Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

piątek, 27 stycznia 2017

"This is good"

Wstałem o poranku, przywitałem się ze światem i wypiłem kawę. Sprawdziłem kurs dolara, a następnie umyłem zęby. Dzień zaczynał się jak każdy inny, czyli dobrze. W krótkiej  drodze do pracy Ricky Martin mi zaśpiewał. Napełnił mnie przy tym optymizmem i jeszcze większą chęcią do życia.

Rzuciłem okiem na plan operacyjny i stwierdziłem, że dziś się nie narobię. Julita uznała, że sama weźmie dziś jedną salę, a ja mogę pojechać z transportem z pacjentem do sąsiedniego szpitala. W sumie ucieszyłem się z takiej opcji, bo akurat nabyłem premierowy kryminał Thomasa Engström, to będę mógł poczytać w podroży. Czas szybciej i przyjemniej minie.

Kiedy dojechałem i urządziłem sobie pogawędkę z oddziałowym lekarzem, to ratownicy dostali wezwanie do reanimacji. Trochę mnie to zdziwiło, bo mieli mnie odwieść do mojego szpitala. Miałem dwie opcje: wracam sobie taksówką na własny koszt (dyspozytornia i ratownicy śmiali się z tego pomysłu tak samo jak ja) albo jechać z nimi do reanimacji, a później mniej odwiozą. 
Wybrałem bramkę numer dwa, czyli szlag trafił czytanie książki.

Jakieś 10, może 15 minut później byliśmy na miejscu. Po reanimacji już prawie śladu nie było i nam zostało posprzątanie po kolegach. Dzięki temu w drodze powrotnej mogłem oddać się lekturze i przeczytać kilka rozdziałów. Co prawda w głowie też mi siedziało pytanie: co by zrobić na obiad?

Na oddziale nuda. Prawie wszyscy wypisani, a ci co zostali to robią tylko sztuczny tłum. Poszedłem na salę operacyjną, ale tam też już prawie było po robocie - jedynie zrobiłem Szymonowi krótkie znieczulenie do rewizji. Wspólnie stwierdziliśmy, aby zakończyć dzień pracy.

Przy wyjściu zaczepił mnie ginekolega. Robią spotkanie u Irlandczyka i mam wpaść. Obiecałem, że się postaram. A jeśli nie przyjdę to niech zjedzą tam zanim przyjdą do mnie. Ja nie mam czasu na robienie kolacji i będę najwyżej dysponować chipsami, paluszkami oraz dobrym rumem. Taka tradycja, że spotkania w irlandzkiej knajpie prędzej czy później kończą się u mnie, bo mam blisko.

I o godzinie 13:30 miałem już wstawione pranie, prawie gotowy obiad i ogromną chęć cieszenia się weekendem. Piątek 27 stycznia zapisuje się jako dzień udany:)

18 komentarzy:

  1. A nie dorabiasz sobie nic a nic? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Ne dorabiamy. Pracujemy na jednym etacie.

      Usuń
    2. Rezydencka solidarność, czy o tak po prostu?

      Usuń
    3. Nie traktował bym tego jak standardowego przykładu życia rezydenckiego ...

      Usuń
    4. Ja też nie, ale polecam. Praca na jednym etacie wystarcza dla jednej osoby.

      Usuń
    5. Zdecydowanie, zwłaszcza jeśli ma dodatkowe źródła dochodów...

      Usuń
    6. Można żyć z jednego etatu bez dodatkowych dochodów.
      Co prawda ja na swoim hobby coś tam uszczknę dla siebie, ale to raczej niewielki efekt uboczny. Na hobby mogę sobie pozwolić, że w przeciwieństwie do niektórych znajomych nie poświęcam się dyżurom 7 dni/tyg.

      Usuń
    7. No cóż słyszałem że dochody rezydentów są mizerne.widocznie to kłamstwa, skoro tobie z rezydenckiej pensji udaje się utrzymać mieszkanie,kupić za jednym zamachem kilka par butów i komplet garderoby,bywać na kursach i zjazdach i jednocześnie regularnie bywać na zagranicznych wycieczkach :) chyba jeszcze raz zrobię specjalizację w Polsce ;)

      Usuń
    8. Rezydenci, owszem mają kiepskie dochody. Dlatego ja na rezydenturę nie poszedłem.

      Usuń
    9. Pytanie zatem czemu ludzie idą na rezydentury?

      Usuń
    10. - bo tak najprościej, gdyż szpital zasadniczo musi przyjąć rezydenta i na czas specki miejsce pracy jest zapewnione
      - bo w dużych miastach szpitale mogą przebierać w rezydentach nie dając innej możliwości zatrudnienia
      - bo ludzie nie chcą pracować w małej miejscowości
      - bo (prawie) wszyscy idą na rezydenturę i dorabiają, więc traktują to jako normę
      - bo rodzice pomagają
      - bo nie chce się poszukać pracy gdzieś indziej.

      Niektórzy moi znajomi chlubili się w styczniu że już zaczęli rezydenturę, a ja nadal biegałem po szpitalach szukając pracy. Teraz duża część z nich po pracy biegnie do przychodni, NPLu, na SOR, a ja idę do domu, do kina, na basen albo jadę na urlop w ciepłe miejsca.

      Usuń
  2. Po prostu bogaty z domu i nie musi dorabiać :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie interesuje mnie, czy bogaty czy nie. Ale uważam, że tym lepiej, jeśli rezydent nie dorabia - jest czas i na pracę, i na naukę, i odpoczynek, i nie zacharowuje się człowiek w jakichś paskudnych wieczorynkach.

      Usuń
    2. Ludziom nie dogodzisz:

      - Dorabiasz, źle, bo NALEŻY nam się wypoczęty lekarz i ryzykujesz nasze zdrowie, bo jesteś pazerny na hajs.
      - Nie dorabiasz, źle, bo jesteś leniwy i bogaty.

      Usuń
    3. No nie dogodzisz. Ale nie ma co się przejmować :)

      Usuń
  3. Moze sie czepiam ale ... w moim szpitalu pacjentow woza karetki transportowe do innego szpitala czy gdzieś gdzie jest potrzeba, a takie karetki nie jeżdżą do reanimacji a co lepsze do reanimacji nie jadą sami ratownicy tylko lekarz ratownik .
    Twoja lekarska obecność byla przypadkowa ze jednak z nimi pojechałes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zależności od stanu pacjenta, do transportu może być karetka z lekarzem albo bez.

      A poza tym, jak napisałem powyżej, mogłem wrócić taksówką, co od razu nasuwa wniosek, że byłem tam przypadkiem.

      Usuń