Przyszedłem do pracy wyletniony. Pogoda nieco o świcie nie dopisywała, ale trzeba pokazać opaleniznę.
Julita: Nie wiem czy zauważyłeś, ale w tej części świata jest trochę chłodniej.
Ja: Zdążyłem zauważyć i już wpaść w depresję.
Z okazji powrotu uraczono mnie dzisiaj najbardziej robotną salą. Ordynator posiedział ledwie przy dwóch zabiegach (i to nie całych), a ja nawet nie miałem chwili żeby usiąść. Zacząłem od przyjemnej laparoskopii na ginekologii, która skończyła się szybciej niż zaczęła. A wtedy zaczął się rząd histeroskokpii. Chyba 5 ich było (przy trzeciej zacząłem się gubić, bo połowa z nich nie była w ogóle na planie).. Nie nadążałem zwalniać miejsc w sali pooperacyjnej, nie mówiąc o tym że znieczuleń też nie nadążałem robić.
Na dzień dobry pielęgniarki na bloku mnie wyściskały. Opaleniznę chwiały i się zachwycały (koleżanka była w RPA i blada wróciła tak samo jak blado pojechała). I dalej się dopytywały z kim byłem i coś nie dowierzały, że sam.
Dzisiaj poznałem nową oddziałową. Ma na imię Krystyna. Karolina poleciała Michałowi, aby mnie jej przedstawił. W sumie mi wyleciało z głowy, że jest nowa szefowa pielęgniarek.
Ja: Jakaś fajna ona jest?
Michał: Zoooobaczysz.
Weszliśmy na salę operacyjną. Michał mnie przedstawia.
Ja: Hej. To ja, chłopiec urody przecudnej ze zgrabny tyłkiem.
Krystyna: Dzień dobry. Ile fentanylu mam naciągnąć?
No to zoooobaczyłem, że sobie pogadaliśmy. No dobra, może przynajmniej jest profesjonalistką w tym co robi.
Z żalem stwierdzam, że nie za bardzo jest. Z całym szacunkiem, ale do moich obowiązków nie należy nauka naciągania propofolu do strzykawki. Można zmieniać igły, ale jeśli jej koniec jest tam, gdzie jest powietrze to propofol się nie naciągnie. Żadna ciesz się w takim przypadki nie naciągnie raczej. Pisanie protokołu też jest na mojej głowie - w te krateczki nie należy wpisywać dawek leków gdzie popadnie, tylko w odpowiednich przedziałach czasowych. Zacząłem jeszcze bardziej doceniać doświadczenie moich starszych pielęgniarek. Do tej pory były w czasie operacji rzeczy, o które nie musiałem kompletnie się martwić. A teraz muszę mieć totalnie wszystko pod kontrolą. Gdybym miał dwie dodatkowe ręce to umiałbym jednocześnie wentylować pacjenta i podawać mu leki, ale niestety nie jest aż taki multifunkcjonalny.
W sumie nie wiem skąd ktoś taką oddziałowa wytrzasnął, bo Karolina mówiła, że ona cały tydzień wszystko ogarnia. A ponadto obowiązek nalewania mi herbaty do kubka przejęła salowa Renatka - dzisiaj zostawiła nawet karteczkę przy kubku: Uwaga, może być gorące, bo nalałam o 8:10.
Jak się ogarnąłem z histerią histeroskopiami na ginekologii to ordynator mnie wcisnął na chirurgię. Nawet się ucieszyłem, bo byliśmy w dość wesołym teamie. Janek z Szymonem operowali pęcherzyk żółciowy, instrumentariuszki Beata i Aneta, ja i Michał po drugiej stronie barykady. Był też pacjent między nami.
Ja: Ssss... sss... ahhhh....
Janek: Mógłbyś przestać tak syczeć?
Ja: Kiedy jak wiedzę jak ty operujesz to to aż boli
Janek: Kogo boli? Pacjenta?
Ja: Mnie boli.
Janek: A ty Rafał nie jesteś głodny? Może coś zjeść byś poszedł?
Ja: Byłem już. I wiesz co się stało?
Janek: Co?
Ja: Pacjent się rozwiotczył, bo został pozostawiony na pastwę chirurgów. Ale jak chcesz, to może ja ci coś pomogę?
Szymon to już cały czerwony był ze śmiechu. Ja się trochę uciszyłem, skontrolowałem czy Michał dobrze protokół prowadzi, bo ostatnio (znaczy przed urlopem) wpisał tak te znaczki, że intubacja była 10 minut przed zwiotczeniem. Operacja dobiegała powoli do końca, więc musiałem o sobie przypomnieć panom operującym. Patrzę się na ekran i tak myślę, co by tu skomentować.
Ja: Wow, jak ty rewelacyjnie ten pęcherzyk wsadziłeś do tego plastikowego woreczka. Aż nie wiem co powiedzieć.
Janek: NAJLEPIEJ ŻEBYŚ JUŻ NIC NIE MÓWIŁ!
Ja: Ale co się tak denerwujesz? Skup się. Chyba za mało na słońcu ostatnio przebywałeś i stąd ten czarny humor :P Szymon nie śmiej się tak głupio, bo Janka rozpraszasz, a on tu popełnia mistrzostwo świata.
Szymon: Shit, disektor mi spadł.
Michał: Jak nie leżał dłużej niż 10 sekund to jeszcze jest czysty.
Ja: Następną operację robimy w takim samym składzie, prawda?? :D
Janek: Po moim trupie.
Brakowało mi tych uprzejmości z sali operacyjnej :D
Dobrze, że pacjent tego nie słyszał, bo by się mógł ze śmiechu rurką intubacyjną zaksztusić :-D makmik8991
OdpowiedzUsuńWłaśnie po to był zwiotczony, aby się nie zakrztusił :D Bo to czy słyszał, to nigdy nie wiadomo :P
Usuń