Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

środa, 15 lipca 2015

Wakacje

Z moim urlopem zamieszanie było od samego początku. Najpierw termin ogólnie nie bardzo pasował, żeby go gdzieś wcisnąć. Później ilość dni nie zgadzała się tak jak tego chciałem. Później pojawiły się dodatkowe dni. I tak cały czas ciągle coś było niedopatrzone.

Tym razem owiane było wielką tajemnicą z kim na urlop się wybieram. Bo to gdzie jadę, to powiedziałem, żeby ludzie zbyt wścibscy nie byli. Do samego końca utrzymywałem wersję, że sam wyjeżdżam i z tego co wiadomo to wersja się nadal trwa. Choć mało brakowało, aby wszystko się wysypało - ktoś przyuważył jakiś nowy samochód u mnie pod blokiem i od razu podejrzenia padły w moją stronę. No bo kto by gości sprowadzał dzień przed urlopem? Poza tym nawet fotorelacja na facebooku była tym razem uboga, gdyż już dobrze wiem kto z pracy mnie inwigiluje:P Nawet kontakt telefoniczny był niemożliwy, bo komórka była cały czas wyłączona.

Pielęgniarki mnie wyściskały przed wyjazdem. Masz nie myśleć o pracy, o nas, o szpitalu, tylko się dobrze bawić. Kazały za bardzo nie spacerować po plaży, bo to może być niebezpieczne. Proponowały, abym zabrał ze sobą kilka ampułek atrakurium i propofolu w celu samoobrony.

Ogólnie urlop w lipcu uważałem za nieporozumienie. To jak wożenie drewna do lasu. Po co lecieć tam gdzie jest ciepło, kiedy wysoką temperaturę mam na miejscu. Ale skoro się trafiło, to trzeba było jakoś czas zaplanować. Najpierw kolega wymyślił, żebyśmy do niego na Kubie dołączyli. Ale po co mam lecieć tak daleko, skoro w Europie i północnej Afryce jest teraz ciepło i jest zdecydowanie bliżej. Strata czasu. Robota głupiego. Tam lepiej się wybrać jak w Europie temperatura jest poniżej 20 stopni. Kolega na Kubę to miał akurat bliżej niż do Europy, bo z Kanady to aż tak daleko nie jest - mnie przez ocean nie chciało się fruwać:P

Zgodnie z moim życzeniem ograniczyliśmy rejon wyprawy do Europy południowej i północnej Afryki, wyłączając Tunezję. Zająłem się organizacją. W biurze podróży profesjonalna obsługa znalazła mi odpowiedni hotel (zresztą sam go wcześniej już w internecie widziałem). Cena może nie była najniższa, ale obrazki i lokalizacja pokazywały, że warto zainwestować. Wszędzie blisko, a nawet jeszcze bliżej. Urlop jest po to żeby odpoczywać w godnych warunkach, popijać kolorowe drinki i cieszyć się życiem :D

Na miejscu się okazało, że wcale specjalnie nie przepłaciliśmy jak się okazało co dostaliśmy. Właściwie to trudno mi się przyczepić do czegokolwiek w tym hotelu. Obsługa i jedzenie były perfekcyjne. Miejscowa kuchnia należy do jednej z moich ulubionych, więc nie miałem problemu z wyborem tego co chcę mieć na talerzu. Właściwie to miałem problem, bo gdybym za każdym razem wszystkiego próbował, to bym pękł. Że mi się deser udawało codziennie zmieścić :D

Raz mieliśmy tylko małą niedogodność. Jakiś Włoch postanowił sobie zająć nasz stolik. Mimo interwencji głównego kelnera wszystkich kelnerów nie zmienił miejsca. Nie chcąc robić problemów stwierdziliśmy, że nam nie robi różnicy jeśli zjemy przy innym stoliku. Nawet dostaliśmy stolik w lepszej lokalizacji sali. Przepraszali nas ze trzy razy za tą nieprzyjemną sytuację. W ramach zadośćuczynienia otrzymaliśmy butelkę dobrego czerwonego wina.

Pogoda oczywiście dopisywała. To jest zaleta południa w przeciwieństwie do Bałtyku, gdzie pogoda jest zawsze loterią. Miejscowych rozrywek również nie brakowało. Po paru dniach zapoznaliśmy się z ludźmi z południowej części RFN i od tej pory nasze wakacje były jedną wielką imprezą. Trochę byliśmy zdziwieni, bo Niemcy nie należą do narodu, który chętnie nawiązuje nowe znajomości, zwłaszcza z obcokrajowcami. Z drugiej strony, zauważaliśmy, że w hotelu byli bardziej wiekowi goście. Młodzież stanowiła mniejszość.

Nowi znajomi byli stałymi bywalcami tego miejsca i znali już każdy kąt. Dobrze wiedzieli, gdzie można pójść na imprezę do białego rana. Trochę się nam dzień z nocą nawet poprzestawiał, przy czym my byliśmy (prawie) zawsze w stanie, aby wstać na śniadanie - raz to nawet wróciliśmy na śniadanie. Innym razem hotelowa restauracja specjalnie dla nas działała dwie godziny dłużej - samoobsługa nie wchodziła w grę, a Aperol ktoś nam musiał polewać :D

Czasami ludzie już tak mają, że nie ważne skąd są, ale już na sam widok mają banana na twarzy. Już zaczęliśmy się umawiać na kolejny wyjazd w przyszłym roku, a może nawet i szybciej się spotkamy. Zaprosiłem ich do siebie, to może skorzystają. Obiecałem, że gwarantuję Sex on the beach.

Zwiedzanie też miało miejsce. Kąpiele w ciepłej wodzie również, razem z opalaniem. I pływanie statkiem. I zakupy w sklepach z pamiątkami. I ogólne nicnierobienie. Ładne fotki są, ale tylko nieliczni je zobaczą.

Zdecydowanie podładowałem się pozytywną energią. Żebym tylko zbyt szybko niej wyładował się z niej w pracy :P

5 komentarzy:

  1. te ampułki trzeba było sobie załadować w jakąś broń pneumatyczną, jak w filmach do nosorożców strzelają, żeby uśpić, wtedy nawet koleś z kałachem na plaży nie jest straszny :) To gdzie tym razem Cię wywiało, interesuje mnie który rejon uznałeś za bezpieczny :P
    Mat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja każdy uważałem za bezpieczny, który nie nazywał się Tunezja :D

      Usuń
    2. No tak, może coś w tym jest. Niemniej Egiptu bym unikał w tym roku również :D Coś czuję, że się na Turcję skuszę. Choć wilgotność tam duża, jak pamiętam i momentami aż ciężko oddychać. Dawno to było co prawda, więc może źle pamiętam :P
      Mat

      Usuń
    3. Egipt dobry na zimę. A w Turcji jak byłem to całkiem dobrze się oddychało i słońce było :P

      Usuń
  2. Kurcze a miałam nadzieje, że ze mną pojedziesz na wakacje :-)

    OdpowiedzUsuń