Wieczorową porą spotkałem się moją przyjaciółką (ja naprawdę byłbym zaskoczony gdybyś ty przyszła punktualnie), aby powspominać dawne czasy i planować przyszłe czasy. Zaczęliśmy od zaliczenia ściany płaczu i mogliśmy rozpocząć clubbing. Ze względu na młodą godzinę zaczęliśmy od podwójnego grzańca w Przedwojennej. Zimno nie było, ale mimo to należało się rozgrzać.
Kiedy omówiliśmy moje tegoroczne wycieczki, obejrzeliśmy zdjęcia, to poszliśmy do Konkubinatu. Tam strzeliliśmy kilka rundek shotów. W wydawanej reszcie dostałem kilka kolekcjonerskich dwuzłotówek, które od wielu lat zbieram. Najbardziej do gustu przypadła nam malinówka domowej roboty. Gdy już miałem dobrą opinię o tym miejscu, to została automatycznie zepsuta przez to, że podano nam tequilę gold z cytryną. Sok pomarańczowy mieli w ofercie, ale kawałka pomarańczy już nie. Zepsuło nam to całą zabawę, dlatego poszliśmy w stronę pasażu Niepolda.
Zebraliśmy kilka ulotek na darmowe drinki i inne rabaty, pieczątki na wejście i wyjście. Ludzi za dużo nie było, bo większość studentów porozjeżdżała się na święta. Bardzo zachęcający był tekst ochroniarza w Konkurencji: I tak nie macie po co wchodzić, bo na dole nie ma nikogo. Przynajmniej nie musieliśmy płacić za szatnię.
Godziny mijały i przyszedł czas na kolację. W miejscu, gdzie kiedyś mieściło się Metropolis, zjedliśmy Gzika i popiliśmy Sokiem z gumijagód. Wtedy przyszedł czas, aby wybrać się na jakieś ballare. Szybko osiągnęliśmy satysfakcjonujący poziom przy Caipirihnii i mogliśmy się bawić i szaleć. Muzyka nam nie przeszkadzała, a nawet się podobała. Kiedy poleciało "Lady Marmalade" to przypomniało mi się jak w gimnazjum robiliśmy mini playback show. Ja wtedy byłem nawet w jury i tak się dziwnie złożyło, że moja klasa wygrała. Nie to, że ja miałem w tym jakiś udział, bo wolałem żeby wygrały dziewczyny z innej klasy, ale pani od polskiego zbojkotowała wyniki. Powiedziała, że ich przedstawienie było za bardzo wyuzdane i nie mogą zająć pierwszego miejsca- kiedy mi (i nie tylko mnie) się bardzo podobało. W ten sposób wygrał Enrique.
Voulez vous coucher avec moi
Nie mieliśmy jednak siły przebicia i Lambady nie było. Sami jednak sobie na środku rynku puściliśmy. Moja przyjaciółka wyliczyła, że przejście z klubu na przystanek autobusowy zajmie nam godzinę. Początkowo z tą prognozą się nie zgadzałem, ale jak weszliśmy po drodze ponownie do Przedwojennej, a później jeszcze do innych Pijalni wód to faktycznie trochę nam potrzeba było czasu, aby dotrzeć na autobus.
Czy to z zazdrości czy z niewiem czego, na przystanku ktoś chciał sobie bachatę potańczyć. Nie wychodziło im to zbytnio, bo nie mieli obczajonego ruchu bioder. Popatrzyłem się i tylko się uśmiechnąłem. W sumie planowałem w tym roku wrócić na kurs tańca, ale brak czasu mi nie pozwolił. Może w przyszłym roku się uda. Jeszcze kiedyś będę umiał tańczyć tak jak poniżej:
Godzina 11. Sms: "Rafał, mam rozwalony cały telefon jakby tramwaj po nim przejechał". Dziwne, przecież wracaliśmy autobusem, bo tramwaje w nocy nie jeżdżą. Poza tym jej telefon nigdzie nie upadł (w przeciwieństwie do mojego).
"To następnym razem nie zostawiaj telefonu na torach to będzie cały i zdrowy" xD
Ataca i La Alemana wymiatają, obejrzy sobie workshopy Daniela y Desiree, to od razu pobiegniesz na kurs bachaty !:)
OdpowiedzUsuń