Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

poniedziałek, 7 września 2015

Rozstanie, oczepiny, Lambada i taniec brzucha

Koleżanka od nauki ortopedii postanowiła wyjść za mąż. Niby w czasie przysięgi twierdziła, że dobrowolnie wstępuje w związek małżeński, ale kto tam ich wie. Proponowałem, że mogę się poświecić i będę ojcem jej rzekomego nieślubnego dziecka, o którym nie wie pan młody, ale ona twierdziła, że nie trzeba. Ślub się odbędzie równo o 15. Wszyscy jednak jakoś zgodnie zauważyli, że jak składała przysięgę to nieco śmiać jej się chciało.

Ja na ślub przyjechałem ze swoją dziewczyną. A właściwie to byłem ze swoją dziewczyną, bo przyjechaliśmy osobno. Tak jakoś nie po drodze nam było, żeby się razem zabrać. Osobno też w kościele staliśmy, bo ona się troszeczkę spóźniła. To, że nasz związek i tak nie miał przyszłości i się rozstaniemy było tylko kwestią czasu. Jej przyjaciółka stwierdziła, że to na pewno stanie się przed weselem. W sumie rzuciłem ją jeszcze przed rosołem i pierwszym tańcem, więc to tak po części było przed tym zanim wesele się zaczęło. Nie spełniła moich oczekiwań jak to stwierdziłem. Tym bardziej, że jeszcze przed ślubem upatrzyłem sobie z gości weselnych kogoś na jej miejsce. Moja koleżanka stwierdziła, że po prostu była za kiepska dla mnie - nie zwalajmy że to była niezgodność charakterów. Nie ma to jak  kobieca szczerość. Przez grzeczność nie zaprzeczyłem. Sytuacja przynajmniej byłą jasna. Nikt do nikogo żalu nie ma i świetnie bawiliśmy się do białego rana.

Ponieważ było to wesele koleżanki z roku, to trafiłem na kilku znajomych, z którymi mniej lub bardziej miałem ochotę na dyskusję. Zwłaszcza taka jedna dziewczyna, co robi anestezję w wielkiej klinice i czasami zaintubuje... uwaga... aż trzech pacjentów! I jest już w tym taka świetna, że intubuje wszystkich, pewnie z zamkniętymi oczami. No cóż, ja jeszcze takim świetnym spycjalystą nie jestem, bo pracuję tylko w małym prowincjonalnym szpitalu. Chociaż i tak jestem z siebie dumny, bo przeprowadziłem z nią dość długą rozmowę na poziomie - i to jak jasno jeszcze było, więc nie można zwalić winy za to, że byłem miły na alkohol.

Nie mogłem sobie odmówić udziału w oczepinach. Tak się złożyło, że muszkę złapałem (moja była dziewczyna nie miała szczęścia złapać welonu - a byłoby śmiesznie). Nie obyło się bez walki. Bo najpierw muszkę złapałem do spółki z narzeczonym świadkowej (która notabene welon złapała). On twierdził, że ma większe prawo do muszki, bo jest jej narzeczonym, ja za to trzymałem się argumentu, że ja świadkową znam dłużej. W dogrywce wygrałem, chociaż też walka była zacięta.  Dzięki temu ze świadkową mieliśmy swoje 5 minut i na oczach wszystkich mogliśmy odtańczyć Lambadę. Grajek wiedział co nam wybrać, bo już drugi raz w życiu miałem swoje 5 minut przy Lambadzie, tylko że wtedy z inną partnerką. Wodzirej sam stwierdził, że odpowiednie osoby złapały welon i muszkę.

Kolejny konkurs był w parach. Dj puszczał muzykę, a my mieliśmy tańczyć nieco innym stylem np. jezioro łabędzie do techno (ale piruet nam wyszedł). Młodzi oceniali pięć par i wybierali zwycięzców. Nie wiem czy mieli trudny wybór, ale dwie pary trafiły do dogrywki. Rzekomo mój taniec brzucha tutaj zaważył (ja się boję zobaczyć film z wesela - kamerzysta to widziałem czasami jakby się na mnie uwziął). Moja para została parą publiczności - ten polonez do hip hopu i nasz spontaniczny układ choreograficzny pomógł nam w zwycięstwie w konkursie smsowym:P Po dogrywce ogłoszony został remis. Nie obyło się bez komentarza, że wynik jest taki, a nie nasze bezprecedensowe zwycięstwo. W drugiej parze był brat panny młodej. Ewidentny przykład nepotyzmu!!

Bawiliśmy się do białego rana. Nie zabrakło klasycznych piosenek jak na wesele przystało. Mojej byłej dziewczynie i mnie nie przeszkadzał nawet brak muzyki na końcu imprezy i właściwie siłą trzeba było nas z parkietu ściągać. Chcieliśmy nawet afterparty zrobić w hotelu. Zdjęć się za to nie mogę doczekać kiedy zobaczę.

Za to dzisiaj w pracy padnięty byłem. Dobrze, że wszystko w miarę stabilnie się znieczulało i wystarczyło, abym tylko jednym okiem kontrolował ciśnienie. Oczywiście ktoś coś źle przekazał i dowiedziałem się, że to ja ślub miałem w sobotę. Ale ciasto za to do pracy przyniosłem.

8 komentarzy:

  1. Czekamy na relacje z twojego ślubu i wesela;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba sobie poczekamy, bo chyba się zwolnił wakat na stanowisko: dziewczyna/narzeczona/żona/nie-wiadomo-co. :)

      Swoją drogą, gdzie można przesłać CV i list motywacyjny, by wziąć udział w rekrutacji na powyższe miejsce? :DDD

      Usuń
    2. No właśnie!
      :)
      Zwłaszcza, jeśli chodzi o nie wiadomo co. :)

      Usuń
  2. Wesele obfitujące w wydażenia:D
    A takiego konkursu tanecznego jeszcze nie widziałam. Nawet o czymś takim nie słyszałam. A zamysł podoba mi się bardzo:D Z ciekawością bym obejrzała ten taniec brzucha:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wydażenia"?! Serio jesteś lekarzem i masz wyższe wykształcenie?!

      Usuń
    2. Teraz przyuważyłam błąd i się nawet zdziwiłam, że takowy popełniłam:P Z każdym rokiem czuje uwstecznienie, bobywa, że się zastanawiam nad tym jak się dane słowo pisało. Dziwne, bo przecież ciągle coś czytam.
      Wyzsze wykształcenie nie ma nic wspólnego ze znajomością ortografii. Zresztą polonistką nie jestem. A i niby zawodowi dziennikarze popełniają błędy, a słowem pracują na codzień.
      Dziękuję za czujność. Szkoda, ze się nie da zedytować.

      Usuń
    3. Spoko ale mylisz się. Wykształcenie wyższe ma wiele wspólnego z ortografią. To wstyd aby człowiek niby to wykształcony nie znał języka polskiego, choć jego podstaw.
      A śmieją się, że magistrów analfabetów naprodukowali...

      Usuń
    4. Luuuz, każdemu może zdarzyć się taki błąd z pośpiechu, nawet mistrzowi ortografii, a co dopiero lekarzynie, który wieki temu pisał ostatnie dyktando ;).

      A.

      Usuń