Z okazji dobrze zapowiadającego się
weekendu ordynator pozwolił mi samemu znieczulić do torakotomii (to nic, że 3 godziny dłużej w pracy siedziałem). Do
tej pory na ogół stałem bardziej z boku, a mój udział się
ograniczał do minimum. Teraz to ja miałem zagrać pierwsze
skrzypce. Wszystko byłoby całkiem w porządku, gdyby to była
planowa operacja - przynajmniej za pierwszym razem, ale oczywiście trzeba mnie rzucić na głęboką wodę (kwalifikacja ASA 4). A ona wyszła tak nieco na ostro, a pacjentka
prezentowała swoją osobą katastrofę internistyczną.
Z tą samodzielnością też nie było
tak, że byłem puszczony w samopas. Szef gdzieś tam się kręcił,
ale nie miał się do czego doczepić. Jego uwagi miały bardziej
charakter kosmetyczny aniżeli, że coś robię nie tak jak
powinienem. Po prostu mi doradzał, bo bardziej się na rzeczy znał.
Pierwsza godzina zabiegu w miarę
spokojnie przeleciała. Za to atrakcje zaczęły się później.
Ciśnienie jeszcze trzymałem, chociaż wlew amin podkręcałem.
Cyrki miałem z saturacją, która momentami wynosiła 0 oraz z etCO2
– tutaj też dochodziłem do stanu zerowego, bez względu czy
pacjenta wentylowała maszyna czy ja robiłem to ręcznie. Nawet szef
nie bardzo wiedział jak owy stan rzeczy wytłumaczyć.
Kiedy operacja dobiegła końca i
parametry oddechowe osiągnąłem na zadowalającym poziomie, to dla
równowagi musiało się popsuć ciśnienie. Nie było sensu pacjenta
wybudzać. Szybka reintubacja i pojechaliśmy na intensywną terapię
na respiratorze.
Po dotarciu na oddział, na miejsce
numer 5, zaczęliśmy ponownie walkę o poprawę ciśnienia. Chyba
pierwszy raz widziałem ciśnienie 35/17. Nawet jak skurczowe dodać
do rozkurczowego to wynik nie powala. Aminy w górę, Trendelenburg
taki, że pacjentka prawie na głowie stała. Bawimy się. Hb - 4,9 - a pani z labu pyta czy pielęgniarka z intensywnej przyjdzie po krew czy noszowego wysłać? Noszowego, i to szybko. W podskokach.
Ta torakotomia bardziej ją chyba
dobije niż jej pomoże, bo raczej nie była to jednogłośna decyzja
o zasadności operacji.
Jedyne na co miałem ochotę po tej
operacji to mocna kawa. W pakiecie od pielęgniarek dostałem jeszcze
ciasto. Arbuza musiałem sobie sam pokroić.
Anestezjologia jest super. Ja wiem, że 80% czasu będę siedzieć na laparoskopiach, gdzie nic się nie będzie działo i będę tylko lekarzem od podawania fentanylu i atrakurium, ale są te zajebiste momenty jak dzisiaj, kiedy czuję, że anestezja to jest to co lubię. Bo lubię to co robię. I kiedy szef mnie nie opierdala tylko zaczyna tłumaczyć i jeszcze książkę przysienie, żeby pokazać dokładnie co i jak i że chce mnie nauczyć tego czego wielu lekarzy będzie mi zazdrościć, to jestem w stanie znieść jego każde opierdalanie mojej osoby za cokolwiek. Bo mimo wszystko on ma dobre serduszko i chce ze mnie zrobić ze mnie anestezjologa z prawdziwego zdarzenia.
Poza tym nawet ruda pielęgniarka kiedyś mi powiedziała, że za jakiś czas to pewnie ja zostanę tutaj szefem. Osobiście mówię: oby nie, bo mnie wszyscy znienawidzą. :P
Anestezjologia jest super. Ja wiem, że 80% czasu będę siedzieć na laparoskopiach, gdzie nic się nie będzie działo i będę tylko lekarzem od podawania fentanylu i atrakurium, ale są te zajebiste momenty jak dzisiaj, kiedy czuję, że anestezja to jest to co lubię. Bo lubię to co robię. I kiedy szef mnie nie opierdala tylko zaczyna tłumaczyć i jeszcze książkę przysienie, żeby pokazać dokładnie co i jak i że chce mnie nauczyć tego czego wielu lekarzy będzie mi zazdrościć, to jestem w stanie znieść jego każde opierdalanie mojej osoby za cokolwiek. Bo mimo wszystko on ma dobre serduszko i chce ze mnie zrobić ze mnie anestezjologa z prawdziwego zdarzenia.
Poza tym nawet ruda pielęgniarka kiedyś mi powiedziała, że za jakiś czas to pewnie ja zostanę tutaj szefem. Osobiście mówię: oby nie, bo mnie wszyscy znienawidzą. :P
Takie dni są pewnie najlepsze, gdy upewniasz się, że dobrze wybrałeś :)
OdpowiedzUsuńCo do mojego wyboru to akurat już dawno przestałem mieć wątpliwości ;)
UsuńI o to chodzi erjoto. Miło się czyta,że ktoś lubi to,co robi. Tym bardziej,gdy samemu jest się taką osobą.
OdpowiedzUsuńWszystko Ci kolego spowszednieje. Na początku jest podjaranie. Potem to będzie kolejna torakolaparotomia...kolejne dziesiątki thPDK...kolejne hipec...kolejne...
OdpowiedzUsuńDlatego anestezjologia to nie jest mój jedyny pomysł na przyszłość, chociaż na pewno wiedzę z tej części medycyny będę mógł wykorzystać.
UsuńNo tak a na koniec kolega przejdzie na emeryture z wlasnym prywatnym cmentarzykiem w glowie bo przeciez nie kazda taka sytuacja daje kopa w gore, nie wszytskie operacje sie udaja.
OdpowiedzUsuńJak się operacja nie udaje, to akurat jest to sprawa operujących, a nie znieczulających. Poza tym należy oddzielać pracę od życia prywatnego, więc o jakim cmentarzyku mowa...
UsuńKażdy lekarzyk ma swój cmentarzyk, jak to mawiają, a jakoś lekarze (w większości) mimo tych cmentarzyków żyją nieźle i nie świrują ;)
UsuńMi tam nic nie wiadomo abym był posiadaczem jakieś nieruchomości w postaci cmentarza :P
UsuńRuchomości za to ma kilka :P
Ja po zrobieniu wielu tysiecy narkoz, regionalek, rzucilem to,mimo zdania egzaminu, to nie ma finansowej przyszłości. Tylko szpital i na zaszmaciu. Nigdy nie wykonujesz usługi dla platnika ale zawsze dla zespołu. To chirurg czy operator jest klientem...
OdpowiedzUsuńJa mam jeszcze na starość alternatywę niezwiązaną z medycyną :P
UsuńMoże nie jakaś dochodowa perspektywa, ale przyjemna :)