Siedziałem przy operacji nawet nie pamiętam jakiej. Właściwie to usypiałem przy spisywaniu ciśnień 120/80 do protokołu. Przyszedł pan ordynator (na szczęście miałem w tym momencie otwarte oczy) i kazał pobiec na internę, bo tam się coś stało i potrzeba anestezjologa.
Hmm... mam biec w operacyjnych ciuchach na internę, bo tam się coś stało? Jedyne co mi do głowy przyszło to, że pewnie ktoś się zatrzymał i reanimować trzeba. Zbiegłem piętro niżej. Wszedłem do sali, gdzie się coś działo. Moim oczom się ukazał obraz koleżanki internistki wykonującej masaż serca.
Nie panikujmy, to nie pierwsza moja reanimacja. W jej oczach zobaczyłem iskierkę nadziei jak mnie ujrzała.
- Nie przeszkadzaj sobie, masuj dalej. Dlaczego nikt pacjenta nie wentyluje?
Tuż za mną przyjechał wózek reanimacyjny, to poprosiłem o zestaw do intubacji.
Chwilę później przybiegł doktor Kowalski. Zaczął dyrygować, co i jak, chociaż nie wiem czy ktokolwiek go słuchał.
- Doktorze, niech mi tu uciśnie, żebym dobrze rurkę wsadził bo słabo widać, a nie zamieszanie robi... Filtr jeszcze... No i niech pan ją teraz ufiksuje.
Rurka ładnie weszła, chociaż początkowo miałem pewne wątpliwości, czy aby w dobrej dziurze siedzi. Osłuchowo było w porządku, oba płuca dają się wentylować. Patrzę na monitor i saturacji nie widzę, a to mnie bardzo interesowało. Pacjent to w ogóle był biały jak ściana, ale to już od kilku dni. Poprosiłem pielęgniarkę, aby podłączyła niebieski kabelek do pacjenta.
63% to nie jest wynik zadowalający. Ale przy ciśnieniu 50/30 to też trudno oczekiwać spektakularnych sukcesów. Koleżanka internista strzeliła ze dwa razy po wydaniu komendy aby odsunąć się od pacjenta, leki też poszły i jakaś szczątkowa akcja serca została przywrócona. Przy przepływie tlenu 15l/min osiągnąłem saturację 82%. Całkiem nieźle rzekłbym. Chociaż reakcja na światło była żadna.
Pojechaliśmy windą na intensywną terapię - schodami by nam trochę ciężko było bo pacjent nie współpracował, więc chyba nawet niepotrzebnie wspomniałem, że windą. Ale z drugiej strony gdybym nie wspomniał, to ktoś mógłby pomyśleć, że OIOM mamy na tym samym piętrze co interna, a tak akurat nie jest. Więc chyba dobrze, że windą pojechaliśmy, znaczy że o tym wspomniałem. Tak się teraz nad tym zastanawiać zacząłem i już zwątpiłem w sens tej wypowiedzi. Tak czy owak, teraz każdy ma świadomość, że mój oddział i interna nie są na tym samym piętrze, więc sytuację logistyczną mamy chyba wyjaśnioną. Ale chyba trochę zboczyłem z toru, znaczy z tematu, bo nie miałem na myśli tego, że źle z pacjentem pojechaliśmy.
Dotarliśmy na intensywną terapię. Łóżko numer 4 już czekało. Nie wiem co było zabawnego w tym, że wentylowałem pacjenta ręcznie, ale jakieś komentarze padły z tej okazji. Nvm. Podłączyłem pacjenta do maszyny oddychającej. Saturacja była już na wysokości 85%. Ciśnienie 85/50. Doktor Kowalski wymacał tętno na tętnicy udowej. Uznał, że najpierw założy inwazyjne RR, a później zajmie się centralką.
dr Kowalski (spoglądając na mnie): A ty to nie masz nic innego do roboty?
Ja: Właściwie to mam pacjenta na stole.
dr Kowalski: To możesz wracać na blok, ja tu się już dalej wszystkim zajmę.
Ja: No dobra.
Wiedziałem dobrze, że nie da mi centralki założyć, tym bardziej, ze wkłucie do tętnicy mu nie wyszło. Postanowiłem się niepotrzebnie tam nie kręcić i nie robić tłumu i wrócić na salę operacyjną. Jak wychodziłem z oddziału, to pacjent znowu sobie migotał komorami. Ale skoro Kowalski ogarnia, to nie będę mu przeszkadzać.
Wracając na salę operacyjną natknąłem się na ordynatora. Zdałem mu relację z tego co się działo na internie i że teraz kontrolę nad sytuacją przejął dr Kowalski. Mistrz kazał wracać mi na moją salę, bo zabieg się już kończy i wybudzać trzeba.
20 minut odwiozłem pacjenta na salę budzeń. Zajrzałem od razu na oddział. Kowalski akurat informował rodzinę o zaistniałem sytuacji. Pacjent zmarł.
Pojechaliśmy windą na intensywną terapię - schodami by nam trochę ciężko było bo pacjent nie współpracował, więc chyba nawet niepotrzebnie wspomniałem, że windą. Ale z drugiej strony gdybym nie wspomniał, to ktoś mógłby pomyśleć, że OIOM mamy na tym samym piętrze co interna, a tak akurat nie jest. Więc chyba dobrze, że windą pojechaliśmy, znaczy że o tym wspomniałem. Tak się teraz nad tym zastanawiać zacząłem i już zwątpiłem w sens tej wypowiedzi. Tak czy owak, teraz każdy ma świadomość, że mój oddział i interna nie są na tym samym piętrze, więc sytuację logistyczną mamy chyba wyjaśnioną. Ale chyba trochę zboczyłem z toru, znaczy z tematu, bo nie miałem na myśli tego, że źle z pacjentem pojechaliśmy.
Dotarliśmy na intensywną terapię. Łóżko numer 4 już czekało. Nie wiem co było zabawnego w tym, że wentylowałem pacjenta ręcznie, ale jakieś komentarze padły z tej okazji. Nvm. Podłączyłem pacjenta do maszyny oddychającej. Saturacja była już na wysokości 85%. Ciśnienie 85/50. Doktor Kowalski wymacał tętno na tętnicy udowej. Uznał, że najpierw założy inwazyjne RR, a później zajmie się centralką.
dr Kowalski (spoglądając na mnie): A ty to nie masz nic innego do roboty?
Ja: Właściwie to mam pacjenta na stole.
dr Kowalski: To możesz wracać na blok, ja tu się już dalej wszystkim zajmę.
Ja: No dobra.
Wiedziałem dobrze, że nie da mi centralki założyć, tym bardziej, ze wkłucie do tętnicy mu nie wyszło. Postanowiłem się niepotrzebnie tam nie kręcić i nie robić tłumu i wrócić na salę operacyjną. Jak wychodziłem z oddziału, to pacjent znowu sobie migotał komorami. Ale skoro Kowalski ogarnia, to nie będę mu przeszkadzać.
Wracając na salę operacyjną natknąłem się na ordynatora. Zdałem mu relację z tego co się działo na internie i że teraz kontrolę nad sytuacją przejął dr Kowalski. Mistrz kazał wracać mi na moją salę, bo zabieg się już kończy i wybudzać trzeba.
20 minut odwiozłem pacjenta na salę budzeń. Zajrzałem od razu na oddział. Kowalski akurat informował rodzinę o zaistniałem sytuacji. Pacjent zmarł.
Pamiętam jak kiedyś po operacji plastycznej pacjentka nie za bardzo chciała samodzielnie oddychać, na stole jeszcze. Anestezjolog już rozintubował i czeka, i patrzy. Saturacja zaczęła lecieć, pacjentka nic, lekarz patrzy. Saturacja 50, lekarz nic. Saturacja 30, 20%, lekarz nic, pacjentce sinieją usta, po sobie się patrzymy, lekarz nic. Dopiero przy 9% postanowił zacewnikować przez nos i podać tlen, założył maskę i chwilę powentylował, pacjentka zaczęła po chwili sama oddychać. No cóż, trochę miałem A09 ze strachu, że on nic nie robi, pielęgniarki zresztą też
OdpowiedzUsuńMat
Jak ja mam saturację 40-50% to mi się ordynator od razu materializuje w moim pobliżu.
UsuńSwoją drogą dziwne, żeby ekstubować kiedy pacjentka jeszcze nie oddycha no ale są różne szkoły :]
To akurat dość leniwy typ lekarza, wiele historii o nim słyszałem, co to się musi dziać, żeby raczył się z krzesła podnieść i wziąć do roboty. I nie zawsze się to dobrze kończyło, niestety. Akurat tej szkoły lepiej nie kopiować :P
UsuńMat
Ja znam takiego co odłącza już od respiratora, zanim pacjent zacznie oddychać. Szczęście, że zostawia rurkę, więc w razie czego drogi oddechowe są zabezpieczone :]
UsuńJeszcze inny przypadek, kilka dni później, to był chyba staw rzekomy (kość łódkowata). Inny lekarz znieczulał. Chłopak młody, sportowiec. Chirurdzy już zszywali, chłopak był na sewo. Ponieważ miało im to zająć już tylko z dwie minuty, anestezjolog zdecydował o zakręceniu gazu, żeby się w te parę minut pacjent wypłukał. Płukanie poszło o wiele szybciej niż się anestezjolog spodziewał, więc chłopak po 30 sekundach około zaczął się rzucać na stole :D szybko się na nim oparłem, bo by ze stołu spadł, dostał szybko jeszcze propofol i lekarze mogli spokojnie dokończyć. Co sportowiec, to sportowiec, szybko poszło :D
UsuńMat
W tym przypadku lekarz nie ponosi żadnej odpowiedzialności za smierć pacjenta?
OdpowiedzUsuńKasia
A jaką odpowiedzialność i w jakim sensie miałby ponosić?
UsuńPrawną, błąd lekarski, odpowiedzialność za śmierć pacjenta.
OdpowiedzUsuńKasia
Yyyy jaki błąd lekarski?
UsuńNo tak...trzeb czasem pomyslec zanim sie cos opublikuje. Po takim wpisie trudno oprzec sie wrazeniu ze to nieudolnosc dr Kowalskiego doprowadzila do tego ze pacjent zszedlbyl ze o biednej internistce juz nie wspomne. Kawalera co prawda przybyla ale... Dr Kowalski.Tak wiec nie dziwia mnie watpliwosci Kasi.
OdpowiedzUsuńZ innej beczki. Znane sa w historii przypadki pacjentow ktorzy przed extubacja oddychali a po wyjeciu rury oddychac przestawali ... A saturacja to tylko cyferki ;)
A swoja droga to dr Kowalski to musi byc wyrozumialy i cierpliwy gosc ;)
Właśnie tak zrozumiałam ten włos :) dzięki Marcin :)
UsuńKasia
*wpis
UsuńKasiu jestem pewien ze autor nie to mial na mysli w wierszu ;)
OdpowiedzUsuńEhhh Marcin, czekałem skomentujesz:D już zacząłem tracić nadzieje :P
OdpowiedzUsuńMoże czasami niektórzy zbyt dosłownie biorą to co jest tu napisane i szukają drugiego dna. Bo jakby nie patrzeć, to nie napisałem czy coś on zrobił źle. Nie napisałem też za wiele co zrobił, ale zapewniam że nie stał z założonymi rękami. Przy czym nieco zaskakuje mnie pytanie o odpowiedzialność za błąd lekarski. Pacjenci w szpitalach też umierają, nawet przy prawidłowo podjętej natychmiast reanimacji.
2 rok specki i nie zakładasz centralki u kogoś po NZK - trochę dziwne to szkolenie. Inna sprawa, że wieziecie pacjentka a priori niestabilnego po NZK narażając na wszystko co wiąże się z transportem zamiast wstępnie obkłuć, podlączyć levonor, adrenalinę w pompach, podłączyć do respiratora i ustabilizować na ile się da na miejscu i dopiero jak przeżyje wieźć na OIT. Widać co szpital, to zwyczaje. Pytanie tylko gdzie pozostają procedury.
OdpowiedzUsuńNie zakładałem centralki, bo miałem pacjenta na stole do którego musiałem jednak wrócić. Dr Kowalski akurat nie miał nic do roboty to mógł sobie to zrobić.
UsuńGdzie jest napisane, że pacjent był niestabilny jak jechał na OIOM?
To że coś nie jest tutaj napisane nie znaczy, że nie miało miejsca
To jest blog, a nie podręcznik :]
Nie wiem po ilu latach " specji" jest anonim ale... Zalozenie " centralki" po NZK nie zawsze jest potrzebne a czasem nawet niewskazane. Levonor , adrenalina w pompie po NZK a dlaczego nie dobutamina czy amiodaron? Ciekawi mnie niezmiernie jakie to procedury zalecaja zakladanie dojscia centralnego na lozku szpitalnym na sali chorych? I czy autor tych procedur slyszal cos o aseptyce? I od kiedy to do wstepnego ustabilizowania pacjenta niezbedna jest "centralka" bo do przeprowadzenia reanimacji absolutnie potrzebna nie jest. Innymi slowy zanim zacznie sie cos pisac warto pamietac ze moga to czytac osoby ktore cos na omawiany temat wiedza ot by nie robic z siebie ... ( niedopowiedzenie)
UsuńDrogi moj Autorze :) Ja wiem ze Ty wiesz ze ja wiem o czym pisales ale zwaz ze czyta Cie szerokie grono laikow ktorzy lakna medycznych sensacji w rodzaju " doktor zabil pacjenta" i w ten wlasnie sposob zinterpretuja twoj wpis . No i zupelnie jak sadze niezamierzenie stasz we wlasne gniazdo :)
Po części masz rację. Biorą pod uwagę, że znam medycynę 'od kuchni', to nie podchodzę do tego co piszę, tak jak niektórzy do serialu z Leśnej góry. Nie mniej jednak wiele razy razy zaznaczałem, że moje wpisy należy traktować nieco z przymrużeniem oka. Każda opisana sytuacja miała swoje miejsce w rzeczywistości, ale nie wszystkie fakty są tu umieszczone (czasami nieco zmienione) - między innymi dlatego aby ktoś o sobie nie przeczytał (patrz komentarz w następnym poście).
UsuńChociaż jeśli piszę, że na imprezie wywróciłem się na mój zgrabny tyłek, to najczęściej jest to prawda w 100% :P
Takim wpisem chciałem pokazać, że bywają różne sytuacje. Nie zawsze wszystko idzie idealnie. Niestety czasem medycyna jest bezsilna, i ludzie umierają. To ta gorsza część naszej pracy, kiedy nie jesteśmy w stanie pomóc mimo dobrych chęci, kwalifikacji i umiejętności.
Na takiej internie umierają dość często, mimo wysiłków lekarzy, więc wpis o reanimacji zakończonej niepowodzeniem na tymże oddziale nie jest niczym zaskakującym dla ludzi, którzy widzieli taki oddział. Ale co do laików to prawda, na filmach większość reanimacji kończy się cudownym ozdrowieniem (ba, pacjent jest potem w pełni świadomy i ogarnięty).
UsuńMarcin - rozumiem jesteś zwolennikiem podaży amin presyjnych do żył obwodowych. uważasz że założenie dostępu centralnego (sam zakładam przy reanimacji zawsze ż. udową ostatecznie szyjną zewnętrzną co trwa góra 1-2 min. zewnętrzną góra pół) jest trudne i zbędne i faktycznie bardzo trudne a z punktu widzenia sterylności - też problem, zwłaszcza że ktoś ma NZK za to wiezienie chorego bez wstępnego ustabilizowania na miejscu jest co najmniej dziwne. I mam tu dużo przymróżenia na to co czytam, bo reagował bym częściej. Pracowałem w prau miejscach i wiem że sa wciaż w PL pseudo-OIT, gdzie w sumie mnie by to nie zdziwiło. O OIOKach gdzie podają levonor czy cordaron w pompach na obwód a potem dziwią się powikłaniom to już nie wspomnę.
OdpowiedzUsuńps. specjalizację już mam jakby za sobą.
Postaraj sie czytac nie z przymrozeniem ale ze zrozumieniem. wtedy zapewne zorientujesz sie ze nie pisalem nic o podawaniu amin na obwod( nota bene jako specjalista zapewne wiesz ze sa takie ktore na obwod podac mozna)ani tez nic nie pisalem o trudnosci wykonania tej procedury. Pisalem natomiast ze zalozenie dostepu centralnego PRZY REANIMACJI ( podkreslenie moje) jest zbedne( wyjatek- brak mozliwosci uzyskania dostepu obwodowego ewentualnie doszpikowego). Rutynowe zakladanie zyly centralnej do NZK ? Coz bede wdzieczny za link do stosownych wytycznych , coz w koncu nikt nie jest doskonaly a co dopiero ja :) co do sterylnosci ... Fakt jesli ktos umiera to sterylnosc traci odrobine na waznosci tyle ze ... patrz wyzej.Pacjent po NZK jest a priori pacjentem niestabilnym i takim pozostaje zazwyczaj przez dluzszy czas iekawi mnie wiec koncepcja stabilizacji na lozku w wieloosobowej sali ... No tak pacjent ma przeciez " centralke" ;)
OdpowiedzUsuńTak sie sklada ze tez pracowalem w kilku miejscach w tym takich ktore trudno nazwac pseudo OITami a od kilku juz lat poza Ojczyzna cos tam wiec chyba juz widzialem . Pozdrawiam
Pacjent po NZK i skutecznej resuscytacji wymaga wkłucia centralnego by podać leki - napisałem że ja i koledzy u mnie w pracy zakładamy dostęp centralny najczęściej jeszcze podczas resuscytacji, co nie jest trudne a znacznie ułatwia i zwiększa efektywność podawanych leków, zwłaszcza biorąc pod uwagę że wenflony pacjentów leżących na internach itd. niejednokrotnie są niedrożne. Tu ja bym pacjenta od razu nie wiózł na OIT (wiadomo jaka jest śmiertelność po NZK nawet przy skutecznej resuscytacji) - pacjent u nas trafił by na takiej internę na salę monitorowaną,dostałby wlewy amin itp do żyły centralnej, respirator, gazometria itd. - poleżałby tam kilka h, które są najczęściej decydujące - jakby się wstępnie ustabilizował to by poszedł na OIT (transport pacjenta niestabilnego jest błędem w sztuce, chyba że to wyższa konieczność typu wiozę kogoś na pilne CRRT itp.), jakby umarł to by umarł. Uważam że jest to sensowne i bezpieczne. Ale każdy może mieć własne zasady, które mogą dziwić. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWarto wyrazac sie precyzyjnie. Nikt nie dyskutuje z sensownoscia centralnego dojscia po reanimacji jednak z twojej wypowiedzi wynikalo ze uwazasz je za niezbedne do przeprowadzenia samej reanimacji co jak wiemy prawda nie jest. To co kto by zrobil podyktowane jest konkretnymi mozliwosciami np nie wszedzie mozna sobie pozwolic na zostawienie chorego na monitorowanej sali na internie , nie mowiax juz o tym ze NZK zdarza sie tez na innych oddzialach. Nadal uwazam ze zakladanie " centralki" na lozku w sali chorych jest dopuszczalne tylko w przypadku braku mozliwosci uzyskania innego dostepu donaczyniowego. " ale kazdy moze miec wlasne zasady , ktore moga dziwic " pozdrawiam
UsuńPs. Nie zapominajmy ze to nie jest blog naukowy tylko polularny luzno oparty na kanwie doswoadczen mlodego anestezjologa :)