Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

czwartek, 11 czerwca 2015

Chirurgia brzuszna vol. 2

Kolejny dzień występów na chirurgii brzusznej. Dzisiaj wisienką na torcie była resekcja wątroby. Podobnie jak wczoraj miałem sobie założyć wkłucia w naczynia. Wkłucia do tętnicy wyszło mi rewelacyjnie. Tylko, że jedno z nich miało trafić do żyły. No ale to taki szczegół - zarówno w żyle jak i w tętnicy krew przecież płynie.

Cięcia w kształcie 'mercedesa' dokonał sam wielki pan ordynator chirurgii, którego dni w naszym szpitalu już są policzone. Na asyście stał dr Szymon i stażysta na hakach. Po minie i tym jak przewracał oczami widziałem, że Szymon zadowolony ze składu nie jest. Nie pośmialiśmy się za bardzo. Pan ordynator czasem rzucił jakimś żartem, ale większość się śmiała dla przyzwoitości. Ja udawałem, że go nie słucham i starałem się trzymać pacjenta przy życiu.

Początkowo ciśnienie było nieco powyżej wartości oczekiwanych. Kiedy je w końcu ustabilizowałem, to mój anestezjologiczny guru postanowił mi zrobić przerwę i posłał mnie na posiłek. Pół godziny później wróciłem, a pacjent już był na aminach. Może gdzieś z tej wątroby pokrwawił, ale to nie był ten trop. Taki standard, że jak ktoś coś dobrze zrobi, to kolejna osoba musi to popsuć. Nie zaskoczyło to nikogo, że jak ja wróciłem, to ciśnienie z piwnicy znowu poleciało pod sufit. Ordynator widząc, że mam taki świetny wpływ na pacjenta postanowił więcej się już na sali nie pokazywać. Przynajmniej do końca operacji był spokój i dowiozłem bez problemu pacjenta na oddział parę godzin później.

Jak kwestie zawodowe miałem za sobą, to postanowiłem z szefem omówić kwestie administracyjne, a mianowicie mój urlop. Ostatnio jak go wyliczyłem, to miałem wrażenie, że za dużo dni mam zaplanowanych. I faktycznie tak było. Wszystko dlatego, że ordynatorowi umknęły gdzieś moje dwa dni, które wykorzystałem. Szkoda tylko, że administracji szpitala one nie umknęły, więc nie dało się tego faktu zataić. Mimo to szef nadal się upierał, że wszystko jest w najlepszym porządku. Wziąłem kartkę i dokładne mu rozrysowałem co i jak. Niestety matematyka jest sprawiedliwa i fajnie by było, jakbym jakimś cudem wyczarował jeszcze jeden dzień. Teoretycznie mógłbym udawać, że szef ma rację. Tylko jak później będę musiał wrócić do pracy wcześniej to co ja wtedy zrobię?? Tratwą przez ocean nie przepłynę...

Tak czy owak, pakować się znowu trzeba :))

2 komentarze:

  1. ja swego czasu dializacyjne włożyłem do tętnicy szyjnej - kroplówka leciała normalnie, dopiero w kontrolnej gazometrii pO2 100 ;) fajne było trzymanie non stop zmienianych gazików przy uciskaniu miejsca po wyjęciu wkłucia....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędów nie robi tylko ten co nic nie robi :D

      Usuń