Z: Rafał, wyślij mi zdjęcia swojego krawata na bal co bym wiedziała jakiej kiecki szukać.
Rafał: Krawat taki jak na półmetku miałem. W niebieskim kolorze.
Z: I tak nie widziałam nadal zdjęć z półmetka, więc mi nie pomogłeś.
Rafał: To będziesz mieć szansę je obejrzeć, bo linka posłałem.
Z: Dzięki, a krawat bardzo ładny :)
Rafał: Dziękuję. Oczekuję ładnej sukienki :)
Z: Postaram się znaleźć w takim kolorze, a jak nie znajde to będzie czarna z dodatkami w kolorze krawata.
Rafał: Spoko, jak się napijemy to kolory nie będą nam przeszkadzać :D
Z: Hahaha co prawda to prawda :D
Takimi to miłym akcentem przed niecałymi dwoma tygodniami rozpoczęliśmy przygotowania do balu dyplomowego. Wiadomo, że ja po sklepach lubię chodzić. Ale kupowanie z babą kiecki na bal to inna bajka i całe szczęście, że ominęła mnie ta przyjemność. Bo wiadomo jak to z kobietą jest. Tu za krótkie, tu za długie, tu coś uwiera, tam coś odstaje, a to nie taki ocień czerni, a to buty za wysokie...
Dla mnie zasadniczym problem było jaki alkohol kupujemy i w jakiej ilości. Znaczy jaki to wiadomo, bardziej chodziło o markę. Tutaj ciężej nam było osiągnąć kompromis i jak się okazało wieczorem to alkoholu było dwa razy więcej aniżeli zamawialiśmy. Dlatego dyplomowe balowanie rozpoczęliśmy zanim jeszcze dotarliśmy na miejsce, w związku z czym już o 17:30 byłem zwarty, gotowy i pod krawatem. Przynajmniej szybko muzyka nam przestała przeszkadzać, ponieważ zespół muzyczny w talent wokalny nie obfitował.
Po przybycie na salę balową i drobnej korekcie ustawienia osób przy stole rozpoczęliśmy imprezę od ciepłego posiłku. Na początek poszły dania mięsne, a później sałatki. Razem z koleżanką zastanawiało nas po co jest łyżka dla każdego. Po godzinie już wiedzieliśmy, że jest po to aby skonsumować krem pomidorowy z groszkiem ptysiowym, który był (a w zasadzie miał być) podany na przystawkę i który nie wiedzieć czemu dostaliśmy jeden na spółkę (takie romantyczne jedzenie z jednej miseczki i stukanie się łyżkami:P).
Jednak na jedzenie narzekać nie można. W przeciwieństwie do imprezy sprzed 3 lat to w tym roku kwestia gastronomiczna była o wiele lepsza. Dobrze, że nie jestem wegetarianinem bo naprawdę było czym rozkoszować podniebienie.
Za to do muzyki mieliśmy zastrzeżenia. Początkowo czuliśmy się jak w Ciechocinku albo na zjeździe absolwentów za 50 lat (dla tych co dożyją). A ostatnie pół godziny było tak smętne, że nie było jak się do tego ruszać. O wiele lepiej było gdy zespół nie śpiewał, a muzykę puszczał dj - jak ktoś potrafił to i mógł do salsy lub bachaty poruszać tyłkiem tak jak ja xD I ten szał jak leciał Taniec Kuduro xD
Oczywiście jak to na takiej imprezie bywa trzeba obgadać każdego z każdym. Kto w jakiej sukience przyszedł, z kim przyszedł, kto z kim wyszedł, czym przyjechał, z kim siedzi przy stole, kto w ciąży, kto nie w ciąży, jak kto tańczy, ile kto wypił, kto z kim się zszedł, kto z kim się rozszedł, kto się na schodach potknął, jak kto szybko zaliczył zgona xD
Pojedlim, popilim, potańczylim i nad ranem do domu wrócilim :)
Dla mnie zasadniczym problem było jaki alkohol kupujemy i w jakiej ilości. Znaczy jaki to wiadomo, bardziej chodziło o markę. Tutaj ciężej nam było osiągnąć kompromis i jak się okazało wieczorem to alkoholu było dwa razy więcej aniżeli zamawialiśmy. Dlatego dyplomowe balowanie rozpoczęliśmy zanim jeszcze dotarliśmy na miejsce, w związku z czym już o 17:30 byłem zwarty, gotowy i pod krawatem. Przynajmniej szybko muzyka nam przestała przeszkadzać, ponieważ zespół muzyczny w talent wokalny nie obfitował.
Po przybycie na salę balową i drobnej korekcie ustawienia osób przy stole rozpoczęliśmy imprezę od ciepłego posiłku. Na początek poszły dania mięsne, a później sałatki. Razem z koleżanką zastanawiało nas po co jest łyżka dla każdego. Po godzinie już wiedzieliśmy, że jest po to aby skonsumować krem pomidorowy z groszkiem ptysiowym, który był (a w zasadzie miał być) podany na przystawkę i który nie wiedzieć czemu dostaliśmy jeden na spółkę (takie romantyczne jedzenie z jednej miseczki i stukanie się łyżkami:P).
Jednak na jedzenie narzekać nie można. W przeciwieństwie do imprezy sprzed 3 lat to w tym roku kwestia gastronomiczna była o wiele lepsza. Dobrze, że nie jestem wegetarianinem bo naprawdę było czym rozkoszować podniebienie.
Za to do muzyki mieliśmy zastrzeżenia. Początkowo czuliśmy się jak w Ciechocinku albo na zjeździe absolwentów za 50 lat (dla tych co dożyją). A ostatnie pół godziny było tak smętne, że nie było jak się do tego ruszać. O wiele lepiej było gdy zespół nie śpiewał, a muzykę puszczał dj - jak ktoś potrafił to i mógł do salsy lub bachaty poruszać tyłkiem tak jak ja xD I ten szał jak leciał Taniec Kuduro xD
Oczywiście jak to na takiej imprezie bywa trzeba obgadać każdego z każdym. Kto w jakiej sukience przyszedł, z kim przyszedł, kto z kim wyszedł, czym przyjechał, z kim siedzi przy stole, kto w ciąży, kto nie w ciąży, jak kto tańczy, ile kto wypił, kto z kim się zszedł, kto z kim się rozszedł, kto się na schodach potknął, jak kto szybko zaliczył zgona xD
Pojedlim, popilim, potańczylim i nad ranem do domu wrócilim :)
my ostatnio przerabialiśmy połowinki i mieliśmy tak samo jak Wy - jedzenie wypas, muzyka.. już niekoniecznie :) ale po paru głębszych przestała przeszkadzać :P
OdpowiedzUsuńno to ładnie się doktory bawią :)
No! skoro powrót był nad ranem, znaczy dobra impreza;)/pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńP.S. a kac jest?
Kaca nie ma :P
UsuńZastosowałem z koleżanką taktykę co by się przed nim uchronić ;)
Zdradź nam te tajniki nieposiadania kaca :D
OdpowiedzUsuńta-ta
kw
Trzeba się odpowiednio nawodnić :P
Usuń"odpowiednio" to słowo klucz ;D
Usuńzawsze wydawało mi się, że to mężczyzna dobiera kolor krawata do koloru sukienki kobiety :D
OdpowiedzUsuńkto pierwszy ten lepszy :P
Usuńmój garnitur był wcześniej kupiony :D