Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Resekcja odbytnicy

Weekend był nieco ciężki i tak z rana za bardzo ochoty do pracy nie miałem. Dodatkowo pogoda też nie zapowiadała się letnia. Już w piątek widziałem, że dzisiaj trochę roboty będzie. Pan ordynator mnie wysłał do dzieci. Zapytał grzecznościowo czy bym chciał, ale przecież mu nie odmówię. Na szczęście owe dzieci były duże. I tylko dwie sztuki. Małych za to zbytnio nie lubię, bo płaczą, krzyczą, a ja wrażliwy jestem i nie mogę tego słuchać.

Po dzieciach posadzono mnie na chirurgii przy laparoskopowej resekcji odbytnicy. Co prawda operator nie był z tych żartujących, ale czasem Szymon stojący na asyście dowcipem rzucił w moją stronę. Operacja całkiem fajna, bo długa. Można spokojnie odpoczywać po weekendzie. Po intubacji moje czynności zawodowe ograniczały się do zwiotczania pacjenta i dolewania fentanylu. Czasem pokręciłem też przy usypiaczu.

Ordynator gdzieś tam przyszedł do mnie. Akurat nie miał nic do roboty, to postanowił mnie zmienić, a ja mogłem sobie iść coś zjeść. Dosłownie zjadłem coś, bo się okazało, ze wszystko z lodówki wyjedzone było i został tylko ser żółty. I przeterminowany keczup. Coś ostatnio tak biednie w tej pracy. Mam nadzieję, że nie tylko ja to zauważyłem i osoby odpowiedzialne za zaopatrzenie zrobią coś w tej sprawie :P

Zjadłem kanapkę i wróciłem do mojego pacjenta. Ciśnienie trochę mu podskoczyło. Ordynator od razu zaczął się usprawiedliwiać, że nic nie zrobił, tylko przykręcił przepływ gazów. To się doczekałem, bo na ogól to ja się tłumaczę jemu, a nie odwrotnie. Ja grzecznie przytaknąłem i wróciłem do wpisywania ciśnień w krateczki. Tak minęły jeszcze ze 3 godziny. Trochę ciśnienie skakało przy układaniu pacjenta w pozycji "mekka', ale nie był to wielki dramat. Szymon niechcący mi tylko aparaturę od pacjenta odłączył. Czasami naprawdę uważam, że chirurdzy poruszają się jak słoń w składzie porcelany :P

W międzyczasie  Janek zdiagnozował na oddziale niewydolność zespolenia. Dr Kowalski poszedł pacjenta spremedykować, i przekazał mi zdawkową informację w jakim jest stanie, bo to pewnie ja będę znieczulać. 

Odbytnica się skończyła i odwiozłem pacjenta na OIOM. Wcześniej jeszcze odwróciliśmy pacjenta na plecy. Szymon chciał się wykręcić od pomocy i stwierdził, że można to na śluzie zrobić. Może i by można, ale tam bym sam z pielęgniarką był, a tak jego silne ramię zwinnie obróciło pacjenta.

Powróciłem w czeluście bloku operacyjnego do pacjenta do laparotomii. Pielęgniarka już mi szykowała zestaw do centralki, bo ordynator sobie zażyczył, aby założyć. Całkiem w miarę mi to poszło, chociaż do perfekcji to mam jeszcze daleko jak na księżyc. Chociaż księżyc to może za daleko, ale do Wiednia chociaż :P

Godzina się późna zrobiła, albo mi się tak wydawało bo zachmurzenie całkowite. Ordynator chciał sam znieczulać i mnie do domu posłać, bo ostatnio dłużej mi się zostało. Ja tak stwierdziłem, że mogę zostać chwilę, zaintubuję sobie przynajmniej. Jemu to nawet było na rękę, bo jakąś inną robotę miał.
- To jakiś tam piątek wolny panu dam.

I takiej odpowiedzi oczekiwałem. Bo już nawet mam plany na ten dzień wolny :D

4 komentarze:

  1. ... Bardzo ładnie Panie Doktorze, bardzo ładnie... i będzie dzień wolny... to był po prostu majstersztyk :)

    Aga

    OdpowiedzUsuń