Przyjechałem nieco spóźniony do szpitala (przez wakacje to ilość świateł na skrzyżowaniach chyba uległa podwojeniu). Pamiętam, że ostatnim razem jak oddelegowałem się na anestezję to właśnie awantura zaczęła się od spóźnionego anestezjologa. Zbiegiem okoliczności się stało, że dziś na chirurgii ten sam anestezjolog znieczulał co wówczas. I podobnie jak tamtego dnia, tak i dziś punktualnie nie był, bo spotkaliśmy się przy wejściu na blok operacyjny. Przy okazji wpadliśmy na ordynatora chirurgii, który widząc takie spóźnione anestezjologiczne combo obrzucił nas wzrokiem Bazyliszka. Nam akurat ten morderczy wzrok zbytnio nie przeszkadzał, abyśmy ucięli sobie miłą pogawędkę:
Anestezjolog: To widzę, że już przyszedłeś do nas robić specjalizację.
Rafał: Jeszcze nie. Jeszcze na stażu jestem.
A: Ja myślałem, że już u nas na stałe zaczynasz pracować.
R: Najpierw muszę poczekać na wyniki rezydentur i dopiero później na stałe.
A: Kiedy mają być wyniki??
R: Pod koniec października.
Widać, że członkowie zespołu zaczynają się do mnie przyzwyczajać. Przynajmniej wiedzą, kto może niebawem do nich trafić. A robota na pewno się dla mnie znajdzie, bo już dziś słyszałem, że nikt tam pracować nie chce i wszystko się sypie.
Dawno mnie tam nie było i pewnie dlatego przeczucie mi mówiło, że będzie to obfity dzień w zabiegi. I mimo obfitości, to czasowo wyrobiliśmy się całkiem sprawnie. Nawet raz idealnie obstawiłem godzinę, o której pacjenta przekażemy na oddział.
Zaczęliśmy pierwszy zabieg z opóźnieniem. Znieczulenie przewodowe. Gdyby nie to, że chirurdzy już stali nad nami to sam mógłbym się wkuć. A tak, nie chcąc nadużywać ich cierpliwości, doktor sam szybko i sprawnie między odpowiednie kręgi igłę wbił. Znieczulenie szybko działać zaczęło, ale pacjent, by nam się zbytnio nie nudziło, zwolnił prawie do 40. Atropinka w ruch poszła. Akcja serca się podniosła. A my mieliśmy czas, by sobie chwilę pogadać. Przy okazji sprzedałem anestezjologowi najnowszego newsa, co też wyjaśniało, dlaczego dziś operowali sami specjaliści bez udziału rezydentów.
Dwa kolejne zabiegi w ogólnym znieczuleniu miały być przeprowadzane, co dla mnie oznaczało szansę na wykonanie dwóch intubacji. Pierwsza z nich okazała się trudną intubacją i nie udało mi się jej zakończyć sukcesem. Anestezjolog też się musiał nagimnastykować, by rurkę w odpowiednią dziurkę wsadzić. Od tych manewrów pacjent chyba się tak zdenerwował, że też postanowił sobie zwolić, dzięki czemu zasłużył na porządną dawkę atropiny.
Przy drugiej intubacji trudnością okazały się zęby, a właściwie ząb. Pacjentowi został jeden, więc należało obchodzić się z nim dość ostrożnie. I to niekoniecznie z tego powodu, żeby gdybym go wyłamał to pacjentowi byłoby smutno, ale dlatego że mógł on sobie wpaść w drogi oddechowe, a to byłby już pewien kłopot dla nas. Dlatego przy wprowadzaniu łyżki laryngoskopu na ów ząbek uważałem. Tym razem intubację zakończyłem sukcesem. A za nienaruszony ząb dostałem piątkę z plusem. Jednak i tym razem pacjentka uraczyła nas spadkiem akcji serca i atropina miała swoje pięć minut.
Fajna jest ta anestezjologia :))
:D, rzeczywiście atropinowo miałeś. Prawo serii?
OdpowiedzUsuńnieszczęścia chodzą parami, a atropina trójkami ;)
UsuńCiekawie się czyta Twoje wpisy. Są takie lekkie.
OdpowiedzUsuństresowales sie jak serce pacjenta zwalnialo? czy takie rzeczy staja sie juz rutyna?
OdpowiedzUsuńMia
Wiedziałem co zrobić, a poza tym był ze mną anestezjolog dla którego takie rzeczy są już rutyną. Dla mnie jeszcze nie.
UsuńRafale, a powiedz mi, czy byłeś świadkiem jakiś ''hardcorowych'' przypadków medycznych, tj. młoda dziewczyna po wypadku, która ma mieć przeszczep, gwałt lub po prostu zgon takiej młodej dziewczyny. Zdarzyła się kiedykolwiek taka sytuacja? Jeśli tak, to jak się czułeś? :-) Ciężko Ci przychodzi patrzeć na takie rzeczy czy już przyzwyczajony? :-)
OdpowiedzUsuńLena
Nie miałem okazji
UsuńBardzo się cieszę. :-)
UsuńLena
Ale w ogóle śmierć widziałeś? To znaczy byłeś przy tym?
UsuńTak, miałem okazję.
UsuńNareszcie aktualna tapeta ;)
OdpowiedzUsuń"akcja to jest w filmie albo na giełdzie"
OdpowiedzUsuńczynność serca się mówi, doktorze.
Dobrze, że akurat nic nie jadłem ani nie piłem jak to przeczytałem, bo bym się jeszcze zakrztusił :D:D:D:D:D
UsuńWiesz co to są np. synonimy albo wyrażenia blisko znaczne??
A może chociaż wiesz, że nie zaczyna się zdania mała literą??
Wydaje mi się, że nie. No ale w internecie to każdy mądry i anonimowy:]
Gallu Anonimie, wracaj do szkoły i to czym prędzej :)
Jedni zostali porządnie nauczeni, inni widać nie - stąd takie akcje.I nie, to nie są żadne synonimy. Proponuję wrócić do mianownictwa internistycznego - nie zaszkodzi, a pomoże. Myślałem, że taki coś to tylko u chirurgów,
UsuńPozdrawiam
też-lekarz
Przykro mi, że jesteś najwyraźniej z tych nienauczonych :]
UsuńWeź człowieku nieco wyluzuj i przestać się wymądrzać, bo się za bardzo spinasz. Poczytaj sobie coś, ale niekoniecznie mianownictwo internistyczne :]
E tam spóźnienie, ale jakie było wejście: wszystkie oczy zwrócone w waszą stronę, pacjent już bardziej gotowy nie będzie... Pokazaliście kto tam rządzi ;)
OdpowiedzUsuńNigdy mnie anestezjo nie pociągała, ale jak obczaiłam dwa zabiegi na kardiochirurgii to zmieniłam zdanie :)
OdpowiedzUsuńPS - tu Inwazyjna ;) dzięki za komentarz na nowym blogu. Jesteś pierwszy, z tej okazji fanfary i ciasto czekoladowe!