Tak się przyjęło, że o tej porze roku zwykłem lądować w hiszpańskiej części Afryki.
Spakowawszy się w piątek w bólach i mękach, po dwóch godzinach snu, dotarłem na lotnisko. Wybrałem sobie miejsce jaki mi odpowiadało, nadałem bagaż (przy okazji zobaczyłem, że mam 7 kg niedowagi) i poszedłem do odprawy osobistej.
Germania - kolejna 'niepoważna' linia lotnicza. Ani na moment nie można zmrużyć oka, bo co chwilę dają jeść i pić. Co to za traktowanie pasażera. Air Berlin upada, bo rozdaje w samolotach jedzenie w cenie biletu, ale widać to nie jest żadna przestroga dla konkurentów. Gdyby tak LOT robił to byłaby szansa na ich szybsze bankructwo, ale oni tam pas zaciskają i nawet wody pasażerom szczędzą.
Odebrałem na lotnisku samochód (trochę to zajęło bo z panem z Europacar szukaliśmy wspólnych erasmusowych znajomych) i po godzinie dotarłem do mojego hotelu. Wchodziło się od razu do recepcji, która była zlokalizowana na 6 piętrze. Aby się zorientować gdzie co się znajduje to potrzebowałem mapy, zarówno w poziomie jak i w pionie, bo nie każdą windą dało się dojechać tam gdzie chciałem. Nie dziwiło mnie, że hotel o standardzie cztery gwiazdki plus, a cena
nie była jakoś wygórowana (później wyczytałem w przewodniku, że to był
najlepszy hotel w okolicy). Szybko się wyjaśniło czemu zawdzięczam ową cenę. W hotelu roiło się od Polaków, których przywiozła Itaka - a jaki poziom mam to biuro turystyczne to lepiej nie mówić. Typowi Janusze i Grażyny, którzy pomylili Międzyzdroje z Hiszpanią.
Napisy były nawet po polsku. Wszędzie można było się dopatrzeć informacji, w której upraszało się gości o nierezerwowanie miejsc na basenie. I co ja słyszę przy śniadaniu? Grażyna, jak byłem rano pobiegać to zająłem już nam leżaki na basenie.. Spojrzałem na zegarek i było parę minut po 9, a nad wodą jeszcze nikt specjalnie nie leżał. Ja się zdziwiłem tylko, że jeszcze Janusz nie wbił parawanu, aby te leżaki odgrodzić od reszty świata. Cóż, medalu za swoje zdolności nie dostał.
Kolejny przykład. Rzecz się dzieje na piaszczystej plaży. Zaczytuję się akurat w Makru Stelarze, kiedy obok mnie rozbiła sobie biwak grupka Polaków: dwie damy i dwóch dżentelmenów. Na oko byli mniej więcej w moim wieku. Błogi szum fal został szybko przerwany, bo owa paczka biesiadników przyniosła własny sprzęt grający. Oczywiście wszyscy musieli dookoła słyszeć co nasi melomani słuchają. Zapomnieli tylko, że nie są w Mielnie, gdzie takie zachowanie mogłoby być uznane za normę.
Przykładów można by mnożyć, bo przez cały tydzień się trochę ich nazbierało. Gdybym wiedział na jakie towarzystwo trafię w hotelu, to bym się mocno zastanowił czy nie poszukać innej lokalizacji. Tyle dobrego, że większość Polaków była zakwaterowana w innej części hotelu niż ja i nie musiałem ich słyszeć przez ścianę.
Niemcy mają swoją Majorkę, to Polacy tez chcą mieć jakąś wyspę, grunt żeby to nie było na Morzu Barentsa.
Czytałem kiedyś artykuł o stworzeniu w południowych kurortach enklaw dla Polaków, ale nie wiedziałem że to już wchodzi w życie. Może to którejś nocy sejm przepchnął taką ustawę, a ja nie zauważyłem.
Spokojny urlop to było to o czym marzyłem od jakiegoś miesiąca. Jak jeszcze w lipcu miałem luźno zapełnione weekendy i czas na odpoczynek, tak w sierpniu czasu nie miałem kompletnie na nic. A ostatni tydzień to jakoś tak szczególnie był wypełniony zadaniami, które 'przecież zdążę załatwić zanim wyjadę ale dzisiaj się tym nie zajmę'. I w ciągu najbliższych tygodni nie zanosi się na zmianę takiego stanu rzeczy, bo już zdążyło się nagromadzić sprawunków do zrobienia 'na wczoraj'.
Kiedyś jak człowiek jechał na urlop to znikał i pojawiał się po jakimś czasie. Nikt nie miał z nim kontaktu, a świat się nie zawalił. Dzisiaj jest inaczej. Sms od niedoszłej narzeczonej: Jest mi źle jak nie jesteś online kiedy robię zakupy i potrzebuję zapytać jak wyglądam. Ona chyba próbuje się odmłodzić robiąc sobie zdjęcia w przymierzalniach. Dobrze, że nie wrzuca tego na fejsa.
Uzbrojony w przewodnik i mapę wyznaczyłem kilka tras wycieczkowych. I tak mniej więcej każdego dnia zaliczałem widok na jakąś ładną latarnię, plażę, pustynię i skaliste wybrzeże. Przemierzyłem wyspę wzdłuż i wszerz. Momentami nieźle wiało i wyjaśniało to po części skąd taka nazwa wyspy (chociaż są różne wersje).
4 książki przeczytałem. Suwenirami zapełniłem swoją walizkę i przy odlocie miałem już tylko 2 kg niedowagi.
Jeszcze tylko zaplanować resztę urlopu na ten rok i można się znowu pakować.
Mądrze pisujesz,ale czy nie uległes stereotypowej modzie, aby nazywać prostaków i prostaczki imionami, które mają ludzie nie koneicznie takiego samego pokroju ? Może to kogoś razi ?
OdpowiedzUsuńJanusz
Fakt, uległem tej stereotypowej modzie.
UsuńCzyżby La isla bonita? :)
OdpowiedzUsuńa propos polskich enklaw z grillem i Zenkiem Martyniukiem i konkursami filmowymi nt " Killera" to byl taki artykul ze podobno gdzies w Grecji ....
OdpowiedzUsuńpieknie piszesz bede zagldal , tanti saluti ! ti ho aggiunto ..
OdpowiedzUsuń