Remigiusz Mróz - Inwigilacja
W środę, po przedłużającym się szkoleniu z reanimacji noworodków, wpadłem nieco tuż przed zamknięciem do Empiku. W pierwszej chwili rzuciła mi się w oczy "Rewizja". Sic! - pomyślałem - pewnie wszystkie egzemplarze premierowe są już wykupione i będę musiał czekać na dostawę kolejnych. Na szczęście nie. Wyszedłem ukontentowany o pozycję, dzięki której z czystym sumieniem zarwałem dwie noce.
Jeszcze dobrze nie wróciłem do samochodu, a już pochłaniałem najbardziej oczekiwaną przeze mnie premierę pisarską tego roku. Nawet kiedy na drodze trafiłem na czerwoną falę, to nie traciłem czasu na bezproduktywne czekanie na zielone światło, tylko oddawałem się przyjemności drugiego życia. Podobno kto czyta książki, ten żyje podwójnie.
Remigiusz Mróz ma już taką renomę, że jego powieści nie potrzebują recenzji - świetnie pisze, trzeba się do tego przyzwyczaić, nie dyskutować i z tym żyć. Czytelnik może śmiało sięgać po jego twórczość i mieć pewność, że się nie zawiedzie. Biorąc pod uwagę to co zaserwował w pierwszych czterech częściach Serii z Joanną Chyłką, chęć zapoznania się z tym co było dalej wydaje się naturalnym odruchem.
Inwigilacja kolejnego tomu przygód mecenas Joanny Chyłki i jej aplikanta Zordona dostarczyła mi niesamowitej frajdy. Główna bohaterka ukazana jest tym razem z nieco innej strony. Po zmianach jakie zaszły w jej życiu można dojść do wniosku, że nieco dorosła i bierze odpowiedzialność za to co zrobiła (nawet tego nie do końca pamiętając) - aczkolwiek niekoniecznie chce się do tego przyznać przed światem. Oczywiście jej "przemiły charakter i ciepły sposób bycia" ani na moment się nie zmienił, a może nawet wyostrzył. No tak, kobiety i hormony.
Natomiast Zordon dalej wydaje mi się żółtodziobem. Chociaż przyznam, że scena w sądzie w jego wykonaniu pokazała, że jeszcze będą z niego ludzie i ma szansę zostać porządnym jurystą. Tylko niech się trochę ogarnie. Dziwię się, że Chyłka nie zwracała się momentami do niego bardziej pieszczotliwie jak np. Zorduś albo Zorduń.
Z każdą kolejną minutą czytania robiło się ciekawiej. Sarkazm jakim zwykł posługiwać się Remigiusz ustami adwokatki rozbawia już od drugiej strony, przez co Czytelnik z łatwością wciągnięty jest w świat pełen bezlitosnych, prawniczych zawirowań. Coraz bardziej rozbudowana fabuła wciągała, intrygi goniły intrygi, zwroty akcji zaskakiwały, a zakończenie... cóż, przez moment myślałem, że będzie cukierkowy choć nieco mroźny happy end, a tymczasem rozkładało na łopatki. To po prostu trzeba przeczytać.
"Inwigilacja" zajmuje już miejsce na mojej półce, którą mógłbym spokojnie nazwać 'półką Remigiusza Mroza'. "Inwigilacja" była do środy najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą. Była. Bo teraz jeszcze bardziej wyczekuję kolejnej części. A znając pomysłowość Autora to na pewno będzie się działo.
Natomiast Zordon dalej wydaje mi się żółtodziobem. Chociaż przyznam, że scena w sądzie w jego wykonaniu pokazała, że jeszcze będą z niego ludzie i ma szansę zostać porządnym jurystą. Tylko niech się trochę ogarnie. Dziwię się, że Chyłka nie zwracała się momentami do niego bardziej pieszczotliwie jak np. Zorduś albo Zorduń.
Z każdą kolejną minutą czytania robiło się ciekawiej. Sarkazm jakim zwykł posługiwać się Remigiusz ustami adwokatki rozbawia już od drugiej strony, przez co Czytelnik z łatwością wciągnięty jest w świat pełen bezlitosnych, prawniczych zawirowań. Coraz bardziej rozbudowana fabuła wciągała, intrygi goniły intrygi, zwroty akcji zaskakiwały, a zakończenie... cóż, przez moment myślałem, że będzie cukierkowy choć nieco mroźny happy end, a tymczasem rozkładało na łopatki. To po prostu trzeba przeczytać.
"Inwigilacja" zajmuje już miejsce na mojej półce, którą mógłbym spokojnie nazwać 'półką Remigiusza Mroza'. "Inwigilacja" była do środy najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą. Była. Bo teraz jeszcze bardziej wyczekuję kolejnej części. A znając pomysłowość Autora to na pewno będzie się działo.
Dzięki! I dobrze, że się udało szybko dorwać... ;)
OdpowiedzUsuń