Zaczęło się w piątek (a raczej już w sobotę), że tuż po północy zadzwoniłem do mojej przyjaciółki z życzeniami urodzinowymi;
Przyjaciółka: Czy ty Boga w sercu nie masz?! Ja już spałam!
Ja: Tradycji musi stać się zadość. Zawsze pierwszy składam Ci życzenia, a rano mogę się spóźnić :P
Przyjaciółka: Ehhh Rafał jak Ciebie nie kochać??
Ja: W końcu jesteśmy bliźniakami :P
W sobotę sprawunków kilka miałem. Ja wiedziałem w czym chcę iść wieczorem na imprezę, ale niechcący kupiło mi się spodnie. Tak wracając do domu zastanawiałem się czy aby nie wpadnie mi do głowy, aby kreację wieczorową zmienić. Nie wpadł.
Z całą imprezą było zamieszanie od dobrych trzech może czterech tygodni. Najpierw się okazało, że ekipa będzie stanowiła większa ilość osób. Trochę mi to sprawę komplikowało, bo mój nocleg stanął pod znakiem zapytania. Tydzień później praktycznie większość ekipy się wysypała i zostałem sam na placu boju. Nie bardzo mając chęć zamartwiania się tym poleciałem sobie na Majorkę. Sprawa obrót przybrała taki, że pojawiło się jednak kilka chętnych osób na weekendowe rozrywki. Nie mogło być za dobrze, bo koleżanka miała problem z organizacją noclegu. Skoro ja i tak nie miałem gdzie spać na miejscu, to zaproponowałem jej, że może u mnie. Niewygodą było tylko to, że do 7 rana nie mamy czym się do mnie dostać. Zanim jednak omówiliśmy szczegóły to i tak wszystko szlag trafił, bo koleżanka miała niestety zaplanowaną wycieczkę do stolicy na niedzielę. Więc znowu zostałem na placu boju sam.
Załatwiając sobotnie sprawy, spotkałem w centrum dwóch kolegów z pracy. Po niezbyt długiej wymianie zdań okazało się, że mamy podobne plany na wieczór, więc postanowiłem się do ichniejszej ekipy dołączyć. Bilet na imprezę już miałem, towarzystwo się znalazło, więc mogłem spokojnie wrócić do domu, aby się wyszykować. Umówiliśmy się gdzie i jak się spotykamy. Wszystko zaczynało się pięknie układać.
Jak już jechałem na imprezę, to w ciągu 45 minut miejsce i czas spotkania został zmieniony trzy razy, bo ktoś się spóźni, bo ktoś nie może dojechać, bo coś tam jeszcze. Powoli przestawałem się orientować w całym zamieszaniu i stanęło na tym, że ja dołączę do reszty w klubie (albo oni do mnie w zależności kto pierwszy dotrze). Stwierdziłem, że zahaczę najpierw o rynek, bo miał być jakiś koncert czy inna impreza i zobaczę co się dokładnie dzieje. Z dworca prosto uderzyłem w kierunku starego miasta. Włączyłem sobie radio, żeby coś tam podśpiewywać sobie pod nosem. Akurat trafiła mi się fajna piosenka co ostatnio w Berlinie ją słyszałem.
Komme jeden Tag, besuch' dich
Tak sobie szedłem i obserwowałem ludzi co korzystali z ciepłego wieczoru i siedzieli w ogródkach piwnych. Nie wiedzieć czemu przypomniała mi się impreza po egzaminie z okulistyki.To były piękne czasy - dużo wolnego w ciągu tygodnia :D
Na rynek dotarłem w jakieś 10 minut. Koncert trwał, chociaż nawet nie wiem kto tam występował. Za to drinka wypiłem, a może nawet dwa, własnego autorstwa - nie mieli mleka już, więc do orzechówki kazałem dodać coli (może ktoś już wcześniej takiego drinka wymyślił, więc ja wymyśliłem po raz drugi:]). I kiełbaskę z grilla zjadłem. I tak koło północy poszedłem do klubu. Znowu sobie radio włączyłem i zastanawiałem się, która droga będzie najkrótsza.
Na rynek dotarłem w jakieś 10 minut. Koncert trwał, chociaż nawet nie wiem kto tam występował. Za to drinka wypiłem, a może nawet dwa, własnego autorstwa - nie mieli mleka już, więc do orzechówki kazałem dodać coli (może ktoś już wcześniej takiego drinka wymyślił, więc ja wymyśliłem po raz drugi:]). I kiełbaskę z grilla zjadłem. I tak koło północy poszedłem do klubu. Znowu sobie radio włączyłem i zastanawiałem się, która droga będzie najkrótsza.
Ruf mich nich' an, ich bin tot
Pod klubem kolejka na metrów pięćdziesiąt. Zdziwiłem się, bo przecież bilet już miałem. Widać nie chcieli robić jakiegoś tłumu przed wejściem i kazali się ustawić w kolejce i wpuszczali po kilka osób. Tak więc dobry kwadrans sobie kwitłem na chodniku, gdzie latarnie świeciły.
Bilety wstępu gwarantowały nam miejsca stojące, ale znajomym udało się jakiś stolik dorwać. Po wymianie uścisków na przywitanie, poznaniu paru nowych osób można było oddawać się bansowi. Efekty świetlne były naprawdę imponujące. Poza tym klub całkiem fajnie zorganizowany. Kilka barów (nie trzeba się dopychać przez godzinę, aby coś zamówić), duży parkiet, całkowicie osobna sala dla palących na piętrze i jeszcze ogródek z leżaczkami. Punkt gastronomiczny, który był najbliżej klubu niestety był zamknięty.
Poszedłem zamówić drinka tak na rozgrzewkę. W bonusie dostałem jeszcze trzy tequile. Nie wiem jak to się stało, ale zmarnować się nie mogło skoro już polane zostało. Ja i tak przez większość wieczoru sączyłem drinka z którego nie wiele ubywało. Za to stracił swój kolor. Po pewnym czasie to na pewno już nie była wódka z colą, bo coli to tam się nie dało czuć. Ale procentów za to było tam wiele. Dlatego późną część imprezy spędziłem przy wodzie mineralnej. Do trzeciej muzyka była całkiem fajna. Później zaczęła się trochę psuć. Ale i tak do piątej siedzieliśmy w klubie.
W drodze powrotnej zrobiliśmy sobie wycieczkę nad rzekę - w końcu miałem jeszcze dwie godziny to gdzie się miałem spieszyć. Fajnie się tak szło przez puste i spokojne ulice, na których w ciągu dnia jest tłum ludzi. Przypomniały mi się powroty po imprezach na drugim roku przez wsypę słodową. Znajomi mnie na dworzec odprowadzili z nadzieją, że jakaś gastronomia będzie już czynna. Dzięki temu na śniadanie zjadłem kanapkę z ruccolą, pomidorem i mozzarellą. O 7:07 wsiadłem w swój pociąg i o 8 byłem już w swoim łóżeczku.
Zastanawia mnie tylko co mi się w nogę stało, że siniak mi został. Nie przypominam sobie, abym był uczestnikiem jakiegoś wypadku. Tak czy owak zgrabny tyłek jest nieuszkodzony i ma się świetnie, o niego martwić się nie trzeba:D
Poszedłem zamówić drinka tak na rozgrzewkę. W bonusie dostałem jeszcze trzy tequile. Nie wiem jak to się stało, ale zmarnować się nie mogło skoro już polane zostało. Ja i tak przez większość wieczoru sączyłem drinka z którego nie wiele ubywało. Za to stracił swój kolor. Po pewnym czasie to na pewno już nie była wódka z colą, bo coli to tam się nie dało czuć. Ale procentów za to było tam wiele. Dlatego późną część imprezy spędziłem przy wodzie mineralnej. Do trzeciej muzyka była całkiem fajna. Później zaczęła się trochę psuć. Ale i tak do piątej siedzieliśmy w klubie.
W drodze powrotnej zrobiliśmy sobie wycieczkę nad rzekę - w końcu miałem jeszcze dwie godziny to gdzie się miałem spieszyć. Fajnie się tak szło przez puste i spokojne ulice, na których w ciągu dnia jest tłum ludzi. Przypomniały mi się powroty po imprezach na drugim roku przez wsypę słodową. Znajomi mnie na dworzec odprowadzili z nadzieją, że jakaś gastronomia będzie już czynna. Dzięki temu na śniadanie zjadłem kanapkę z ruccolą, pomidorem i mozzarellą. O 7:07 wsiadłem w swój pociąg i o 8 byłem już w swoim łóżeczku.
Zastanawia mnie tylko co mi się w nogę stało, że siniak mi został. Nie przypominam sobie, abym był uczestnikiem jakiegoś wypadku. Tak czy owak zgrabny tyłek jest nieuszkodzony i ma się świetnie, o niego martwić się nie trzeba:D
Tylko czekać jak się zaczną hejty po takim wpisie :-P ale impreza fajna, aż zazdroszczę :-) makmik8991
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że aż się zastanawiałem w pracy ile to historii ludzie dopowiedzą sobie :D
UsuńJa mam pomysł jak mógł powstać ten siniak... Myślę że to sprawka tej rukoli z kanapki. Po prostu bardzo nie chciała zostać zjedzona, ale jak już została włożona w Twoją kanapkę to zadziałała od środka, przedostała się do nogi i w ten sposób powstał ten barwny siniak :D
OdpowiedzUsuńAga
Pudło:P Siniak był już wcześniej :P
UsuńRukola domyśliła się co ją czeka i miała wspólników.
Usuńmieszkasz w Niemczech? :)
OdpowiedzUsuńAnia
A skąd takie przypuszczenia?
Usuńniemieckich piosenek w radiu nie słyszałam :D to jak?
OdpowiedzUsuńTo zależy jakiego radia słuchasz. Przez internet można wiele rożnych stacji odbierać bez względu na szerokość geograficzną.
UsuńPoza tym cytowana piosenka nie była tą, którą słyszałem.
btw. np. na esce też nie lecą tylko polskie piosenki...
czyli tak...
OdpowiedzUsuńco tak?
Usuń