Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Profesor

Od lipca pracuje u nas profesor. Taka sytuacja się zrobiła, że ordynator z doktoratem jest przełożonym profesora, ale jakoś specjalnych zgrzytów nie zauważyłem. Profesor oficjalnie prowadzi intensywną terapię, nie dyżuruje, nie znieczula, sporadycznie robi premedykacje - takie wymagania miał ponoć przy zatrudnieniu. Pracować ma u nas do końca roku. Plotki są różne dlaczego tak krótko - od tego, że jest to ktoś znajomy z administracji po taką, że to ze względu na młodą żonę, która pracuje w sąsiednim szpitalu i musi tam skończyć speckę, a później mają wyjechać do jakiegoś dużego miasta. No ale ja tam plotkami się nie zajmuję.

Pan profesor to jest taki trochę bezdomny. Każdy lekarz z naszego oddziału ma swoją dyżurkę, a pan profesor ostał się bez swojego gabinetu. Grzecznościowo korzysta z mojego pokoju, bo ja jako jedyny (poza ordynatorem) mam faks u siebie. Właściwie to nikt mnie nie pytał o zdanie, bo jak on zaczął pracę to ja na urlopie byłem i moje cztery kąty stałe wolne.

Profesor ogólnie nie czepia się organizacji pracy na oddziale. Owszem, uważa że parę spraw można by inaczej rozwiązywać, ale skoro u nas tak jest, to niech tak będzie. On tu jest tylko na chwilę i rewolucji robić nie chce. Bardzo wygodne podejście.

Dzisiaj trafił się drenaż opłucnej. Przywiozła rezydentka z interny pacjenta do nas na intensywną i zachciało jej się nawet drenaż ów wykonać pod okiem profesora. Profesor się zgodził, przynajmniej nie musiał nic robić. Pacjent później leżał jeszcze u nas trochę na obserwacji czy wszystko w porządku. Ordynator jakiś czas później się dopytywał profesora, kto drenaż zrobił. Ten zgodnie z prawdą powiedział, że internistka. Szef się tym poirytował, bo od kiedy to interniści pracują u nas oddziale. Profesor powinien mnie zawołać, bo ja mam się tutaj uczyć. A jak jestem w danej chwili na bloku, to ma szefa powiadomić, i on zdecyduje czy mogę zostawić pacjenta czy nie. Interniści mają staż na intensywnej terapii, i wtedy mają się uczyć tego co się tutaj robi i wtedy będą sobie zakładać drenaże, intubować, czy zakładać wkłucia głębokie. A nie urządzać sobie takie występy gościnne. My do nich nie biegamy na oddział i im roboty nie zabieramy.

Profesor się tym wszystkim chyba przejął i jakiś czas później dopadł mnie w kuchni jak jadłem lody i piłem kawę.
Profesor: Jest bronchoskopia do zrobienia. Może młody kolega by chciał?
Ja: Pewnie.
Profesor: To tak za 15 minutek zapraszam.
Ja: Tylko od razu uprzedzam, że ja jeszcze bronchoskopii nie robiłem.
Profesor: To się nauczysz.

W ten sposób zaliczyłem pierwsze badanie endoskopowe. Z profesorem jest całkiem inaczej niż z ordynatorem. Spokojniej, powoli, jak czegoś nie umiałem zrobić to sam pokazał. Później jeszcze centralkę do podobojczykowej pomógł mi założyć. Szkoda, że siedzę cały czas na bloku, bo może by mnie też w intensywnej terapii podszkolił.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam cię czytać, codziennie sprawdzam wpis, a w ciągu wakacji przeczytałam wszystkie posty. ;d Poniekąd się zainspirowałam i też postanowiłam poprzelewać co nie co ze swojej głowy na bloga. www.malinowa-medycyna.blogspot.com Link do twojego bloga znalazł tam ciepły kąt po prawej stronie :D

    P.S, Anestezjolog rezydent, który miał z nami pierwszą pomoc, też był dość "urody przecudnej". To jest jakieś dodatkowe kryterium do tego zawodu? Czy to zmowa jakaś? ;D A co do postu, świetny jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakiż usłuchany ten Profesorek! Niesłychane. :)

    OdpowiedzUsuń