Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

czwartek, 8 listopada 2012

Zgon

Z okazji rozpoczynającego się weekendu ostatni dzień w pracy w tym tygodniu dostarczył mi nowej umiejętności. Zaraz po odprawie, jak to we czwartek wpadła firma ze śniadaniem. Zanim jednak mogłem przystąpić do konsumpcji tych pysznych kanapeczek z pomidorkiem, serkiem, ruccolą, mozzarellą, oliwkami i innymi pysznościami to najpierw poszedłem na jedną z moich sal zerknąć na pacjenta  i zmierzyć mu ciśnienie. Wiadomo najpierw obowiązek potem przyjemność. I tak wbijam na salę i coś mi za cicho. Na łóżku obok powinien leżeć pacjent co wczoraj zaczął wpadać w obrzęk płuc, więc powinno świszczeć i furczeć na cały oddział. A tu jakaś taka cisza... dziwne, nie?

Ruchów klatki piersiowej nie obserwuję. Przystawiłem stetoskop, a drugą ręką już wybierałem numer do lekarza prowadzącego. Osłuchując klatkę słyszałem głośną ciszę. W momencie kiedy lekarz prowadzący wkroczył na salę to ja oglądałem szerokie źrenice pacjenta. 

dr K: Rafał co się stało??
Rafał: Posłuchaj go. Ja nic nie słyszę. I źrenice szerokie ma.
dr K: Bo pan chyba już nie żyje. Rodzinę trzeba zawiadomić i papierki przygotować.

Diagnoza była jednoznaczna: pan sobie postanowił umrzeć. Wszak wszyscy się tego spodziewali, nawet księdza zwanego przez rodzinę 'pośrednikiem' wzywałem wczoraj do niego.

Nie ma to jak dobry początek weekendu. Każda okazja jest dobra, aby nabyć nową umiejętność.

20 komentarzy:

  1. Niby taka kolej rzeczy..
    Nie wiem jak ja bym zareagowała na coś takiego..
    Albo wiem..
    Masakra..

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem odporna na śmierć...

    OdpowiedzUsuń
  3. miałam coś podobnego na praktykach w tym roku, no nic przyjemnego....

    OdpowiedzUsuń
  4. A potem jak człowiek pracuje w nocnym/świątecznym POZie i ma jechać do zgonu to się cieszy, bo wie, że nie będzie musiał nad niczym się zastanawiać czy głowić. Osłucha, wymaca, podpisze kwita i jedzie z powrotem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś musi być i TEN pierwszy raz.. cóż taką pracę sobie wybraliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze mówiąc to mnie ten zgon specjalnie nie ruszył. Fakt że pierwszy raz byłem przy stwierdzeniu (w sumie to ja właściwie go stwierdziłem), ale to nie było zaskoczenie. Pacjent był schorowany, po udarze, od kilku dni leczenie już nic nie dawało, pogarszał się, rodzinę informowaliśmy o ciężkim stanie i o tym że mogą to być ostatnie chwile.
    Na oddziale jest wiele osób w ciężkim (terminalnym) stanie i często śmierć jest już naturalną koleją rzeczy i należy się liczyć z tym że może być na dniach.

    Interna w tym szpitalu gdzie pracuję jest ciężkim oddziałem. Tutaj często ludzie umierają i nie jest to zaskoczenie. To nie są kliniki uniwersyteckie gdzie jak pacjent umrze to jest sensacja. Jak do szpitala klinicznego przyjeżdża pacjent w ciężkim stanie i można go przekazać do rejonu to nie chcą go przyjąć i taki szpital jak mój musi go przyjąć (i niestety wtedy nam, rośnie współczynnik zgonów).

    OdpowiedzUsuń
  7. osłuchiwać zwłoki? - ciekawa metoda stwierdzania zgonu.
    Mnie zawsze uczono, że pierwszym etapem badania jest ocena świadomości i przytomności chorego, no ale cóż...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto powiedział, że to nie było zrobione??

      Rozbawiają mnie zawsze takie anonimowe mądrości :]

      Usuń
  8. z twojej jakże mrożącej krew w życiach relacji wynika coś innego ;-> Gdyby było to zrobione nikt racjonalnie myślący nie osłuchiwał, by chorego który już nie żyje.

    OdpowiedzUsuń
  9. a z drugiej strony pacjent z obrzękiem płuc wnioskuje na sali bez monitoringu (bardzo polskie=bardzo mądre)?, bo chyba inaczej cały oddział by "słyszał" że coś jest nie tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jeszcze jakieś niecelne wnioski??
      Śmiać mi się chce jak czytam te twoje wypociny które nijak się mają do tego co napisałem:]
      Czytać może to i umiesz, ale z myśleniem to kiepsko.
      Gdybyś był/a racjonalnie myślącą osobą to byś nawet takich idiotycznych komentarzy nie napisał/a.

      Usuń
  10. Brrr! Ja wiem, że lekarze muszą być na śmierć uodpornieni, że to (zapewne) może spowszednieć, ale opisałeś to tak, jakby zgon tego człowieka był dla Ciebie niedogodnością, bo opóźnił zjedzenie kanapek... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To opisałem tak że zgon jest codziennością. A to że codzienności czasami życie utrudniają to inna sprawa.

      Usuń
    2. "Codzienności czasami życie utrudniają"?

      "Tu zaczyna się barbaria: kiedy nie rozpoznajemy się już w drugim człowieku" (E. Schmitt)

      Usuń
    3. Nie róbmy ze śmierci jakiegoś patologicznego zjawiska. Taka jest kolej życia ludzkiego.

      Usuń
  11. Ja to doskonale rozumiem, ale mimo wszystko kiedy stawia się w jednym rzędzie zgaśnięcie jedynej w swoim rodzaju istoty ze zjedzeniem kanapki i to drugie ocenia jakby ciut wyżej, coś się we mnie jeży. Przepraszam, inaczej nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się nieco nie zrozumieliśmy. BO wiadomo że te dwie sprawy mają zupełnie inną wartość (bo akurat kanapki były tutaj opisem dekoracyjnym). Natomiast bardziej mi chodziło o to że umieranie jest tym co czeka każdego i czasami już wiadomo że jest bliżej końca niż początku.

      Usuń
    2. Ludzie, lekarz się nie może przejmować śmiercią takiego pacjenta, bo by nie wytrzymał w tej pracy na dłuższą metę.

      I mówiąc "takiego pacjenta" mam na myśli takiego w ciężkim stanie, bliskim śmierci, gdzie już nie da się zbyt wiele pomóc.

      Usuń
  12. Pan sobie postanowił umrzeć... Spadłem.... ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Love przemądrzałe ludki po 1, maks 2gim roku i wrażliwców oczekujących pisania trenu klasy Kochanowski po każdym zgonie:-).

    OdpowiedzUsuń