Jak to zawsze na urlopie, zaopatruję się wcześniej w literaturę. Siedziałem w księgarni i zdecydować się nie mogłem. Pani księgarka mi doradzić próbowała co wybrać z takim efektem, że stwierdzałem, że wezmę wszystko co mi poleciła.
Na pierwszy ogień poszedł "Sokół" Dominika W. Rettingera. Po części zachęcił mnie napis na okładce: "To najlepsza książka od czasów Nielegalnych Severskiego." Nie wiem kto jest autorem tej wypowiedzi, ale po przeczytaniu całej powieści nie mogę się z tym zgodzić. Niby akcja się fajnie zaczyna rozkręcać, ale czuć, że czegoś w niej brakuje. W pewnym momencie miałem wrażenie, że autor zgubił pomysł na fabułę. Niektóre wątki beznadziejnie ucina, a inne ciągnie na siłę nie wiedząc jak z nich wybrnąć. Zwłaszcza jeśli chodzi o głównego bohatera, który nagle wyskakuje i oświadcza, że on jest po tej dobrej stronie barykady. Jakby chciał wszystkich zaskoczyć, ale zamiast tego każdy robi zniesmaczoną minę i patrzy się jak na jakiegoś dziwaka.
W mojej ocenie to autorowi daleko do Severskiego. Jak doszedłem do ostatniej strony to z ulgą odetchnąłem, że już koniec, bo jakoś nie poczułem tego napięcia. A z drugiej strony nie lubię tak rzucać w kąt niedokończonej książki, bo może jednak coś się wydarzy.
Całkiem inaczej było w przypadku Zygmunta Miłoszewskiego "Bezcenny". Ekspresowo wciągnąłem się w akcję, która ani na chwilę mnie nie nudziła. Świetnie prowadzona narracja z dozą sarkazmu i ironii, którą uwielbiam. Mimo, że to thriller to momentami padałem ze śmiechu. Dawno nikt mnie tak nie rozbawił. Aż chciało się czytać dalej. Moja znajoma stwierdziła, że bezczelny język czasami dorównywał mojemu, tak więc mam szanse na stworzenie thrillera (jak znajdę czas). Może dlatego też ta lektura mi tak świetnie przypadła do gustu.
Rewelacyjna książka na urlop albo zimowy wieczór. Fantastyczna rekompensata za czas jaki poświęciłem na "Sokoła". Kiedy doszedłem do końca to aż mi smutno było, że to tylko niecałe 500 stron (a im grubsza książka tym bardziej mam ochotę się do niej dobrać).
W mojej ocenie to autorowi daleko do Severskiego. Jak doszedłem do ostatniej strony to z ulgą odetchnąłem, że już koniec, bo jakoś nie poczułem tego napięcia. A z drugiej strony nie lubię tak rzucać w kąt niedokończonej książki, bo może jednak coś się wydarzy.
Całkiem inaczej było w przypadku Zygmunta Miłoszewskiego "Bezcenny". Ekspresowo wciągnąłem się w akcję, która ani na chwilę mnie nie nudziła. Świetnie prowadzona narracja z dozą sarkazmu i ironii, którą uwielbiam. Mimo, że to thriller to momentami padałem ze śmiechu. Dawno nikt mnie tak nie rozbawił. Aż chciało się czytać dalej. Moja znajoma stwierdziła, że bezczelny język czasami dorównywał mojemu, tak więc mam szanse na stworzenie thrillera (jak znajdę czas). Może dlatego też ta lektura mi tak świetnie przypadła do gustu.
Rewelacyjna książka na urlop albo zimowy wieczór. Fantastyczna rekompensata za czas jaki poświęciłem na "Sokoła". Kiedy doszedłem do końca to aż mi smutno było, że to tylko niecałe 500 stron (a im grubsza książka tym bardziej mam ochotę się do niej dobrać).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz