Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Poniedziałek

Poniedziałek, pracowitego tygodnia dzień pierwszy.

Zakładałem, że będę dzisiaj bardziej pozytywnie nastawiony do pracy, ale jak pomyślałem, że dopiero jest poniedziałek, a do piątku jest tak daleko, to odechciało mi się rano wstawać. Aczkolwiek zacząłem kombinować, aby część planów na weekend zrealizować już w tygodniu, to będzie przyjemniej.

Od rana biegałem między porodówką, a ortopedią. W sumie pierwsza cesarka mnie nieco ominęła, bo wypadła nagle, a ja akurat gdzieś byłem między piętrami. Akurat przyszedłem na salę tuż przed pierwszym wrzaskiem. Czasu na nic nie miałem, chociaż w miedzy czasie udało mi się porozdawać tu i ówdzie domowy sernik z brzoskwiniami. Ale do godziny 13 pięć operacji miałem obskoczonych.

Jeden ze starszych anestezjologów mi poradził żebym się przeniósł na intensywną terapię, to wtedy będę mógł spokojnie sobie zjeść śniadanie i gazetę poczytać. To się pośmialiśmy. Czasem to potrzebowałbym choćby 5 minut, aby do łazienki wyskoczyć.

Chirurdzy sobie taki ambitny plan wymyślili, że na sam jego widok było wiadome, że nie będzie w całości zrealizowany. Dwie rzeczy (a może trzy, już nie pamiętam) trzeba było przesunąć na jutro - też będzie ambitnie, ciekawe co zostanie na środę. W sumie to też ich wina, bo jak się za długo z jedną operacją guzdrają, gdyż mają czas na pogawędki, to nie dziwota, że się nie wyrabiają.

Na koniec jednak ja zawaliłem sprawę, bo jedną pacjentkę za późno ściągnąłem na blok i musiałem zostać po godzinach - to odpracowałem sobie czwartkowy kwadrans do momentu, aż dyżurny mnie zmienił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz