Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

środa, 17 czerwca 2015

Nowy minister zdrowia

Powołano nowego ministra zdrowia, bo poprzedni sobie uciekł. W internecie kandydatów wymieniało się kilku. Żaden z nich nie był moim faworytem, a już na pewno nie pani Alicja, co tak się lubi w mediach pokazywać. Zawsze jakaś taka większa zmiana skłania do refleksji i podsumowań.

Nowy minister, kimkolwiek by nie był, to nic nowego nie zrobi, bo kadencja rządu się niebawem kończy. Nie poprawi wizerunku lekarzy, nie skróci kolejek, nie poprawi pakietu onkologicznego, nie stworzy więcej miejsc dla pacjentów w szpitalach. Nie ma szans, żeby zrobił cokolwiek ku poprawie, bo się po porstu nie da. Cały system zdrowia najlepiej byłoby zbudować od początku.

Ile to już się naczytałem i nasłuchałem jak to źle jest w służbie zdrowia. Owszem jest źle i pewnie będzie jeszcze gorzej, aż wszystko całkiem się rozsypie. Ministerstwo zrzuca winę na lekarzy, lekarze na ministerstwo nfz i tak w kółko. Na jednym z forów przeczytałem, że to jednak lekarze są winni tego jak system wygląda w Polsce. I szczerze mówiąc to trudno się nie zgodzić. To lekarze sobie dali wejść na głowę, dają sobą na każdym kroku pomiatać, więc mają za swoje.

Pierwsi lekarze rodzinni. Jedyna chyba specjalizacja lekarska w Polsce, która jest w miarę zrzeszona- chirurdzy, interniści, anestezjolodzy, onkolodzy i inni nie są tak zrzeszeni. Już na wstępie widać, że środowisko lekarskie nie jest solidarne. Rodzinni obrazili się na Arłukowicza, ten ich zmieszał z błotem - fakt, że trochę nieładnie  jego strony. Ale z drugiej strony to lekarze rodzinni za bardzo robią z siebie męczenników. Siedzą w wygodnych fotelach, kawkę popijają bo pani z rejestracji zrobi i jeszcze pączka przyniesie, nie dyżurują (!!), są poobkładani zaświadczeniami od specjalistów i ich robota ogranicza się do leczenia drobnych infekcji. Co specjalista przepisze, to oni przepisują dalej. Może jest to i robota sekretarki, ale jak się nie podoba to trzeba zmienić pracę. Mi  by się taka praca nie podobała, dlatego wybrałem inną speckę. To, że trochę pacjenci po nich jeżdżą, no cóż są plusy i minusy. Nawet moja lekarka rodzinna mówiła, że nie bardzo widzi sens tego poruszenia wśród lekarzy. Ona jest zadowolona z tego jak ma w życiu (a zaznaczę, że nie pracuje w żadnym luxmedzie itp). Pracuje w godzinach od... do... (czasem zostanie dłużej, ale to rzadkość) , wielkiej odpowiedzialności nie ponosi, bo ma podkładkę od specjalisty, dokumentacje prowadzi na komputerze, co jej pracę ułatwia pracę. Ogólnie to zbytnio się nie przemęcza.

Lekarze mają swój samorząd. Narzekają, że niewiele on robi (tu się zgadzam). No ale kto tam najczęściej siedzi? Profesorowie, doktorzy i inne ważne osobistości z regionu, które się ustawiły odpowiedni jak była ku temu okazja i nie zależy im na tym, aby zrobić sobie konkurencję. Lekarz lekarzowi wilkiem. Jak na razie to zauważyłem, że udało im się składkę podnieść. Ale jak potrzebowałem papierek z DILu (za który i tak musiałem ekstra zapłacić) to 3 tygodnie czekać musiałem. Potrzebowałem porady prawnej odnośnie nfzu to radca prawny z izby lekarskiej odesłał mnie do internetu. 
Taki mój osobisty pomysł, aby zacząć od zmiany samorządu.

Lekarze narzekają na zarobki. Opinia publiczna twierdzi, że zarabiają kokosy. I tak i nie. Owszem, dużo niektórzy zarabiają, ale czy to oznacza, że dobrze mają płacone? To że ktoś 10 tys wyciąga na 3 etatach to nie znaczy, że trzepie owe kokosy. Stawka godzinowa może nadal być dla niego taka jak na kasie w markecie (co moim zdaniem jest poniżające). Inna sprawa jest taka, że uważam iż taki lekarz jest nieodpowiedzialny - oddział, przychodnia, dyżury w NPL albo na SORze. Każdy ma jeden numer pesel i każdy powinien mieć jeden etat, ale dobrze płatny. Resztę czasu spędzać na odpoczynek, przyjemności, rodzinę, hobby. Jeśli ktoś pracuje na dwa, albo trzy etaty to albo jest nie wiadomo jak zachłanny, albo jest niedorajdą że nie potrafi znaleźć dobrze płatnej pracy. I nie ma co wyjeżdżać z tekstem o powołaniu do bycia lekarzem, pomocy bliźniemu itp. Powołać to można sobie na kury na podwórku jak to było w pewnym kabarecie. Jakby większość szła z powołania na te studia, to później by lecieli do Afryki jako lekarze bez granic. A jednak na takie przedsięwzięcie decydują się jednostki (znam osobiście jedną). Czy chęć niesienia pomocy wyklucza dobry zarobek? Dlaczego lekarz nie miałby zarabiać tych 100zł/h? Miałby jeden etat, byłby zadowolony ze swoich zarobków, nie musiałby dorabiać po przychodniach i prywatnych gabinetach. A zadowolony lekarz to dobry lekarz, który z większym zaangażowaniem poświęci się swojemu powołaniu. Ale może wolą niektórzy zasuwać po 300godz/ miesiąc (a właściwie każdy kto pracuje więcej niż 140godz/mies odliczając dyżury w swoim oddziale) - gratuluję głupoty, nieodpowiedzialności i niezaradności, tylko dlaczego taka osoba psuje opinię całemu środowisku?

Teraz ktoś powie, że jak lekarze by pracowali na jeden etat, to by ich przecież zabrakło w wielu miejscach. Po pierwsze to jaki jest pożytek ze zmęczonego, niewyspanego lekarza? Żaden. Po drugie, za każdym razem kiedy czytam artykuł o rzekomym braku lekarzy to śmiać mi się chce. W klinikach uniwersyteckich przypada niekiedy po 1,5 lekarza na pacjenta. To mało? Czy może powinno być ich po 4 na jednego chorego? Polskę stać by było na taki luksus? No bez przesady. Zwiększenie liczby miejsc na studia też nic nie da.
Lekarzy nie brakuje. Są tylko źle rozmieszczeni. Nie każdy musi pracować w mieście, w którym się urodził czy kończył studia. Życie jest brutalne. Ja też to przerabiałem. W moim mieście nie było pracy tam gdzie chciałem się zatrudnić, a do kliniki profesora od sepsy nie miałem ochoty iść. Może niekoniecznie mieszkam w super rewelacyjnym miejscu, ale wyszedłem na tym lepiej niż się spodziewałem.

Jeśli chcemy, aby w służbie zdrowia było lepiej, to przede wszystkim lekarze powinni zaczać od samych siebie. Niech się zaczną szanować, szanować nawzajem i szanować swoją pracę, która powinna być odpowiednio wysoko wynagradzana.

Nowym ministrem mógłbym i ja zostać. Bo jak widać było przez lata, nie potrzeba do tego kompetencji. A odprawę na koniec też bym umiał wziąć.

7 komentarzy:

  1. Mimo, że korzystam bardzo rzadko z usług prywatnych wizyt u lekarzy, byłem zmuszony odwiedzić neurochirurga (z tytułem doktora nauk w tej dziedzinie) i mimo wydania 180 zł to jednak uważam, że lata ciężkich studiów i takiej specki po prostu mu się należy. Bartek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Jak przychodzi co do czego, to każdy jest w stanie zapłacić każde pieniądze, aby być zdrowym.

      Usuń
    2. Spóźnione życzenia urodzinowe!! :)

      Joanna

      www.riflessione.blog.pl

      Usuń
  2. Dawno tak sie nie ubawilem... Rozumiem ze ten wpis mial byc zartobliwy?

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie głupio mądre wywody. Chciałeś zabłysnąć? Nie udało się.
    Pozdrawiam Artur

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabłysnąć?? Chciałeś mnie rozbawić takim śmiesznym stwierdzeniem? Nie udało się.

      Usuń