Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

czwartek, 13 października 2016

Operacja politraumy internistycznej

Ortopedom dostała się do zoperowania politrauma internistyczna. Sytuacja zrobiła się nieco patowa, bo wskazania do operacji są dość pilne, a stan internistyczny niezwykle był opłakany. Jakby nie patrzeć, to szanse na przeżycie są niewielkie - bez względu na to co by się nie zrobiło.

Rano przyszła rodzina. Poinformowałem jak to wygląda, że ryzyko jest wysokie i należy się spodziewać wszystkiego (zwłaszcza jeśli wzięło się pod uwagę kto jest operatorem). Pozakładałem wkłucia, wyniki jeszcze porobiłem i pomyślałem, że gorzej być nie może. Jednak może - krzepnięcie psuło się coraz bardziej.

Ordynator uznał, że to mi przypadnie zaszczyt znieczulania. No wręcz skakałem z radości i wyrywałem sobie włosy z głowy. Jakoś nie miałem ochoty być tym, któremu operacja się udaje, a pacjent umiera.

Przez cały dzień tak kombinowałem, tak cyrklowałem, tak wszystko przedłużałem z nadzieją, że może się nie wyrobię i cała przyjemność znieczulenia dziadziusia spadnie na lekarza dyżurnego. Jak na złość dzisiaj wszystko szło szybciej niż zwykle. 

W drodze na blok okazało się, że dziadziuś nie ma zgody na operację. Miałem nadzieję, że dzięki temu uda mi się operację zrzucić, a przynajmniej przeciągnąć na później. Ja swoje papiery miałem podpisane. Jak rano była córka, to podpisała zgody, które potrzebowałem, bo dziadziuś ubezwłasnowolniony jest. Roboty za ortopedałów nie miałem ochoty wykonywać, bo nikt mi nie płaci za opowiadanie tego jak oni pod przykrywką naprawy złamania psują człowieka.

Jak się zgoda na zabieg znalazła i czyj tam jest podpis to nie wiem. Pech sprawił, że przez ponad godzinę to ja grałem pierwsze skrzypce. Szef mnie nieco doglądał i popsuł mi w miarę stabilną sytuację, bo zachciało mu się dodać fentanylu. On to opioidów nie żałuje, a później to ja muszę ciśnienie z podłogi podnosić. A to wcale nie była małoinwazyjna operacja.

Kiedy zdawałem relację lekarzowi dyżurnemu, to stan dziadka zaczynał zbliżać się do granicy stabilności. Szybko się ewakuowałem do domu. Zobaczymy jaki będzie stan pacjentów jutro rano na intensywnej terapii.

4 komentarze:

  1. Zdaj relacje... A tymczasem kciuki trzymam za dziadziusia.. Chociaż to może nie wystarczyć;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Też trzymam kciuki. Wiem, jak to z takimi dziadziusiami bywa. :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Też trzymam kciuki za dziadunia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziadziuś operację przeżył całkiem nieźle. Za to teraz zacznie umierać z powodów internistycznych.

    OdpowiedzUsuń