Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

piątek, 15 lutego 2013

Zastępca ordynatora

Od 7:15 ponownie stażuję się na chirurgii ogólnej. Jak każdy oddział, tak i ten ma swojego ordynatora, o którym słyszałem różne opinie (w tym mniejsza pozytywnych niż negatywnych). Po dwóch dniach stwierdzam, że ogólnie facet jest całkiem w porządku - żebym tylko tych słów nie żałował. Owszem goni stażystów do roboty, ale z drugiej strony nie jestem tam po to żeby cały dzień siedzieć na kanapie. Może ma lekkie ADHD, wszędzie go pełno i czasami porzuca kurwami, ale komu się to nie zdarza? Ponadto pan ordynator ma swojego zastępcę. 

I to o nim będzie dzisiejsza bajka. 

To że z zastępcą się nie polubię to się zorientowałem w dniu kiedy odesłano mnie na ortopedię. Już wtedy doszło do lekkiej wymiany zdań. Wiecie jak to jest. Starszy pan, chyba lekko sfrustrowany tym że młodszy lekarz jest jego szefem (plotka głosi że kiedyś był ordynatorem, ale podziękowano mu za współpracę), chce pokazać jaki to on ważny i ma wiele do powiedzenia. Owszem pokazuje, ale tylko stażystom, bo reszta osób niekoniecznie akceptuje jego polecenia. Przez cały dzień biega kilkanaście razy na fajkę, przychodzi na salę operacyjną tuż po rozpoczęciu operacji zapytać czy wiemy już dlaczego był ostry brzuch i ogólnie próbuje dać znać o sobie w każdy możliwy sposób.

W poniedziałek, pierwszego dnia stażu, zamiast uroczego dzień dobry usłyszałem od niego: tu nie wolno siadać, bo tu siedzi zwykle doktor P. Spotkało się to ze stanowczym sprzeciwem ordynatora, który na moją chęć zmiany miejsca przywołał mnie do porządku: siedź na dupie i się nie ruszaj, doktor P może zająć miejsce obok. To siedziałem i się jednocześnie modliłem, aby przypadkiem zastępca nie wziął mnie na resztę stażu pod opiekę. Dziękować niebiosom trafiłem do innego doktora.

Za to mój doktor fajny człowiek, konkretny, zwięzły i na temat. Przebiegi każe pisać (ale krótkie), epikryzy również (ale nie za długie) i karty statystyczne wypełniać. I od wczoraj nie prowadzi żadnego pacjenta, bo jedna sala chorych jest w remoncie, a druga pusta. Poza tym często operuje. Jak na razie współpraca układa się nam pomyślnie.  I dziś mam z nim dyżur. Yyy, zaraz to nie ta bajka, nie o nim miało być...

Dziś z rana zastępca ordynatora musiał się do czegoś przyczepić. Oczywiście padło na stażystów, że staż na chirurgii za krótki mamy. No krótki, bo połowę zrobiliśmy na chirurgii dziecięcej. No i się zaczęło: a czemu na dziecięcej, a kto nam na to pozwolił, a czy chirurgia dziecięca jest w planie stażu?? Grzecznie tłumaczę, że pozwolił na to opiekun stażu, który siedział obok i dla pikanterii ze stoickim spokojem przyznał mi rację. Niestety nie ma on siły przebicia i jego tłumaczenia nie dotarły tam gdzie powinny. Pan zastępca się podburzył jeszcze bardziej i zaczął krzyczeć, że nam tak nie wolno robić i nam nie zaliczy. Całej tej paplaninie przyglądał się z politowaniem ordynator, który stwierdził, że możemy sobie robić jak chcemy. Poza tym to ordynator właśnie nam staż zalicza. Zastępca się wkurzył i poszedł zapalić, czyli zajął się tym co robi najlepiej i przez większość dnia.

Może powinien zacząć melisę jarać, to by mu na nerwy pomogło. Albo najwyższa pora pomyśleć o emeryturze :D

3 komentarze:

  1. Zawsze chyba najgłośniej krzyczą ci, którzy najmniej mogą, nie jest to syndrom medycyny, ale ogólnie życia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie. Nie wiedziałam jak to ubrać w slowa... Trochę mi go szkoda.

      Usuń
  2. Spotyka się w życiu różnych ludzi :)

    OdpowiedzUsuń