A zaczęło się tak: w poprzedni piątek (znaczy ten ponad tydzień temu - chyba dobrze się wyraziłem), kiedy ostatni raz byłem w szpitalu, ordynator wyraził uznanie dla mojej osoby i oficjalnie zwolnił mnie z obowiązku pracy po wykonaniu 3 zaplanowanych znieczuleń. Tak więc około południa poleciałem już do domu, aby domknąć walizkę.
Dr Szymon chyba chciał tego dnia niezbyt wiele czasu spędzić na bloku, dlatego postanowił mi nawet nieco pomóc. Akurat wróciłem ze śniadania i widzę jak Szymon wjeżdża mi z pacjentką na salę.
Ja: Widzę, że siostra Szymonna sumiennie wykonuje swoje obowiązki. Bardzo dobrze, bo im szybciej skończymy, tym szybciej zaczniemy się cieszyć wolnością.
Szymon: No widzę, że cię nie ma, to sam muszę się o wszystkim zająć.
Ja: Bardzo dobrze, doceniam. Tym bardziej, że mi dziś na czasie też zależy.
Szymon: A gdzie się tym razem wybierasz?
Ja: Na Palmę :D
Szymon: Gdzie?
Ja: Na Majorkę.
Szymon: Serio?
Ja: Na Majorkę.
Szymon: Serio?
Ja: Tak. Sam zachwalałeś, więc długo się nie zastanawiając, zdecydowałem sam sprawdzić jak tam jest i po południu lecę.
Szymon: Mogłeś w połowie sierpnia lecieć ze mną. Mówiłem ci.
Ja: W sierpniu, droga siostro, to ja się na kongres wybieram, więc odpada. Poza tym nie wiem czy chciałbym spędzić urlop z twoją żona i rozkrzyczanymi dziećmi:P
Szymon: Jeszcze nie wiadomo czy dzieciaki polecą. A skąd lecisz?
Ja: Z Niemiec. Loty są kilka razy dziennie, a nie tak jak w Polsce, że raz w tygodniu.
Szymon: Widzę, że nie masz zaufania do polskiego lotnictwa.
Ja: Zaufanie zaufaniem, ale przynajmniej obsługa lepsza i jeszcze posiłek dostanę na pokładzie. Nie to co w Locie.
Szymon: Masz rację. Dlatego my latamy z Berlina albo z Drezna.
Szymon: Masz rację. Dlatego my latamy z Berlina albo z Drezna.
Zakupiłem nawet przewodnik po Majorce. Zastanawiałem się czy jakoś moja znajomość włoskiego będzie użyteczna. Już raz się przekonałem, że włoski za bardzo z katalońskim wiele wspólnego nie ma. W przewodniku miałem kilka stron z podstawowymi zwrotami. Na miejscu się okazało, że kataloński, włoski czy nawet angielski mi tam nie potrzebny. Zamiast Hola czy Bon dia można było napisać w przewodniku der die das. Szybko stwierdziłem, że faktycznie Majorka jest bardzo zgermanizowana. Czułem się jakbym był w jakiejś kolonii niemieckiej, a nie w Hiszpanii. Dobrze, że kuchnia pozostała miejscowa, bo nie miałem ochoty na currywursta:P A na lotnisku degustacje win i likierów jedna obok drugiej :D
Mimo wszystko zaczynam się coraz bardziej przekonywać do kultury iberyjskiej. Kto wie, może hiszpańskiego się jednak nauczę :D
O proszę odpoczynek jak się patrzy, a ja się już zaczynałam martwić, że tyle masz pracy że nie masz nawet czasu niczego napisać na blogu... ojjj nie ładnie... :P
OdpowiedzUsuńAga
Brak czasu to wynika z życia poza pracą. Praca zajmuje mi około 40 godz. na tydzień. Resztę poświęcam dla siebie :)
UsuńNic złego w tym nie jest, że to jeszcze jeden niemiecki land z 90 tys Niemców, na starość do nich zamierzam dołączyć, a na razie raz na jakiś czas odwiedzać i sprawdzać czy dobrze opiekują się moją wyspą. Miłego urlopu, ja za pięć dni odwiedzę Hiszpanię i poddanych króla Filipa VI Burbona
OdpowiedzUsuńJa niestety już po urlopie:) Ale Hiszpanię na pewno jeszcze odwiedzę :)
UsuńPolecam Andaluzje, najładniejszy region Hiszpanii, nierozwinięty tak jak Katalonia a i najbardziej kulture hiszpanską widać :)
UsuńNadmiar Niemcow zdecydowanie obniza walory turystyczne Balearow
OdpowiedzUsuńTo prawda, nie raz widziałem jakie z nich chamstwo wychodzi.
Usuń