. W podskokach.

Ta torakotomia bardziej ją chyba dobije niż jej pomoże, bo raczej nie była to jednogłośna decyzja o zasadności operacji.

Jedyne na co miałem ochotę po tej operacji to mocna kawa. W pakiecie od pielęgniarek dostałem jeszcze ciasto. Arbuza musiałem sobie sam pokroić.

Anestezjologia jest super. Ja wiem, że 80% czasu będę siedzieć na laparoskopiach, gdzie nic się nie będzie działo i będę tylko lekarzem od podawania fentanylu i atrakurium, ale są te zajebiste momenty jak dzisiaj, kiedy czuję, że anestezja to jest to co lubię. Bo lubię to co robię. I kiedy szef mnie nie opierdala tylko zaczyna tłumaczyć i jeszcze książkę przysienie, żeby pokazać dokładnie co i jak i że chce mnie nauczyć tego czego wielu lekarzy będzie mi zazdrościć, to jestem w stanie znieść jego każde opierdalanie mojej osoby za cokolwiek. Bo mimo wszystko on ma dobre serduszko i chce ze mnie zrobić ze mnie anestezjologa z prawdziwego zdarzenia.

Poza tym nawet ruda pielęgniarka kiedyś mi powiedziała, że za jakiś czas to pewnie ja zostanę tutaj szefem. Osobiście mówię: oby nie, bo mnie wszyscy znienawidzą. :P

11 komentarzy:

  1. Takie dni są pewnie najlepsze, gdy upewniasz się, że dobrze wybrałeś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do mojego wyboru to akurat już dawno przestałem mieć wątpliwości ;)

      Usuń
  2. I o to chodzi erjoto. Miło się czyta,że ktoś lubi to,co robi. Tym bardziej,gdy samemu jest się taką osobą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko Ci kolego spowszednieje. Na początku jest podjaranie. Potem to będzie kolejna torakolaparotomia...kolejne dziesiątki thPDK...kolejne hipec...kolejne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego anestezjologia to nie jest mój jedyny pomysł na przyszłość, chociaż na pewno wiedzę z tej części medycyny będę mógł wykorzystać.

      Usuń
  4. No tak a na koniec kolega przejdzie na emeryture z wlasnym prywatnym cmentarzykiem w glowie bo przeciez nie kazda taka sytuacja daje kopa w gore, nie wszytskie operacje sie udaja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się operacja nie udaje, to akurat jest to sprawa operujących, a nie znieczulających. Poza tym należy oddzielać pracę od życia prywatnego, więc o jakim cmentarzyku mowa...

      Usuń
    2. Każdy lekarzyk ma swój cmentarzyk, jak to mawiają, a jakoś lekarze (w większości) mimo tych cmentarzyków żyją nieźle i nie świrują ;)

      Usuń
    3. Mi tam nic nie wiadomo abym był posiadaczem jakieś nieruchomości w postaci cmentarza :P
      Ruchomości za to ma kilka :P

      Usuń
  5. Ja po zrobieniu wielu tysiecy narkoz, regionalek, rzucilem to,mimo zdania egzaminu, to nie ma finansowej przyszłości. Tylko szpital i na zaszmaciu. Nigdy nie wykonujesz usługi dla platnika ale zawsze dla zespołu. To chirurg czy operator jest klientem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam jeszcze na starość alternatywę niezwiązaną z medycyną :P
      Może nie jakaś dochodowa perspektywa, ale przyjemna :)

      Usuń